Napisałem w ostatnim numerze „wSieci” tekst pod znamiennym tytułem „Niesmak”. Mowa w nim o nadaniu nagrody imienia Kisiela Adamowi Michnikowi, a szerzej o tym, co się z tą nagrodą co roku dzieje.
Tymczasem całkiem równolegle tenże Michnik udzielił „Wprostowi” wywiadu, w którym z rozbawieniem przyjmuje fakt dostania tej właśnie nagrody. Widzi w tym pewien paradoks, ale łaskawie godzi się na niego.
I co ciekawe, prawie wszystko co Michnik opowiada o Stefanie Kisielewskim jest prawdą. Rzeczywiście bardziej był przywiązany do Kościoła niż do religii. Rzeczywiście potrafił z księżmi a nawet z biskupami wadzić się, polemizować, a – to już dodatek ode mnie - w roku 1947 zawieszono go na kilka miesięcy w Tygodniku Powszechnym za powieść, którą ówczesny Kościół uznał za niemoralną (dziś Rafał Ziemkiewicz pisze większe bezeceństwa). Rzeczywiście nie było dla niego stuprocentowych autorytetów , drwił sobie ze wszystkiego. Wielu kolegów z prawicy mogłoby się od niego nauczyć poczucia humoru, dystansu, także niezależności okazywanej tym wszystkim, których skądinąd bronił i kochał.
Nie chcę poddawać egzegezie dzisiejszych poglądów Michnika i potencjalnych poglądów Kisiela, który miałby prawie 103 lata. Z pewnością byłoby wiele punktów skrajnie rozbieżnych. Ale kluczem jest chyba rzucona na boku uwaga Michnika na temat Kisiela: „Szedł zawsze pod prąd”.
Otóż Michnik, choć pewnie wyraża własne poglądy, jest dziś ucieleśnieniem topornych rzekomych praw historii, owych wszystkich dziejowych konieczności. Nawet jeśli on sam nie uprawia konformizmu wobec możnych tego świata, to do tego konformizmu polską publiczność zachęca, a czasem zwyczajnie zmusza.
Zrobienie właśnie jego, który nawet w tym wywiadzie obrzuca przeciwników wymyślnymi inwektywami, a zarazem w sprawach zasadniczych głosi prawdy przeraźliwie banalne i poprawne, oznacza tyle, co wrzucenie wszystkiego, co napisał i powiedział Kisiel do sedesu. No dobrze, to nie mój język (choć Kisiela czasem tak) - do spluwaczki, choć ich współcześnie w Polsce nie używamy.
Co smutniejsze, autorami tej decyzji są w ostateczności jacyś wyblakli medialni statyści, o których jutro, pojutrze nikt nie będzie pamiętał. To może największa obraza pamięci nie cierpiącej patosu, ale nie cierpiącej też dworactwa postaci Kisielewskiego.
Tego samego dnia Michnik opublikował w „Wyborczej” swoją rozmowę z Aleksandrem Smolarem. Choć jest to zapis wspólnych traum i lęków całego tego środowiska, Smolar próbuje racjonalizować, analizować, wiązać przyczyny ze skutkami, przestrzegać własny obóz. Michnik występuje za to nie w roli Breżniewa nawet, a Susłowa, powtarzającego sucho zaklęcia własnej nauki. Albo Zenona Kliszki wygrażającego kontrrewolucji.
Naturalnie w odpowiedzi na tę uwagę, znowu usłyszę, że zazdroszczę wielkości, więc chcę ją ściągnąć do parteru. Z pewnością jednak na tę godną protokołów Politbiura konwersację Kisiel znalazłby stosowny dowcip. Powiem więcej, miałby używanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182685-michnik-ma-racje-w-jednym-kisiel-pekalby-ze-smiechu-ale-czy-nie-smialby-sie-i-z-niego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.