Przykład umorzenia przez warszawski sąd korupcyjnej sprawy okulistki Ariadny Gierek to zachęta do brania łapówek. Sędziemu, który wydał taki wyrok wróżę szybką karierę. Tylko musi się pośpieszyć, bo wybory za niecałe dwa lata.
Co prawda wyrok zapadł w listopadzie ubiegłego roku (proces toczył się z wyłączeniem jawności), ale uzasadnienie jest jawne. Dlatego wiemy, że Ariadna Gierek nie poniesie kary, bo sprawa przyjęcia przez okulistkę prawie 400 tysięcy złotych łapówek od firm farmaceutycznych i produkujących sprzęt medyczny została umorzona.
Gazeta Wyborcza dzisiaj donosi:
Zaskakujący wyrok w korupcyjnej sprawie znanej okulistki. Sąd uniewinnił Ariadnę G., mimo że dostawała pieniądze od firm jako dyrektor kliniki okulistycznej w Katowicach. Zakwalifikował dawaną gotówkę jako "nieformalne opłaty".
Sąd uznał istnienie nieformalnego porozumienia pomiędzy Agnieszka B. przedstawicielką zagranicznej firmy, która miała wręczać koperty z pieniędzmi a profesor Gierek Zeznania głównego świadka przyjął za wiarygodne, choć z zastrzeżeniem. Sąd uznał, że Agnieszka B. przyznała się do korumpowania z obawy przed kontrolą NIK. Ujawniając wręczania łapówek okulistce uniknęła odpowiedzialności karnej.
Profesor Ariadna Gierek została oskarżona o przyjęcie 13 łapówek z art. 228 par. 1 kodeksu karnego: „kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.
Z powodu braku związku pomiędzy kopertami a korzyścią, jaką miałaby mieć okulistka, prokuratura przegrała sprawę przed sądem. Bo nikt nie potwierdził, żeby profesor wpływała na przetargi. Nie sprawiała ona nawet wrażenia osoby przychylnej.
Wyrok wydał sędzia Maciej Jabłoński. Ten sam, który orzekał w procesie z oskarżenia Janusza Kaczmarka przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Sędzia Jabłoński chciał skierować Kaczyńskiego na badania psychiatryczne. Po tej decyzji odsunięto go od sprawy. Kazał też policji doprowadzić siłą na rozprawę redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, gdy ten nie stawił się na proces z TVN.
Od 2011 roku utajniony proces toczył się przed sądem rejonowym w Warszawie. Dlaczego w Warszawie, a nie w Katowicach, gdzie Ariadna Gierek była dyrektorem kliniki okulistycznej przy ulicy Ceglanej i m.in. w swoim gabinecie brała łapówki? Śląski wymiar sprawiedliwości wyłączył się z orzekania w tej sprawie, bo w klinice były leczone rodziny sędziów.
Upadek carycy
Sądowe kłopoty Ariadny Gierek rozpoczęły się w 2007 roku podczas wywiadu udzielonego dziennikarzowi „Tygodnika Podhalańskiego” Jurkowi Jureckiemu. Jurecki, jak donosił Newsweek w maju 2012 roku:
„Próbował ustalić, skąd prof. Gierek i jej mąż mają pieniądze na zakup udziałów w hotelu w Zakopanem i z ekipą telewizyjną TVN przyjechał do szpitala. Poprosił o wywiad na temat sukcesów szpitala, ale szybko padło pytanie: „Czy pani jest osobą bogatą?”. I następne: „Czy wzięła pani kiedykolwiek łapówkę od przedstawiciela firmy farmaceutycznej?”. I jeszcze: „Czy cierpi pani na chorobę alkoholową?”. Wyprowadzona z równowagi Ariadna Gierek sięgnęła do torebki i wyjęła z niej koronkowe figi. Pracownicy próbowali jeszcze ratować sytuację, mówiąc, że jest pilnie potrzebna przy operacji. Dziennikarz zadzwonił po policję. Badanie alkomatem wykazało 0,87 promila alkoholu. Materiał o pijanej okulistce i jej majtkach obejrzała w telewizji cała Polska.”
Jurecki skompromitował okulistkę i uruchomił lawinę. Do katowickiej prokuratury trafiają doniesienia o przyjmowanych przez prof. Ariadnę Gierek łapówkach. Tym tropem poszli też prokuratorzy i oficerowie z wydziału do walki z korupcją śląskiej policji, którzy o pomoc poprosili NIK. – Pani dyrektor nieformalnie dokonała prywatyzacji szpitala, który traktowała jak swoja własność – mówił jeden ze śledczych.
Kontrola NIK-u w 2008 roku wykazała także, że 86 przetargów przeprowadzonych w klinice okulistycznej w Katowicach, którą kierowała prof. Gierek było ustawionych. Wielbicielom prof. Ariadny Gierek zwracam uwagę, że umorzenie to nie to samo, co uniewinnienie. Profesor Gierek była alkoholiczką, leczyła się psychiatrycznie, o czym można przeczytać m.in. w książce „Czerwona księżniczka” Dariusza Kortki i Judyty Watoły, dziennikarzy oddziału Gazety Wyborczej w Katowicach.
Szpital kierowany przez byłą synową I sekretarza KZ PZPR – według NIK - kupił sprzęt, leki i środki medyczne za ponad 58 mln złotych. NIK skontrolowała, w jaki sposób przeprowadzono zakupy na prawie 45 mln zł. Połowę przetargów wygrały trzy firmy. Te firmy przekazały szpitalowi w postaci darowizn 800 tysięcy zł. Sponsorowały również wyjazdy prof. Ariadny Gierek i jej bliskich na zagraniczne konferencje i sympozja, m.in. USA, Meksyk czy Dominikanę. Często w komisjach przetargowych – co ustalili kontrolerzy NIK - zasiadały osoby, które były na liście płac firm farmaceutycznych czy medycznych.
Okazało się, że z pominięciem obowiązujących przepisów wydano ponad 10 mln złotych na zakup sprzętu, leków i środków medycznych. Niektórym „uprzywilejowanym” firmom szpital płacił jeszcze przed zrealizowaniem zamówienia. Tak preferowana była np. firma Meditherm AG.
Najbardziej bulwersująca była sprawa przeprowadzania badań klinicznych leków. Nikomu jednak prokuratura nie postawiła zarzutów, ponieważ nie istniały wtedy przepisy dotyczące zarobków badaczy.
Dyrektorka szpitala według naszych ustaleń zawierała z producentami leków dwie umowy – jedną w imieniu szpitala, a drugą – w imieniu zespołu badaczy. Szpital za badania dostał 62,6 tys. zł, a troje naukowców – 2,1 mln zł. Prof. G. z tej kwoty wzięła ponad milion złotych
– wyjaśniał kilka lat temu jeden z kontrolerów NIK. Pacjentów leczono lekami otrzymanymi od firm farmaceutycznych za darmo, jednak występowano do NFZ o pieniądze.
W raportach dla NFZ podawano, że 3 miligramową fiolkę leku Lucentis podawano tylko jednemu pacjentowi, a w rzeczywistości – w dawkach po 0,5 mg dzielono na kilku pacjentów. Bez przetargu w katowickim szpitalu kupiono 1115 opakowań Xalatanu. To dziesięć razy więcej, niż było potrzebne. „Pani profesor zdecydowała o zakupie tego leku, bo chciała pomóc firmie Pfizer, znajdującej się w trudnej sytuacji finansowej” – zeznali podwładni okulistki. NZOZ Zdrowe Oko, reprezentowany przez męża dyrektorki kliniki zarobił kilkadziesiąt tysięcy złotych na opiece nad pacjentami szpitala. Prokuratura Okręgowa w Katowicach jednak ten wątek sprawy niegospodarności umorzyła w 2011 roku. Nie stwierdzono popełnienia przestępstwa.
Nawiasem mówiąc zastanawia mnie fakt, dlaczego red. Watoła z Gazety Wyborczej, delegowana na lokalny odcinek „służby zdrowia” w tej gazecie, która z taką determinacją tropi nieprawidłowości w ochronie zdrowia, tym razem nie napisała o sądowym sukcesie pozytywnej bohaterki swojej książki i artykułów? „Wybiórczość” i selektywność powoli staje się jej znakiem firmowym.
Nie zauważyłem (o czym pisałem kilkanaście dni temu), aby z równą zaciekłością i determinacją, jak np. w przypadku prywatnego szpitala EuroMedic w Katowicach tropiła potknięcia w Polsko-Amerykańskich Klinikach Serca (PAKS) czy Polskiej Grupie Medycznej (PGM). Ale tym to ja się zajmę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182628-watki-i-nici-ariadny-przyklad-umorzenia-przez-warszawski-sad-korupcyjnej-sprawy-okulistki-to-zacheta-do-brania-lapowek
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.