Agnieszka Holland jest zmęczona "poważnymi tematami". Dla relaksu, zabiera się za serial o… Lucyferze

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolityce.pl
wPolityce.pl

Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Polski The Times” opowiada o swoich nowych planach reżyserskich. Planuje odejście „od ciężkich, trudnych tematów”. Aby odpocząć, zamierza nakręcić serial o Lucyferze. Będzie on inspirowany słynnym „Dzieckiem Rosemary” Romana Polańskiego.

To nie jest mój autorski pomysł. Dostałam scenariusz, który jest ciekawy, bardzo żywy i nowocześnie opowiedziany, akcja jest przeniesiona do Paryża dzisiaj i inna jest dynamika postaci, inny też jest obraz zła. Zaciekawiło mnie to bardziej jako ćwiczenie stylistyczne niż głęboka wypowiedź na poważny temat

- opowiada Holland.

Oczywiście można to traktować w sposób filozoficzny, ale można też traktować to jako rodzaj inspirującej rozrywki, która też odnosi się do pewnego rodzaju symbolizmu kobiecego. Jest coś feministycznego w tej opowieści, ponieważ jest to historia o tym, jak bohaterka zostaje zdradzona, jak jej ciąża staje się swego rodzaju przekleństwem i jak ona musi się z tym mierzyć

- dodaje.

Według Agnieszki Holland opowieść o spodziewającej się dziecka kobiecie unieszczęśliwionej przez fakt zajścia w ciążę, to temat rozrywkowy.

Nie chciałabym, by traktowano tę opowieść zbyt poważnie. Już widzę, jak jacyś polscy egzorcyści wytaczają armaty przeciwko takiemu filmowi, no, ale wydaje mi się, że trzeba to potraktować jako ciekawą rozrywkę. Ja to traktuję jako pewien płodozmian. Trzeba w pewnym momencie dać sobie troszeczkę luzu, by to, co się robi, nie było naznaczone takim szalonym piętnem powagi i istotności, bo można się bardzo szybko wypalić. A ja w pewnym momencie zaczęłam mieć takie wrażenie, że się lekko zmęczyłam, nie znajdowałam w sobie energii, żeby zmierzać się z kolejnym poważnym tematem, muszę w międzyczasie zrobić coś lżejszego

- deklaruje Holland. Czym ma się różnić nowy serial od pierwowzoru Romana Polańskiego?

"Rosemary's baby" jest kompletnie czymś innym. Jest czystym gatunkiem, zabawą w inteligentny rodzaj horroru, no i jednocześnie wyzwaniem dość onieśmielającym, ponieważ pierwowzór Romana Polańskiego to jest klasyka światowa. Natomiast tu jest telewizja, miniserial, są nieco inne kryteria narracji. No, ale chciałabym sobie udowodnić, że potrafię coś takiego zrobić.

Agnieszka Holland postanowiła zabrać głos także w kwestiach politycznych.

Politycy w Polsce (ale nie tylko tutaj) nie są warstwą najwartościowszą. Nie najwspanialsi dziś ludzie, myślę o walorach moralnych, intelektualnych, idą do polityki. To się zmieniło prawdopodobnie od chwili, kiedy ta polityka stała się tak strasznie medialna. To znaczy pewien rodzaj powierzchowności, manipulacji, grania bardziej na emocjach niż merytorycznej odpowiedzialności odgrywa większą rolę w polityce i dlatego ludzie poważni od niej stronią. To rzeczywiście jest niebezpieczne, ponieważ wiele od polityków zależy, no, ale nie widzę na to jakiejś natychmiastowej rady. Musiałoby nastąpić wiele zdarzeń, żeby się to zmieniło. Wydaje mi się, że w Polsce nie tylko politycy, ale wszyscy aktorzy sceny publicznej grają strasznie na emocjach i demagogii, budząc demony.

Zdaniem reżyserki, Polacy wciąż jeszcze nie dojrzeli do wolności i trzeba jej ich uczyć.

Mieliśmy już parę przełomów, nie można powiedzieć, że nic się nie może udać, bo udało nam się zmienić system, i to dość drastycznie, i przeformatować kompletnie gospodarkę i życie. Tylko koszty własne tej przemiany okazały się bardzo duże. Pytanie, jak pracować nad tym, żeby niwelować te koszty, żeby te paradoksalne efekty przemian nie uderzały w słabszych i żeby nie zaprzepaścić wolności. A to najmniej, mimo wielu deklaracji, zdają się cenić Polacy. Trzeba uczyć ludzi wolności, wychowania do dojrzałości i zrozumienia, że wolność nie polega na tym, żeby robić, co się chce, ale na tym, żeby dawać ludziom możliwość życia i samorealizacji zgodnie z ich potrzebami, pragnieniami, jeżeli to nie obraca się przeciwko wolności innego człowieka

- ocenia. W „wychowywaniu” Polaków zdaniem Holland najważniejsza jest edukacja.

Kolejne ekipy nie uświadomiły sobie istotności tej nadbudowy, że powiem to po marksistowsku. To znaczy tego, że w dzisiejszej, skomplikowanej rzeczywistości trzeba wyposażyć ludzi w takie narzędzia poznania i rozumienia świata i komunikowania z nim, żeby nie musieli uciekać się do lęków, żeby mogli się zmierzyć z prawdziwymi problemami i żeby rozumieli, na czym one polegają.

Co zdaniem reżyserki hamuje rozwój kraju? Rzecz jasna, środowiska patriotyczne.

W związku z tym, że tego aksjologicznego dyskursu nie ma ze strony politycznego centrum, to coraz więcej miejsca zajmuje skrajna prawica, również wśród młodych ludzi, ponieważ oni głównie mają potrzebę poczucia sensu, to dla nich bardzo ważne. Nie można uważać, że to nie ma znaczenia, że tylko dobrobyt się liczy, dobrobyt czysto materialny, czego oczywiście też nie ma, zwłaszcza u młodych ludzi. W momencie kiedy np. premier i jego partia abdykują niejako z tego świata wartości, to wiadomo, że świat nie znosi próżni i na to miejsce wchodzi coś, co niekoniecznie dobrze służy krajowi

- stwierdza Holland. Reżyserka nie przepuściła także okazji do skrytykowania Kościoła, sięgając po zgraną retorykę feministyczną:

Najbardziej mnie ostatnio zbrzydziła ta zakłamana nagonka ze strony hierarchów kościelnych na tak zwany gender, czyli w gruncie rzeczy na równouprawnienie kobiet, bo to o to przecież chodzi

- oceniła.

Jak widać, Agnieszka Holland mimo chęci „edukowania” Polaków, nie ma im do zaproponowania niczego nowego. Sięganie po ograną retorykę antykatolicką i antypatriotyczną to przecież chwyt od lat stosowany przez środowiska lewackie. Uczciwiej byłoby, gdyby zamiast mówić o "dyskursie aksjologicznym", zaczęła prościej i szczerzej: „Że tak powiem po marksistowsku…”.

„Polska The Times”/aż

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych