Wszędzie są "Staszkowie chcący sprawdzić się w biznesie". Istnieją jednak kraje, gdzie się ich potępia, a proceder przechodzenia z polityki do biznesu jest zwalczany

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
rys. Andrzej Krauze
rys. Andrzej Krauze

W niemieckiej debacie publicznej trwa istne szaleństwo po tym, gdy szef Urzędu Kanclerskiego odszedł z polityki i dostał posadę w zarządzie Kolei Niemieckich. W Polsce taka fala potępiania byłaby nie do pomyślenia, a politycznych „Staszków, którzy chcą się sprawdzić w biznesie” jest u nas bez liku.

Najpierw o „Staszku” - protoplaście, bo wielu może już go nie pamiętać. To w latach 90. wpływowy polityk PSL – Stanisław Dobrzański. Ten były minister obrony narodowej po odejściu z polityki w 2001 r. został szefem Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Jego kolega z rządu – Wiesław Kaczmarek z SLD, ówczesny minister skarbu powiedział wówczas słynne zdanie tłumaczące decyzję Dobrzańskiego: „Staszek chciał się sprawdzić w biznesie”.

Na cały świecie są tacy „Staszkowie”. Jednak w  jednych krajach są oni tolerowani, a w innych potępiani. Na zachód od Odry polscy politycy, którzy chcieliby łatwo przeskoczyć z polityki do biznesu zetknęliby się z opinią, że biorą udział w korupcji.

Aleksandra Grada z PO, byłego ministra skarbu Donald Tusk powołał na szefa Polskiej Grupy Energetycznej. „Staszek” Grad „sprawdza się tym biznesie” do dzisiaj.

Inny znany „Staszek” to Kazimierz Marcinkiewicz. Po odwołaniu go ze stanowiska premiera zatrudnił go londyński oddział banku Goldman Sachs jako doradcę. Później doradzał on Dolnośląskim Surowcom Skalnym, które splajtowały.

„Staszkiem” był też Wiesław Walendziak, były poseł AWS i PiS, który rok po odejściu z polityki w 2004 r. został wiceprezesem funduszu inwestycyjnego Prokom Investments. „Staszkiem” jest także Marek Pol, zwany „najsłabszym ogniwem” rządu Leszka Millera. Ten nieudolny minister infrastruktury po rozstaniu się z polityką został prezesem Pol-Mot Auto, spółki handlującej samochodami.

Wszyscy ci oni, oraz wielu więcej nie miałoby łatwego życia na zachód od Odry. Tam chyba dopiero otrząsnęli się z szoku po decyzji byłego kanclerza Gerharda Schrödera, który w ostatnim tygodniu urzędowania w listopadzie 2005 r. podpisał z Gazpromem umowę o budowie Gazociągu Północnego, a od razu po ustąpieniu z funkcji kanclerza poszedł do rady nadzorczej spółki budującej Nordstream, a już mają kolejny ból głowy.

Ronald Pofalla, wieloletni szef Urzędu Kanclerskiego zapowiedział zakończenie kariery politycznej i przejście do zarządu Deutsche Bahn bez żadnego okresu karencji, którego to wprowadzenie obiecali już jakiś czas temu politycy. Niemieckie media spekulują, że wprowadzenie okresu „ochronnego” jaki musi upłynąć od odejścia z rządu, do wejścia w biznes, nikomu nie jest na rękę, w związku z tym jego wpisanie do prawa przeciąga się. Trzyletnią karencję postuluje organizacja antykorupcyjna – Lobbycontrol. To według znawców powinno wystarczyć, aby politykowi „wygasły” intratne znajomości i aby przestał być na bieżąco w ważnych dla państwa sprawach. W tym czasie mógłby pracować poza biznesem lub pobierać wynagrodzenie na wzór tego, co wypłacają niektóre firmy swoim pracownikom mającym czasowy zakaz pracy u konkurencji.

Slaw/ „Nordwest-Zeitung”/ „Süddeutsche Zeitung“/ "die Welt"

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych