W Klubie Ronina odbyło się spotkanie poświęcone „Ruchowi” - z książką „Zamach na Lenina” gościł Jacek Wegner. Towarzyszyli mu bohaterowie tamtych wydarzeń, a jednocześnie bohaterowie książki, działacze „Ruchu” - Elżbieta Królikowska-Avis, Janusz Krzyżewski i Emil Morgiewicz. Spotkanie prowadził szef wydawnictwa „Słowa i Myśli” Artur Dmochowski. Dyskutowano o książce, o „Ruchu”, Biuletynie, o ekspropriacji powielaczy i maszyn do pisania ale też o Stefanie Niesiołowskim.
Niewiele zabrakło, by losy autora książki przypomniały losy jej bohaterów. Jacek Wegner poznał Emila Morgiewicza, w podyplomowym studium dziennikarskim. W czasie rozmowy w barze „Paragraf” Emil Morgiewicz zaproponował Jackowi Wegnerowi działania antykomunistyczne, na co autor „Zamachu na Lenina” przystał. Do kolejnego spotkania jednak nie doszło – Emil Morgiewicz w międzyczasie został aresztowany. Po czterech latach, gdy Morgiewicz wyszedł z więzienia poznał Jacka Wegnera z Januszem Krzyżewskim, a następnie z kolejnymi osobami tworzącymi „Ruch”.
Jacek Wegner:
Wyłonił się przede mną dylemat, albo napiszę książkę sześciuset, siedmiuset stronicową o „Ruchu”, albo napiszę książkę tylko o próbie zamachu.
Ponieważ książka o „Ruchu” Piotra Byszewskiego pt. „Działania Służby Bezpieczeństwa wobec organizacji „Ruch” zawierająca bogaty materiał źródłowy została już opublikowana, autor zdecydował się na drugi wariant.
Elżbieta Królikowska-Avis:
To była najważniejsza przygoda mojego życia. Bardzo trudna, obciążająca, komplikująca życia, ale jednocześnie szlifująca moje człowieczeństwo. Inna weszłam do więzienia i inna po półtora roku wyszłam. Do „Ruchu” wstąpiłam z przyczyn moralnych i politycznych, w takiej kolejności. Pochodzę z rodziny patriotycznej. [...] Uczestniczyłam w „Ruchu” półtora roku, do momentu aresztowania w przeddzień „Zamachu na Lenina”. Spotykaliśmy się, dyskutowaliśmy na temat przyszłej formuły naszego ruchu. Bo to był ruch, to nie była organizacja, to nie była organizacja środowiskowa. [...] Sformułowaliśmy program (manifest), który nazywał się „Mijają lata”. Wiedzieliśmy tylko, że chcieliśmy Polski nie spod znaku Międzynarodówki, ale spod znaku „Jeszcze Polska nie zginęła”. Chcieliśmy, żeby Polska była wolna i suwerenna. Ten apel nie powtarzał się chyba w żadnym innym programie, na pewno nie w programie KORu. Byliśmy inni. Gdyby chcieć określić co to była za myśl, za koncepcja, to była to chrześcijańska demokracja.
Zaczęły kształtować się trzy koncepcje wewnątrz „Ruchu”: Duszpasterka (Niesiołowscy, Czumowie), centryści i tacy ludzie jak Joanna Szczęsna, która od początku do chwili obecnej pracuje w Gazecie Wyborczej, koncepcja lewicowo-liberalna. To były początki myślenia o koncepcji, organizacji
Bezpośrednim powodem próby przeprowadzenia akcji w Poroninie była nachalna, propagandowa histeria z okazji 100 rocznicy urodzin Lenina. Elżbieta Królikiewicz-Avis opowiedziała o planach „zamachu na Lenina” i swojej w nich roli (miała zapewnić alibi bezpośrednim wykonawcom). Do samego „zamachu” nie doszło, a uczestnicy znaleźli się w więzieniu.
Elżbieta Królikowska-Avis o śledztwie:
Myśleliśmy o tym, że nie wolno mówić, dopóki nie dostanę żadnej informacji od przywódców nie będę mówić, bo nie mogę. Tak się umówiliśmy. Mówiłam, że nic nie wiem, że znam tych ludzi tylko towarzysko. Po dziesięciu dniach pokazano mi zeznania Stefana Niesiołowskiego, który mówił od pierwszego dnia.
To była bardzo ideowa młodzież zgromadzona w „Ruchu”, na ponad 100 osób mieszkających w sześciu, czy siedmiu ośrodkach miejskich tylko jeden był szpiclem, ten szpicel dotarł do nas szlakiem Andrzeja Czumy, a między nami nie było ani jednego nielojalnego kolegi.
Rodziców zobaczyłam po ośmiu miesiącach śledztwa. Potem zaczęło się życie dysydenta w epoce gierkowskiej. Przez osiem lat nie mogłam dostać etatowej pracy. To mnie zahartowało, wiedziałam, że ponoszę konsekwencje.
Emil Morgiewicz opowiedział o działalności wydawniczej „Ruchu” –
Biuletyn, pismo „Ruchu” było pierwszym pismem od czasu gdy została zniszczona PSLowska i niepodległościowa opozycja. Biuletyn, który zaczęliśmy wydawać w 69 roku był pierwszym pismem typu powielaczowego, takim, które nie było przepisywane na maszynie, rozwijał tezy programowe, odkłamywał historię i prezentował informacje, które były poza zasięgiem, a do nas docierały. Biuletynu wyszło nie za dużo – 6 numerów, kilkaset egzemplarzy na powielaczu spirytusowym. Maszyny do pisania i powielacze zostały zdobyte drogą ekspropriacyjną. Była to pierwsza jaskółka prasy niezależnej.
Emil Morgiewicz opowiedział też o sposobach kolportażu, który był wówczas bardzo ryzykowny. Zdaniem Morgiewicza, gdyby nie było pomysłu zamachu, to „Ruch” by trwał.
Jecek Wegner rozważał:
Gdyby nie było pomysłu zamachu, to „Ruch” by trwał. Ale ja zadawałem sobie pytanie i zadaję, co jest ważniejsze? Trwałby „Ruch”, Biuletyn czytałoby niewielu ludzi. A tutaj spektakularne [wydarzenie]. [...] Uważam, że tym państwu, którzy byli w „Ruchu” i próbowali wysadzić ten pomnik należy się wielki szacunek.
Czy Ruch był brakującym ogniwem miedzy konspiracją lat 40tych a siedemdziesiątych? Na ile działacze ruchu czuli się kontynuatorami Żołnierzy Wyklętych? Na te pytania Artura Dmochowskiego odpowiadałJanusz Krzyżewski.
Czułem się spadkobiercą, kontynuatorem tych, którzy walczyli o wolność, niepodległość. Dziad brał udział w Powstaniu Styczniowym, ojciec zginął w Powstaniu Warszawskim, należałem do drużyny harcerskiej o tradycjach niepodległościowych. Tacy ludzie trafiali do „Ruchu”. Również dzięki Biuletynom.
Jacek Wegner odniósł się do przypadku braci Kowalczyków, których historię opisał kilka lat wcześniej w książce „Bez świadków obrony”.
Ja to nazywam białym terroryzmem. Na wzór bojowców zawłaszczali maszyny do pisania z różnych instytucji (dlatego, że nie można było kupić, a musieli pisać).
Emil Morgiewicz:
Dzięki temu, że byliśmy w „Ruchu” nawiązały się bliskie więzi koleżeńskie, które potem owocowały uczestnictwem w ROPCiO, Amnesty International, do tej pory te więzi istnieją, jakkolwiek drogi polityczne niektórych naszych kolegów z nami się rozeszły. Inaczej oceniamy III RP.
Mariusz Marasek pytał o Stefana Niesiołowskiego, który zasługi Ruchu przypisuje głównie sobie. Elżbieta Królikowska-Avis:
Stefan Niesiołowski przejął monopol na informacje o „Ruchu” i chyba przez 30 lat w ten sposób informował świat o „Ruchu”, śledztwie, kanalizował swoje sympatie i antypatie. Dopiero kiedy ja chyba po 30 latach przeczytałam [wypowiedzi Niesiołowskiego], zobaczyłam jak bardzo krzywdził co najmniej kilkoro osób. Rozpoczęłam tę całą sprawę i w tej chwili chyba nikt nie ma już żadnych wątpliwości.
Ugrupowanie wspierane przez panów Niesiołowskiego i Czumę nie zrobiło nic, żeby zdekomunizować ulice, żeby uprzątnąć pomniki z ulic, czyli patrząc literalnie, widać, że oni teraz inaczej patrzą. Tam im przeszkadzał Lenin, a teraz pomniki czterech śpiących, czy ulice Wasilewskiej czy inne już im nie przeszkadzają.
- podsumował ten wątek dyskusji Mariusz Marasek.
Więcej, m.in. o ks. Sebastianie Koszucie z Piastowa, czy ROPCiO był kontynuacją Ruchu? O KORze w filmie poniżej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182353-zamach-na-lenina-w-klubie-ronina-krolikowska-avis-po-dziesieciu-dniach-pokazano-mi-zeznania-stefana-niesiolowskiego-ktory-sypal-od-pierwszego-dnia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.