Szoł Katarzyny Bratkowskiej przybiera coraz mocniejszą postać „Abortion Shore”. Poziom żenady jest już niemal tak wielki jak testosteron u Leszka Millera i obciachowość u Janusza Palikota. My się oczywiście cieszymy, że Pani Kasia kompromituje w spektakularny sposób feministki i gender. Jednak błagamy- nie traktujcie jej jako naszą „wtyczkę”. Mamy jeszcze odrobinę klasy!
W weekendowej "Rzeczpospolitej" można przeczytać rozmowę Roberta Mazurka z Katarzyną Bratkowską. Oczywiście jest też o tym jak Lady Abor-bet politycznie skrobnęła niemal nienarodzonego „przedludzia”- jak pięknie aborcjoniści wyrażali się o nienarodzonych i narodzonych w opowiadaniu Philipa K. Dicka. Ale nie to jest najciekawsze w jej wynurzeniach. Otóż wykładowczyni gender studies, która dostała po głowie nawet od ziomalek z „Gazety Wyborczej” za zbyt dużą ilość bredni na minutę, pobiła znów rekord autokompromitacji.
Zanim przejdę do meritum tego krótkiego, i jak zawsze wypływającego z kompleksów samca z prawicy, tekstu zacytuję fragment o aborcji. Wiem, że jest to straszno- śmieszny humor trochę w stylu parodii filmów o Draculi, ale sam Leslie Nielsen nie wymyśliłby takiego piętrowego rozumowania.
„Nie uważam, żeby to było dziecko, ale to jest potencjalny człowiek, jest to już jakieś życie”- mówi o nienarodzonych homo sapiens Bratkowska. „Skoro "jest to już jakieś życie", to decyduje pani o życiu lub śmierci. Czyim życiu, czyjej śmierci?”- pyta więc Robert Mazurek. „Potencjalnego bytu”- odpowiada Bratkowska. „Byt jest realny”- wyprowadza cios Mazurek. „OK, ale do pewnego etapu to bardziej część ciała matki niż jakikolwiek odrębny podmiot”- wypala Bratkowska jednocześnie nokautując sama siebie na ringu.
Tak, to jest możliwe. Nie trzeba gryźć ucha jak Mike Tyson, nie trzeba bić poniżej pasa jak Andrew Gołota by być zdyskwalifikowanym. Można trzasnąć się samemu w łepetynkę. To jest możliwe. A czy możliwe jest przyciśnięcie samego siebie do maty ringu bez potrzeby wzywania Mameda Khalidova? Pani Kasia dowodzi, że tak!
W dalszej części wywiadu Bratkowska robi czerwony coming out.
Jestem komunistką, bo wierzę, że to najbardziej proludzki, humanitarny ustrój. Wolałabym żyć na Kubie niż w USA". Jej zdaniem komunizm nie ma na swoim koncie żadnych zbrodni, bo... nigdy i nigdzie go nie wprowadzono. Zbrodniczy jest natomiast kapitalizm, który "ma więcej ofiar". Przy czym do ofiar kapitalizmu Bratkowska zalicza również ofiary wypadków komunikacyjnych i przemysłowych, gdyż jej zdaniem są one... pochodną kapitalizmu.
Hmm, hm, hm, Drodzy Państwo, ja chrząkam bo trochę mi głupio. Wiem, że nikt nie uwierzy w to, że my nie opłacamy Pani Kasi. Wiem, że nikt nie uwierzy, że Pani Kasia nie jest jakoś tam powiązana z biskupami, który gender krytykują. Wiem, że… a zresztą! Żadne tłumaczenia tego nie zmienią. Dziękujemy Pani Kasiu za kolejne obnażenia czym jest feminizm, genderyzm i lewackie szaleństwo, jakie chcecie nam zaaplikować. Nasza agentura jest jednak bardziej wyrafinowana i to może być dowód, że Pani tak sama z siebie lubi się nokautować. Mimo wszystko: dziękujemy Pani Kasiu! Prosimy o więcej!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182289-gender-jako-pochodna-komunizmu-nie-ona-nie-jest-nasza-agentka-jednak-dziekujemy