Jachowicz: Nowy film Agnieszki Holland – „Bąk”. "Gdy reżyserka wpada do Polski robi głównie za autorytet polityczny i moralny. Tak jak w oskarżaniu Polaków o konformizm"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. youtube.com
fot. youtube.com

Jest w tym coś pokrętnego, bo nie chcę nazywać tego słowem obrzydliwe, że wzorowa niemal konformistka, ma czelność jako jeden z najcięższych pocisków wymierzonych przeciwko obecnie żyjącym współrodakom, stawiać im zarzut konformizmu. Agnieszka Holland, znana reżyserka filmowa, bo ona jest autorką tego oskarżenia, wpisuje się w charakterystyczną dla bolszewickiej mentalności postawę. Obarczyć innych własnymi grzechami, oskarżyć ich, iż to oni się ich dopuszczają. A następnie w majestacie fałszywej sprawiedliwości, posługując się sfingowanymi dowodami, czy jak w tym przypadku argumentami, ukarać ich. Te recepturę stosowali u siebie bolszewicy przez dziesiątki lat, a dziś przejęła światowa dama kina, która z całą pewnością początki swej kariery zawdzięcza pełnemu posłuszeństwu ideologii komunistycznej oraz swej uprzywilejowanej wobec setek tysięcy jej rówieśników sytuacji rodzinnej. Jej korzeni politycznych. Z jednej strony tragiczna śmierć ojca komunisty tkwiła traumatyczną zadrą w psychice młodziutkiej dziewczyny, z drugiej torowała jej drogę do kariery. Aby jednak w czasach PRL korzystać z tych przywilejów, wymagano od niej jednego – konformizmu właśnie. Musiała spełniać ten wymóg w stopniu nieskazitelnym, skoro na przełomie lat 60. i 70. pozwolono jej studiować i skończyć praską szkołę filmową w 1971 roku. Pamiętajmy, że trzy lata wcześniej armie Układu Warszawskiego, przy udziale Ludowego Wojska Polskiego, brutalnie stłumiły Praską Wiosnę. Władze partyjne i SB nie pozwoliłyby sobie na niefrasobliwość, żeby niepewny element wysyłać do niebezpiecznego gniazda antysocjalistycznej rewolty.

Czyż w drugiej połowie lat 70, kiedy Holland wystartowała, jako samodzielna reżyserka, można było kręcić filmy, nie będąc konformistą? Od początku lat 80 do dziś Agnieszka Holland większość filmów, co cieszy, z dużymi sukcesami, robi na Zachodzie. Od czasu do czasu wpada do Polski. I wtedy robi nie tylko za autorytet artystyczny, ale głównie polityczny i moralny. Tak jak w oskarżeniu Polaków o konformizm. W 2010 roku Agnieszka Holland weszła w skład Komitetu Poparcia Bronisława Komorowskiego. Czy to objaw jej nonkonformizmu, czy właśnie na odwrót?

Ona sama będzie tłumaczyć, że miała na myśli jedną rzecz. I przedstawi nam swój punkt widzenia. Nie do zniesienia – twierdzi w przytaczanej przez mnie rozmowie –jest to, w jaki sposób w Polsce funkcjonuje polityka oraz to, jak Kościół sobie w niej poczyna. Tę jej opinię rozumiem, bo z domu rodzinnego wyniosła ateizm i walkę z Kościołem. Uwiera ją jednak to, a być może nawet sprawia jej ogromny ból, że Kościół uzurpuje sobie prawo do zabierania głosu w ważnych sprawach społecznych i obyczajowych, ponieważ uważa się, że społeczeństwo polskie jest w przeważającej, ogromnej części katolickie. Tymczasem – jej biblia i na nią się powołuje – „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła ankietę. Niezbicie z niej wynika, że Polacy żyją w strasznym zakłamaniu. Ludzie co innego mówią, a co innego robią. To zakłamanie jest większe niż za komuny- wyrokuje Holland. W tym zakłamaniu, według niej, kryje się właśnie konformizm. Polacy nie są tak odważni jak polska reżyserka. Nie przyznają się do tego, że są niewierzący.

Dalej odważnie przyznaje, że w Polsce żyć nie może, bo kiedy przyjeżdża do kraju uderza ją fala nieświeżego powietrza. -

Jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki

– mówi obrazowo. To zrozumiale, że w takich warunkach robi się duszno.

Święte słowa. Ach, jakbym chciał obejrzeć ilustrujący to film w reżyserii Agnieszki Holland z jej udziałem w jednej z głównych ról. Udział reżysera podobno jest praktykowany we współczesnym kinie.

Wyobraźmy sobie tak oto scenę: jakieś oryginalne, ale dla bohaterek banalne pomieszczenie, typu studio radiowe, albo nawet telewizyjne. Przebywa w nim kilka interesujących kobiet. Strzelam w ślepo – Agnieszka Holland, Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Monika Olejnik i ta… reżyserka teatralna z Poznania, no, jak ją tam, Ewa Wójciak. Przygotowują się do programu. Nagle jedna z nich puszcza strasznego bąka. Zaczyna brakować świeżego powietrza. Rozpoczyna się tragedia. Duszą się na naszych oczach.

Której z nich powierzyć rolę winnej dramatu? Obojętne. Każdej przychodzi to bez trudu

 

Tekst ukazał się na stronie SDP.pl POLECAMY!

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych