Marek Franczak o nominacji dla gen. Puchały: „Ludzie z tamtego okresu wracają do łask. Ich przeszłość się nie liczy”. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. zzwp.pl
Fot. zzwp.pl

wPolityce.pl: Gen. Franciszek Puchała został prezesem Związku Żołnierzy Wojska Polskiego. Swoją karierę Puchała rozpoczynał w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a w 1981 roku był jednym z planistów stanu wojennego. Dzięki nominacji będzie obecnie brał udział w spotkaniach m.in. z kierownictwem MON oraz konsultacjach dot. ustaw. Jak Pan ocenia tę nominację?

Marek Franczak, syn Józefa „Lalusia” Franczaka, ostatniego „Wyklętego”: Nie jestem zaskoczony tą nominacją. Okazuje się, że obecnie ludzie z tamtego okresu wracają do łask. To dzieje się przy błogosławieństwie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nie oszukujmy się, wszystkie ważniejsze stanowiska są obsadzane nie przez tych ludzi, którzy naprawdę pracowali i działali w „Solidarności”, ale przez tych, którzy na „Solidarności” się wybili. Oni obsadzają gros tych stanowisk, oni nominują się, nadają sobie ordery. Ci tzw. zwykli działacze, którzy najmocniej dostali w d..ę, są odsuwani na boczny tor.

 

O kim pan mówi?

Choćby o Andrzeju Gwieździe, śp. pani Annie Walentynowicz. Ci ludzie są pomijani, zapomniani, odsuwani na boczy tor. Wiemy kto najwięcej skorzystał na „Solidarności”. I oni się obecnie obsadzają, po Okrągłym Stole. Dla mnie nominacja dla gen. Puchały nie jest zaskoczeniem.

 

„Rz” wskazuje, że ta nominacja nie wywołała żadnych reakcji, ani nie wzbudziła kontrowersji...

W tej sprawie dziwić może właśnie postawa Polaków. Można było sądzić, że naród polski przejrzał na oczy. Jednak okazuje się, że wystarczą ładne słówka i naród głosuje na tych ludzi, którzy w normalnych okolicznościach, w cywilizowanym kraju nie mieliby prawa być na jakichkolwiek stanowiskach.

 

Ma Pan poczucie, że obecnie ludzie uwikłani w przeszłości wracają do życia publicznego?

Oczywiście, to widać nie od dziś. Tacy ludzie są obsadzani na stołkach. Ich przeszłość się nie liczy, jest pomijana. Niektóre media jedynie napiszą kim kto był. Jednak to się na ogół zbywa milczeniem, obsadza się takimi ludźmi stołki, nie patrząc na opinię publiczną.

 

Media dominujące przekonują nas, że mamy wolną, demokratyczną i niepodległą Polskę, że zmiany po 1989 roku spowodowały odcięcie się od ademokratycznej przeszłości. Pan też tak uważa?

W Polsce niby jest demokracja, ale ona nie jest do końca prawdziwa. Gdyby Tadeusz Mazowiecki nie wprowadził „grubej kreski”, gdyby rozliczono ludzi, którzy mieli na rękach krew, to polska demokracja wyglądałaby zupełnie inaczej. Tymczasem tych ludzi nie ukarano w żaden sposób. Zapadły drobne wyroki, w niewielu sprawach. Ci ludzie mają się dobrze, uwłaszczyli się na przemianach. Dla mnie to abstrakcja, gdy mówi się w Polsce o demokracji. Trzeba było ukarać ludzi umoczonych w zbrodnie, część pozamykać. I wtedy można było budować demokrację. To, co mamy obecnie, to jest cyrk.

 

Zaniedbania związane z polską transformacją można jeszcze nadrobić? Czy błędów już nie naprawimy?

Gdyby polska prawica się zjednoczyła i poszła do wyborów razem, sądzę, że byłaby szansa na zmianę. Obecnie jednak tworzy się nowe małe partie, widać rozbijanie ugrupowań. Nie wiem, czy to działanie celowe czy nie. Jednak gdyby prawica poszła razem i Polacy by na nią zagłosowali, sądzę, że pewne rzeczy dałoby się jeszcze naprawić.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych