Mec. Hambura o polityce zagranicznej rządu Tuska wobec mniejszości polskiej w Niemczech. NASZ WYWIAD

PAP/EPA
PAP/EPA

Przy ostatniej wizycie nowego ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera Radosław Sikorski zapytany o sprawę polskiej mniejszości w Niemczech jak zwykle poszedł na rękę naszym sąsiadom i powiedział, że nie będzie "walki", a jedynie "życzliwość".

Czy oznacza to "życzliwe" milczenie rządu Donalda Tuska w ważnych Polaków sprawach? Pytamy o to mec. Stefana Hamburę, który jako przewodniczący „Zespołu do spraw likwidacji skutków rozporządzenia niemieckiej Rady Ministrów z dn. 27 lutego 1940 r. na rzecz Obrony III Rzeszy” (potocznie zwane dekretem Göringa) napisał list otwarty do Radosława Sikorskiego.

 

wPolityce.pl: Co pańskiego punktu widzenia jest zaskakujące w działaniu, albo może raczej zaniechaniu władz Polski w sprawach mniejszości polskiej w Niemczech?

Mec. Stefan Hambura: Miałem swoiste déjà vu. Zresztą jak podała prasa niemiecka minister spraw zagranicznych Steinmeier powiedział na konferencji z Radosławem Sikorskim, że przypomina sobie konferencję sprzed czterech lat. To więc nawet świadczy o tym, że cztery lata temu było tak samo jak dzisiaj. Że nikt, mimo hucznej obchodzonej rocznicy podpisania traktatu o przyjaźni i współpracy z 1991 r. sprawy mniejszości nie zostały posunięte do przodu.

Dowiadujemy się tymczasem , że minister Sikorski chce, aby sprawy mniejszości w obu krajach traktowane były „życzliwie” i nie chce pójść „drogą walki” o poprawienie sytuacji Polaków w Niemczech. To jest dla mnie szokujące, bo pokazuje, iż chce działać „życzliwie”, a ta „życzliwość” – jak już wiemy od ponad 20 lat – nie przynosi Polsce efektów.

 

Skąd się bierze niechęć polskich władz do dbania o polską diasporę w takich krajach jak Niemcy, w których mogłaby lobbować na rzecz kraju pochodzenia?

Myślę, że może chodzić o ogólne nastawienie obecnej ekipy. Państwo cytowaliście przecież tygodnik „der Spiegel”, który opisał Donalda Tuska mianem „pflegeleicht” (łatwy do hodowli, do ułożenia, niewymagający, niekłopotliwy – przyp. red.). To, jak myślę, pokazuje, także pogląd Niemców na tę sprawę i przyczyny kłopotów Polaków. Przyjechał niegdyś minister Sikorski do Berlina, zachęcił Niemców do działania, oni przyjęli to z zadowoleniem, ale nie było żadnego skutku pozytywnego dla Polski.

 

Czy działania oddolne, np. społeczności polskiej w Niemczech, w sytuacji désintéressement rządu Tuska sprawami Polaków za Odrą, mogą być skuteczne?

Sądzę, że fakt powołania w Sejmie parlamentarnego zespołu ds. mniejszości polskiej w Niemczech, którego przewodnicząca jest pani poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk jest ważny i przyniesie jakieś efekty. Nie bez znaczenia są także wspólne działania, tego parlamentarnego zespołu i Związku Polaków w Niemczech, planowane na początku przyszłego roku. Wystosowałem w piśmie zaproszenie dla pana Radosława Sikorskiego i poprosiłem go, aby nie przysyłał zastępców. Aczkolwiek istnieje groźba, że jeśli teraz nie zostaną załatwione te sprawy, to później może być trudniej. Ale liczę na to, że skoro mamy tak dobre stosunki z Niemcami, których nigdy wcześniej nie było, to można to wykorzystać dla dobra Polaków.

 

Wielu konsumentów rządowej i mainstreamowej propagandy „wie”, iż polska mniejszość w Niemczech nie istnieje. Jak pan – jako prawnik przekonywałby, że ta mniejszość istnieje?

Jeżeli mamy do czynienia z rozporządzeniem Göringa, a ono na podstawie ekspertyzy naukowej przedstawionej Ministerstwu Spraw Zagranicznych w 2009 r. przez specjalistów z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, było sprzeczne z prawem międzynarodowym. Tylko z tego względu mniejszość polska w Niemczech zachowała prawną ciągłość. Np. Jan Kaczmarek, przedstawiciel Związku Polaków w Niemczech, który był przyjmowany przed wojną przez Adolfa Hitlera, urodził się w Bochum. A to miasto nigdy przecież nie należało do Polski. Tak więc odpada argument o koniecznej autochtoniczności kogoś, aby uznać go za mniejszość narodową. Potomkowie tej mniejszości wciąż żyją.

 

Słychać też argument, że nie ma mniejszości polskiej, bo po wejściu w życie dekretu w 1940 r. Niemcy ją fizycznie unicestwili.

Ale oczywiście, że wszystkich nie zabili! Z mniejszością polską w Niemczech jest bardzo podobnie jak z mniejszością niemiecką w Polsce, która do 1989 r. też nie była traktowana jako mniejszość. Niektórzy jej przedstawiciele dopiero po przełomie zaczęli się uczyć języka niemieckiego. Trzeba dać szansę Polakom w Niemczech i im też przywrócić status mniejszości, bo oni czują się Polakami i kultywując polskość chcą się wzbogacać. Dlaczego im tego nie ułatwić?

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych