Pomysł wyznawców kultu gender, żeby chłopców w przedszkolach przebierać za dziewczynki, a dziewczynki za chłopców jest absurdalny, ale bynajmniej nie śmieszny. Zwłaszcza dla dzieci, na których genderowcy eksperymentują oraz rodziców tychże dzieci. Wszystko jednak można obrócić w głupie dywagacje, gdy obrońcom żałosnej maskarady, wdrażanej za unijne pieniądze, brakuje argumentów.
Popis robienia sobie jaj z zagrożenia jakie niesie teoria, iż płeć nie jest człowiekowi przypisana od zarania życia, lecz można ją sobie wybrać (gdy jest się na to gotowym, stąd przebieranki: sprawdź się i wybierz sam) można było „podziwiać” w ostatnim programie „7 Dzień Tygodnia” Moniki Olejnik w Radiu Zet.
Gdy Olejnik wywołała temat gender, Beata Kempa przytoczyła dane, do których dotarła dzięki interpelacji poselskiej skierowanej do minister edukacji.
W 83 przedszkolach w Polsce – taką informację uzyskałam - wprowadza się programy, poza wiedzą rodziców, gdzie dziewczynki przebiera się za chłopców, chłopców za dziewczynki. Zaczyna się dochodzenie do tego, że te dzieci mają dopiero w wieku 12-13 lat określać swoją płeć. Przecież to jest nienormalne, łapy precz od naszych dzieci
- mówiła poseł Solidarnej Polski.
Chłopcy na tych zajęciach płaczą. Ja to rozumiem, bo ja też mam syna i gdybym próbowała założyć mu rajtuzki i spódniczkę w wieku 4 czy 5 lat, to nie wiem, czy w ogóle by poszedł do przedszkola
- dodała.
Reakcja? Redaktor Olejnik czujnie zwróciła uwagę, iż zimą chłopcom „zakłada się rajstopy, niestety”. I nie są to jednorazowe wybryki. Proceder sięga stanowisk rządowych…
Pokażę zdjęcia ministrów, którzy byli w rajstopach, jak byli mali
– zadeklarowała Olejnik.
Zapowiedź ochoczo podchwycił Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu Palikota, choć od stanowiska ministra dzieli go - tak na oko - dystans miliona połączonych rajstop.
Mam zdjęcia w domu jeszcze z czasów przedszkolnych. W wieku 4 lat byłem w rajstopach, bo było zimno w przedszkolu
– zgłosił się poseł.
Nic jednak nie mogło przebić szczerego wyznania prof. Tomasza Nałęcza. Co tam dziecięce wspominki. Etatowy doradca prezydenta wyznał, iż stale chodzi w rajstopkach. Nawet Olejnik wbiło to w fotel.
Naprawdę? W jakim kolorze, panie profesorze?
- dopytywała, nie tracąc dziennikarskiej czujności.
No! W zimny dzień? Przecież moja męskość nie polega na tym, że mam rajstopy, ale na czymś innym. Rozmiaru nie znam, bo mi żona kupuje, a noszę czarne
– sprecyzował Nałęcz.
Faceci w rajtuzach, czego dowodzi przypadek Robin Hooda, mogą mieć jaja. Nie znaczy to jednak, że można robić sobie jaja z dzieci, na których robią doświadczenia genderowcy. A tak na marginesie, panie profesorze, te rajstopki nie uwierają? Sam sposobności obcowania z nimi nie miałem, więc cytuję za RMF FM:
Trochę dziwnie się czuję - takie jest pierwsze wrażenie "testera" męskich rajstop - pana Krzysztofa. Jest mi bardzo gorąco i mam całe nogi spocone. Pewnie trochę z wrażenia, bo rajstopy to jest jednak niezbyt męska rzecz. Nie bardzo też nogi w nich oddychają.
Biedni faceci w rajtuzach. Ja tam zostaję przy kalesonach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/181583-faceci-w-rajtuzach-nalecz-wyznaje-ze-chodzi-w-rajstopkach-kiedy-brakuje-argumentow-najlatwiej-udawac-glupiego