„Podział Ukrainy”, czyli strachy na Kozaki. Lepsza dla nich przecież Ukraina cała i choć może nie rosyjska, to i nie unijno-zachodnia…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / EPA
Fot. PAP / EPA

„Rosja podzieli Ukrainę! Szykuje wariant gruziński; położy kreskę na zachodzie i oderwie wschód kraju” –przez polskie media i internet przetoczyła się taka alarmująca pogłoska. Moim zdaniem – nieprawdziwa.

I to z kilku powodów.

Po pierwsze – to przecież ewidentny straszak, używany wobec Ukraińców. Tego rodzaju „przecieki” miałyby ich skłonić do refleksji typu „jaki ten Janukowycz jest, taki jest, ale to przecież nasz rodak. Jeśli go nie posłuchamy, to Rosjanie zabiorą nam pół kraju”. To tak jak u nas w czasie „Solidarności” – ciągłe mówienie o radzieckich czołgach skutecznie odwróciło uwagę od ewentualności użycia czołgów polskich, i skutecznie osłabiło reakcję na to użycie.

Po drugie – jest to po prostu pomysł ciężko wykonalny. Mógł on ewentualnie być realny 15 lat temu, gdy proces politycznego i co ważniejsze – mentalnego rozdzielenia Ukrainy od Rosji był jeszcze w powijakach. Dziś już nie. Nawet większość rosyjskojęzycznych Ukraińców nie chce bowiem już dziś być w Rosji. I nawet większość Ukraińców szczerze wrogich reformom w zachodnim stylu nie chce już dziś być w Rosji (choć zarazem pragnęłaby mieć z tym krajem relacje bliskie i przyjacielskie). Nawet na w ogromnej większości rosyjskojęzycznym Krymie młode pokolenie miejscowych Rosjan woli pozostawać w ramach nielubianej Ukrainy, niż przejść pod władze jeszcze bardziej nielubianego Kremla. I to m.in. odróżnia Ukrainę od Abchazji i Osetii, gdzie zdecydowana większość ludności właśnie chciała i chce być w Rosji.

Po trzecie zaś, i to jest najważniejsze – rosyjska gra o Ukrainę jest długoterminowa. W chwili, gdy piszę ten tekst wydaje się, że Putin wygrywa bitwę w tej wojnie (porozumienia, podpisane w Petersburgu pomiędzy nim a Janukowyczem). Więc po co Moskwie podział?

Ale nawet gdyby tak nie było, gdyby walka Rosjan o wciągnięcie kraju nad Dnieprem do Związku Celnego i Unii Euroazjatyckiej zakończyła się fiaskiem, to warto uprzytomnić sobie pewną bardzo ważną rzecz. Otóż nasz, polski plan maksimum wobec Ukrainy to wizja, w myśl której ten kraj staje się w pełni demokratyczny i integruje się z zachodnimi strukturami, wchodzi do Unii i do NATO. Ale gdyby to okazało się teraz czy w ogóle niemożliwe, to istnieje też polski plan minimum: żeby w Kijowie po prostu nie rządziła Moskwa.

I tak samo Rosja ma swój plan maksimum (trwale związać Ukrainę z sobą i podporządkować ją sobie na tyle, na ile to możliwe). Ale gdyby to się na danym etapie nie udało, to na Kremlu mają też własny plan minimum - żeby się Ukraina nie zlała z Zachodem. I o ten swój cel minimum Rosjanie mogą walczyć efektywnie, nawet gdyby nie udało im się wygrać obecnej batalii.

W tej sytuacji po co im podział Ukrainy? Lepsza dla nich przecież Ukraina cała i choć może nie rosyjska, to i nie unijno-zachodnia…

Oczywiście – w walce o Ukrainę, niezależnie od tego czy o cel maksimum czy minimum, możliwe jest wykorzystywanie przez Kreml rozmaitych separatyzmów. Ale wyłącznie instrumentalne, jako środek nacisku na władze w Kijowie.

Bowiem podział Ukrainy – to ewidentne strachy na Lachy. Czy może raczej – „na Kozaki”…

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych