Drugie zderzenie z rzeczywistością. Stan wojenny - solidarność i głęboki podział środowiska dziennikarskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

13 grudnia 1981, niedziela rano, zima, mróz, głęboki śnieg. Włączam radio, słychać przemówienie gen. Jaruzelskiego informującego o wprowadzeniu stanu wojennego. Biegnę do telewizora, ten sam generał w ciemnych okularach – do złudzenia przypominający przywódcę latynoskiej junty wojskowej, ogłaszającego kolejny coup d’etat - i uderzająco podobny tekst.

Zwracam się do wszystkich obywateli – nadeszła godzina ciężkiej próby. Próbie tej musimy sprostać,

a potem coś o "państwie na skraju przepaści... o czymś dla dobra państwa i dla dobra obywateli..." Wydaje się, że Argentyńczycy, którzy w latach 70. mieli jeden zamach wojskowy za drugim, zrozumieliby ten tekst lepiej niż Polacy. Co to znaczy „stan wojenny”? Jak to się przełoży na nasze życie? Na życie kraju? Próbuję zatelefonować do mojego szefa, świetnego krytyka Oskara Sobańskiego - pracowałam wtedy w tygodniku FILM - uczestnika Kongresu Kultury Polskiej, telefon milczy jak zaklęty. Przez zaspy śniegu brnę z Sadów Żoliborskich do Pałacu Kultury – siedziby Kongresu, żeby porozmawiać z ludźmi. Na drzwiach do Sali Kongresowej kartka z informacją „Kongres odwołany”. Wojsko, jakiś czołg, słynne koksowniki, brak informacji, rozproszenie ludzi, samotność i beznadzieja.

Kiedy w kwietniu 1980 roku, po 10 latach zakazu, otrzymałam etat dziennikarski, myślałam, że oto wygrałam z komuną. Ale po 1,5 roku - znowu mnie dosięgła. Za działalność w Solidarności zostałam zweryfikowana negatywnie i znowu znalazłam się na bruku. Lecz wtedy nie byłam, nie byliśmy już sami, jak w latach 70. po wyjściu z więzienia za przynależność do RUCHU – o czym opowiada m.in. nowa książka Jacka Wegnera „Zamach na Lenina”. Były nas nie jednostki, a tysiące, i byliśmy razem. Najpierw otrzymywałam jakąś pomoc z „Solidarności Dziennikarzy” – dotąd pamiętam wizytę kolegów z wielką paką, m.in. Krystynę Stankiewicz - a potem sama zaczęłam z nimi jeździć, rozwożąc paczki do kolegów. Weryfikacja, wyrzucanie z pracy tysiącami, środowiskowe podziały polityczne, ale także wielka aktywność społeczna, solidarność i prawdziwa eksplozja niepodległościowych podziemnych mediów. Tak więc jeździłam z tymi paczkami, uczestniczyłam w mszach za ojczyznę w kościele p.w. Św. Stanisława Kostki, w spotkaniach środowisk twórczych w podziemiach kościoła na Żytniej, w kontr-pochodach pierwszomajowych i innych manifestacjach. A po kilku miesiącach koledzy z FILMU, ci, którzy nie zostali wyrzuceni – tu chciałabym wymienić Bogumiła Drozdowskiego – pomogli mi znaleźć etat w ANTENIE TVP - szefem był wtedy uczestnik Powstania Warszawskiego Jurek Peltz - gdzie przepracowałam do 1990 roku.

Stan wojenny 13 grudnia 1081 roku był szokiem na krajową, narodową skalę. Godził w nasze poczucie bezpieczeństwa, pozbawił nadziei na wolną, suwerenną Polskę. Na co najmniej 10 lat zahamował rozwój demokracji, społeczeństwa obywatelskiego, pluralizmu mediów, odebrał nam poczucie podmiotowości obywatelskiej, wiarę w to, że póki jesteśmy razem, możemy jeśli nie wszystko, to na pewno wiele. No i, najważniejsze, „straty ludzkie”, zabici, ranni, zaginieni, „upływ krwi” narodu – kilkaset tysięcy wartościowych i potrzebnych krajowi ludzi zdecydowało się wtedy na emigrację. Rozbite rodziny, ogólna pauperyzacja społeczeństwa, wyhamowanie entuzjazmu, mobilizacji i przedsiębiorczości. Jednak faktem jest, ze obserwowało się wtedy – czego brak mi dziś – wiele wspaniałych postaw ludzi, kolegów i nieznajomych. Podział był taki jak na wojnie – w końcu była to „wojna jaruzelska” generała z narodem – przyjaciele i wrogowie, tyle, że wrogów, choć potężnych, „właścicieli ZOMO i milicji”, było liczebnie stosunkowo niewielu. Tak więc z jednej strony wojsko, czołgi, milicja, komisarze wojskowi w kluczowych jednostkach zmilitaryzowanych, także Radiu i TVP, z drugiej – zaczynało się organizować, jak podczas II wojny światowej, prawdziwe „państwo podziemne” – struktury, silne i rozbudowane ośrodki pomocy, wydawnictwa, Tygodnik Solidarność, Radio Solidarność, kursy kształcenia, a kościoły i niektóre muzea diecezjalne, nie tracąc z oczu celów religijnych, zamieniły się w ośrodki kultury i kuźnie patriotyzmu. Koncerty poetyckie, seminaria, spektakle teatralne, wystawy malarskie... Jakże wielu aktorów, reżyserów, muzyków, malarzy, pracowników kultury zapomina, komu zawdzięcza swoje zawodowe i ekonomiczne przetrwanie! Słowem, wspólne przeżywanie zdarzeń złych, i wspólne krzepienie się tymi, dodajmy nielicznymi, dobrymi.

Oczywiście, stan wojenny bardzo mocno uderzył w środowisko dziennikarskie, pierwszą linię ideologicznego frontu: delegalizacja SDP, a potem zastąpienie go przez SDP PRL, zawieszenie wszystkich tytułów, a potem przywrócenie, ale nie wszystkich, skasowano m.in. tygodnik filmowy EKRAN i KULISY. Wszystkie redakcje, prócz katolickich, podlegały weryfikacji, na skutek rozmów z weryfikatorami – dziennikarze partyjni, aktywiści PZPR i naturalnie pracownicy SB - wyrzucono z pracy około 1000 dziennikarzy. To była prawdziwa szkoła przetrwania, niszczono życiorysy, łamano charaktery – pewna liczba dziennikarzy, aby utrzymać pracę, nie wytrzymała parcia i opowiedziała się za stanem wojennym. Te weryfikacje oraz rozwiązanie SDP, a potem powołanie SDP PRL, mocno podzieliły środowisko dziennikarskie. Część z tych podziałów przetrwała, w międzyczasie doszlusowały inne – wystarczy spojrzeć na głęboki rów w SDP między Zarządem Głównym a Oddziałem Warszawskim. A wydana właśnie książka Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza „Resortowe dzieci” przynajmniej częściowo wyjaśnia powody tych głębokich podziałów.

A jak daleko jesteśmy w egzekwowaniu sprawiedliwości za stan wojenny, prawnej, społecznej, historycznej, niech świadczy fakt, że 25 dygnitarzy i wysokich oficerów argentyńskiej junty wojskowej, która mordowała lewicowych przeciwników w ramach operacji „Kondor”, stanęło już przed sądem i usłyszało wyroki. W kraju latynoskim, w Argentynie – a tu, w środku cywilizowanej podobno Europy, generał Jaruzelski i inni autorzy i wykonawcy stanu wojennego, jeszcze nie.


Warszawa, 16 grudnia 2013 roku.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych