Media tzw. „głównego nurtu” pastwią się nad posłem Tomaszem Kaczmarkiem. „Agent Tomek” nieźle „zalazł za skórę” wielu wpływowym osobom i bez wątpienia ma wielu wrogów, którzy by chcieliby się na nim zemścić. A ponieważ sam nie jest bez wad, to jego adwersarze nie muszą się specjalnie starać.
Jak dodamy do tego cały propagandowy aparat III RP ze stacją TVN na czele, która prawie połowę swojego wieczornego bloku informacyjnego potrafi poświęcić zachowaniom posła Kaczmarka, to z mało znaczącej sprawy powstaje powoli poważniejszy problem. Aczkolwiek całkowicie wydumany. Pamiętając o idiotycznych rozmowach z Adamem Hoffmanem „po drinku” podczas kampanii wyborczej na Podkarpaciu, poprzez rozbijanie się sportowym samochodem kochanki, na (jak podaje tygodnik „Wprost”) próbach grożenia jej mężowi skończywszy, dalej twierdzę, że to wszystko są sprawy marginalne.
Nie o takich awanturach opowiadają brazylijskie telenowele (krew nie woda) i nie takich zawirowań sam byłem świadkiem, widząc do czego mogą prowadzić namiętności przy niezbyt „zdrowym” układzie jakim niewątpliwie jest trójkąt, z którego dwa boki to małżeństwo. Zastanawiające jest może to (dalej poruszam się w sferze tabloidalnej), że Tomasz Kaczmarek jako wytrawny agent służb specjalnych daje się nagrywać z gołym torsem przy liczeniu operacyjnej gotówki, potem powtarza błąd i pozwala prowadzić wywód o przyrodzeniu swemu koledze partyjnemu, choć ślepy by zauważył, że kilka metrów dalej stoją paparazzi i mogą go nagrać na telefon komórkowy, by w końcu „się zamyśleć” i wjechać w bagażnik stojącego na światłach samochodu, prowadząc w dodatku „Porsche Cayenne” należący do kochanki.
To wszystko jak na posła największej partii opozycyjnej oraz superagenta jest co najmniej niepoważne i trąci infantylizmem. Ktoś mógłby zaryzykować twierdzenie, że poseł Kaczmarek to idiota i trudno by było mu oponować. Jednak najbardziej bawi mnie to, jak prezenterzy z TVN nadymają się i robią z tego poważną aferę tylko po to, by wreszcie spowodować wytęskniony spadek notowań PiS-u o 1 punkt procentowy. Dla mnie cała sprawa „agenta Tomka” jest bardziej materiałem na komedię w stylu „Akademii policyjnej - 25” niż na poważną minę strasznie przejętej zachowaniem „agenta Tomka” redaktor Justyny Pochanke.
Uważam, że zawieszenie Tomasza Kaczmarka, jako posła do czasu wyjaśnienia sprawy „rozmowy z mężem”, jest absolutnie właściwą karą i wróciłbym do porządku dziennego, gdyby nie inna sprawa, która rzeczywiście mnie poruszyła i przeszła w tych samych media bez echa. Jest odwrotnością historii posła Kaczmarka. Ta, która miała być poważną, okazuje się śmieszną, a tamta miała być śmieszna, a wyszła żenująca. Niestety nie po raz pierwszy.
Chodzi mi zachowanie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w stosunku do posła PiS-u, mec. Bartosza Kownackiego, podczas opłatka smoleńskiego w Sejmie.
W pewnym momencie mój stolik minął minister Sikorski. Powiedział do mnie: „Moje kondolencje”. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. I tak mu też odpowiedziałem. Na co pan minister Sikorski stwierdził, że miał na myśli umorzoną sprawę Merty. Odpowiedziałem mu więc, że ta sprawa to przede wszystkim porażka MSZ i nie widzę tu żadnego powodu do chluby. Na co pan minister stwierdził, że nie znam się na żartach
– powiedział, opisując zdarzenie mec. Kownacki. Tu należałoby przypomnieć kontekst takiego zachowania szefa MSZ. W maju Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła bowiem sprawę, prowadzoną przez mec. Kownackiego, zaginięcia rzeczy po katastrofie samolotu TU-154 M, należących do wiceministra kultury i Głównego Konserwatora Zabytków Tomasza Merty m.in. złotej obrączki oraz zegarka. Śledczy ustalili, jak informowała prasa, że przedmioty należące do Tomasz Merty po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem zostały po uprzednim umieszczeniu w worku foliowym, za pośrednictwem Ambasady RP w Moskwie przekazane do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, "gdzie po pobieżnej ocenie, że worek ten nie zawiera przedmiotów pamiątkowych, ze względu na zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne podjęto decyzję o ich utylizacji".
Powyższe zachowanie się ministra, jeśli mu się bliżej przyjrzeć, pokazuje żenująco niski poziom, połączony z brakiem kindersztuby. Biorąc pod uwagę miejsce i czas, to spotkanie opłatkowe jest ostatnim miejscem na docinki, tym bardziej niezbyt wyszukane, takie rodem z Łochowa - przedmieść Bydgoszczy. Nawet najwięksi wrogowie polityczni podczas opłatka zachowują wobec siebie umiar i wstrzemięźliwość, nie poruszając tematów, które mogą zaboleć. Jeśli ktoś nie jest w stanie się od tego powstrzymać, to rezygnuje z wzięcia udziałów w takich uroczystościach pod byle pretekstem. Natomiast sam „żart”, świadczy o poważnych kłopotach ministra z poczuciem humoru.
Owszem, umiejętnie stosowany sarkazm cechuje ludzi o wysokiej inteligencji, ale połączony z arogancją świadczy o jej przeciwieństwie. Nie jest to pierwsze tego typu zachowanie szefa MSZ w ostatnim czasie. Weźmy choćby „słynny”, także równie mało inteligentny i nie pozbawiony arogancji wpis na twitterze o skorumpowanej Ukrainie. Casus Sikorskiego to już nie jest problem taktu, tylko wręcz grubiaństwa, które w kraju o normalnych standardach dyskwalifikuje z pełnienia funkcji ministra spraw zagranicznych. Takt określany w Niemczech Fingerspitzengefuell (delikatność koniuszków palców) oznacza zachowanie nie tylko zgodne z powszechnie panującymi regułami savoire-vivre, ale także nieurażanie uczuć innych ludzi, charakteryzujące się pewną estetyką i odpowiednie do okoliczności. Wiele z zachowań Radosława Sikorskiego, w tym „żart” opłatkowy nie ma z tym nic wspólnego. Oczywiście można, by się zżymać na chamstwo działaczy partii Palikota, ale na ich usprawiedliwienie przemawia fakt, że reprezentują „doły społeczne”, a w Sejmie na szczęście nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Ale przede wszystkim nie piastują kluczowych stanowisk w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Prawdopodobnie właśnie brak taktu i kłopoty z savoire-vivrem są poważną wadą Radosława Sikorskiego mają wpływ na kompletny brak sukcesów Polski w polityce zagranicznej. Zachodni i oczywiście wschodni partnerzy, obserwując jego poruszanie się, niczym słoń w składzie porcelany na europejskich salonach, odkryli w nim zwykłego karierowicza, a nie twardego gracza. Jak się okazuje chłopakowi spod Bydgoszczy nie wiele pomógł oxfordzki licencjat. W takich przypadkach przed wojną mawiano” „I w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu”.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uwaga!
Tylko u nas, wSklepiku.pl, możesz nabyć unikatowe gadżety z logotypem wPolityce.pl, które doskonale sprawdzą się jako prezent!
Szczególnie polecamy!
Zestaw toreb zakupowych wPolityce.pl
Zestaw dwóch toreb wPolityce.pl wzbogaconych rysunkami znakomitego artysty Andrzeja Krauzego. Można je nosić także przez ramię, mają szerokie i poręczne ucho, wytrzymały materiał, mieszczą format A4.
oraz
Elegancki kubek z logotypem wPolityce.pl i specjalnie wykonanym rysunkiem znakomitego artysty Andrzeja Krauzego.
Gwarantujemy szybką realizację zamówień!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/173597-radek-z-lochowa-takt-niezbedna-umiejetnosc-kazdego-szefa-msz-jest-obca-radoslawowi-sikorskiemu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.