Kręgosłup Gaucka. Prezydent Niemiec demonstruje wszem i wobec, co myśli o rosyjskim satrapie Putinie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Facebook
Facebook

Prezydent Joachim Gauck nie pojedzie na zimową olimpiadę w Soczi. Dlaczego? Dlatego, że nie uważa rosyjskiego kolegi z urzędu za „kryształowoczystego demokratę”, jak swego czasu określił był Władimira Putina jego przyjaciel Gerhard Schröder, były kanclerz, później etatowy cerber na budowie niemiecko-rosyjskiego gazociągu Nord Stream. Choć Gauck nie nazwał tego po imieniu, ma kremlowskiego władcę za satrapę.

Powód odmowy Gaucka można sprowadzić do jednego zdania: deptanie praw człowieka i zasad demokracji w Rosji, prześladowanie krytyków i wypychanie opozycji na margines polityki. Dość przypomnieć kilka nazwisk, martwych i żywych symboli: Anna Politkowska, Natalia Estemirowa, Aleksandr Litwinienko, Michaił Chodorkowski, Garri Kasparow czy Aleksiej Nawalny. Zmarły w marcu tego roku w Londynie Boris Bieriezowski, współtwórca wyniesienia Putina na szczyt władzy, napisał krótko przed śmiercią:

Kajam się i błagam o wybaczenie za to, że doprowadziłem do władzy Władimira Putina. Za to, że choć był to mój obowiązek, nie dostrzegłem w nim przyszłego chciwego tyrana i uzurpatora, człowieka, który zabił wolność i zatrzymał rozwój Rosji. Wielu z nas nie rozpoznało go wówczas, choć to mnie nie usprawiedliwia. Wybaczcie mi…

Między Gauckiem i Putinem iskrzyło od dawna, bo musiało: ten były pastor i działacz ruchu demokratycznego w dawnej NRD, a po zjednoczeniu Niemiec pierwszy szef archiwum akt enerdowskiej bezpieki (BStU), miał o takich jak były agent KGB określone zdanie. „Małe świnie”, że użyję terminologii Gaucka, musiały same z sobą dojść do ładu”, tych, którzy przyczynili się do ludzkich nieszczęść, służalców reżimu komunistycznego i sprawców zza biurek występujących przeciw własnemu narodowi pierwszy niemiecki lustrator widział na ławach oskarżonych. Już sam fakt udostępnienia do społecznego wglądu akt służb bezpieczeństwa byłej NRD spowodował wycofanie się wielu postaci z życia publicznego - jedni sami usuwali się w cień, gdyż wiedzieli, że nie unikną wiwisekcji swych życiorysów, inni zostali do tego zmuszeni.

Na początku lat dziewięćdziesiątych miałem nieprzyjemność zainicjowania i zorganizowania pierwszej wizyty Gaucka w Polsce. W programie był jego wykład na Uniwersytecie Warszawskim, nasza rozmowa dla telewizyjnej „Panoramy” oraz dyskusja w redakcji „Wprost”. Nieprzyjemność miałem bynajmniej nie z powodu przekonań Gaucka, gdyż je podzielam, lecz dlatego, że głosił je w Polsce jak duchowny do obrazu „świętych”; nasi kontraktowi sejmici zapewnili nietykalność tym, którzy jak całe biuro polityczne SED (niemieckiego odpowiednika PZPR) powinni byli zasiąść na ławie oskarżonych.

Nie ma pojęcia dwóch moralności i dwóch etyk, półprawdy i brak odpowiedzialności nie scalają, lecz pogłębiają rozdarcie i nawarstwiają problemy społeczne. Ślepe pojednanie, gdy nie wiadomo, co i komu się wybacza, nie ma sensu, gdyż w rzeczywistości jest pojednaniem pozornym, które nie służy prześladowanym, lecz wyłącznie byłemu establishmentowi

- przekonywał Gauck, który nie krył swej fascynacji ruchem „Solidarności” i rozczarowania z powodu odcięcia się w naszym kraju tzw. grubą kreską od plugawej, komunistycznej przeszłości, co de facto umożliwiło pezetpeerowskiej kamaryli robienie karier w niepodległej już Polsce i brylowanie na politycznym świeczniku do dziś.

Chodziło o to, by zbrodnię i szubrawstwo nazwać po imieniu, o uniknięcie walki na teczki, szantaży, a przede wszystkim o skończenie z przeświadczeniem o bezkarności, o to, żeby obywatele znów mogli wierzyć w sprawiedliwość i odzyskać zaufanie do pełniących funkcje publiczne

- uzasadniał niemiecką lustrację w jednej z naszych licznych rozmów. Krótko mówiąc, Gauck z pewnością bruderszaftu z Egonem Krenzem, ostatnim sekretarzem SED i przewodniczącym Rady Państwa by nie wypił… W kwestii formalnej, ów następca Ericha Honeckera został m.in. skazany na sześć lat więzienia za kolegialny rozkaz strzelania do rodaków - enerdowskich uciekinierów na niemiecko-niemieckiej granicy.

Przypominam o tym nie bez powodu: ten zadeklarowany przeciwnik komunistycznego systemu zniewolenia i orędownik rozrachunku z przeszłością nie mógł być partnerem dla Putina, który rozpad sowieckiego imperium uznał za „największą katastrofę w dziejach Rosji”. Gdy po dymisji za słabość do różnorakich grantów prezydenta RFN Christiana Wolffa głównym lokatorem Zamku Bellevue w Berlinie został właśnie Gauck, z Moskwy powiało syberyjskim chłodem. Zgodnie z wcześniej ustalonym planem, Putin i Wulff mięli w czerwcu 2012r, wspólnie fetować „lecie” stosunków niemiecko-rosyjskich i m.in. razem ułożyć na Placu Czerwonym już przygotowane puzzle w jeden obraz - symbol rosyjsko-niemieckiej przyjaźni. Na wieść z Berlina o wyborze Gaucka, Putin odwołał swoje uczestnictwo w tej imprezie z powodu… braku czasu i wytypował na nią podrzędnego zastępcę. Podobnie postąpił Gauck i wysłał do Moskwy sekretarza stanu…

Od tego czasu panowie podali sobie dłonie „pro forma” tylko jeden raz, gdy Putin przybył z kurtuazyjną wizytą do Berlina po ponownym objęciu urzędu prezydenta. Tego wymagał protokół dyplomatyczny, jednak panującego między nimi chłodu podczas krótkiego spotkania na Zamku Bellevue obaj nie próbowali nawet ukrywać. Przybycia Gaucka na zimową olimpiadę do Rosji, gdzie de facto prezydent RFN jeszcze nie był, protokół dyplomatyczny nie wymaga. Nie pojedzie, bo nie musi.

Niemiecki prezydent ani razu nie skrytykował zabijanie dzieci kobiet w Pakistanie i Afganistanie, ale Rosję oskarża tak mocno, że nie chce w ogóle przyjechać do Soczi

- zaćwierkał ze zdziwieniem na twitterze szef parlamentarnej Komisji Spraw Zagranicznych Aleksiej Puszkow. Ten sam, który po niedawnym Marszu Niepodległości strofował Polskę i UE:

Wydarzenia w Warszawie dowodzą, że nacjonalizm w niektórych krajach Unii Europejskiej jest o wiele silniejszy niż w Rosji. UE powinna zająć się swoimi członkami, a nie nas pouczać…

- napisał poseł rosyjskiej Dumy.

Społeczną ocenę decyzji Gaucka w Niemczech ilustruje sondaż „Bilda”, w którym aż 70 proc. obywateli republiki poparło postawę swego prezydenta.

Jego odmowa jest cudownym gestem wsparcia tych wszystkich Rosjan, którzy angażują się na rzecz wolności poglądów, demokracji i praw obywatelskich

- skomentował na użytek niemieckiej agencji prasowej dpa rzecznik praw człowieka w gabinecie kanclerz Angeli Merkel Markus Löning.

To dobry sygnał, jego wizyta w Soczi byłaby jedynie nobilitacją dla tego systemu…

- dorzuciła przewodnicząca Komisji Praw Człowieka w europarlamencie Barbara Lochbihler. Decyzję prezydenta RFN poparła także m.in. komisarz sprawiedliwości, praw podstawowych i obywatelstwa w Komisji Europejskiej Viviane Reding z Luksemburga, która zapowiedziała przyłączenie się do bojkotu Gaucka.

Prezydent RFN po raz kolejny dowodzi, że ma kręgosłup i pozostaje wierny swym zasadom, że jeszcze raz przytoczę słowa Joachima Gaucka w odniesieniu do komunistycznych kolein: „Nie ma pojęcia dwóch moralności i dwóch etyk”. Niestety, nie dla wszystkich, niestety, także w Polsce…

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych