„W rocznicę wypadku wznosimy toast za życie”. Leszek Miller wspomina 10 rocznicę wypadku lotniczego, w którym omal nie zginął

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Rafał Guz
PAP/Rafał Guz

Każdego roku wszyscy uczestnicy katastrofy spotykają się o godzinie 18, bo o 18.30 zdarzył się ten wypadek, i wznosimy toast za życie. To takie nasze kolejne urodziny

– powiedział były premier Leszek Miller w 10. rocznicę katastrofy rządowego helikoptera.

Śmigłowiec Mi-8 z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego rozbił się 4 grudnia 2003 r., gdy wyłączyły się oba silniki. Dowódca załogi zdołał awaryjnie wylądować. W wypadku nikt nie zginął. – Byliśmy radośni, że nikt nie zginął. Uważaliśmy, że pilot, pułkownik Miłosz po prostu ocalił nam życie. Nie mamy do niego pretensji. Wykonanie tego manewru w tamtych warunkach, w nocy – było czymś niezwykłym – ocenił Leszek Miller. 

Były premier stwierdził, że wszyscy, którzy 10 lat temu razem z nim lecieli Mi-8 (15 osób: czterech członków załogi i 11 pasażerów) – co roku spotykają się w rocznicę wypadku i wspominają dramatyczne chwile. – Po raz kolejny wracają wątki, gdzie kto siedział w helikopterze, a potem pod jakim drzewem kto leżał, jak czekaliśmy na karetki pogotowia, na straż pożarną... . 

Gość TVP Info wyznał także, że tuż po wypadku najbardziej bał się, że „helikopter się zapali i wszyscy spłoną”. – Na każdym filmie, gdy helikopter zderza się z ziemią jest malowniczy wybuch. Gdyby nie warunki atmosferyczne – wilgoć, maszyna pewnie by się zapaliła. 

Kiedy oficer BOR-u wyciągnął mnie, pierwszym wrażeniem było uczucie ulgi. Potem zadawałem sobie pytanie, czy do końca życia będę sparaliżowany

– wspominał szef SLD.

Slaw/ tvp.info

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych