Decyzja radnych w Bydgoszczy była częścią planu utrzymania PO u władzy w roli „błękitnych hełmów” i metodą „na małpę” – walenia w kraty klatki, aż małpa się wścieknie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/T. Żmijewski
Fot. PAP/T. Żmijewski

Bezprecedensowa decyzja o odebraniu imienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego mostowi w Bydgoszczy nie jest wybrykiem lokalnych radnych Platformy Obywatelskiej. Oczywiście ci, którzy za tym głosowali w radzie miasta tłumaczą, że taka była wola bydgoskiego ludu wyrażana w sondażach i opiniach. Tyle że PO jako partia licząca się z głosem ludu to czysta groteska albo kabaret. W akcji „Ratujmy maluchy” lud zebrał milion głosów za referendum i PO najspokojniej w świecie wolę ludu spłukała w toalecie. Podobnie jak wcześniej to samo zrobiła z 2,5 milionami podpisów ludu pod wnioskiem o referendum emerytalne. Platforma nie liczyła się z wola ludu nigdy, więc tłumaczenia bydgoskich radnych tej partii są tylko wykrętem.

Dorota Połedniok, która jest radną w Siemianowicach Śląskich i odeszła z PO mówiąc jej: „Platformo, bujaj się!”, opisała, jak w tej partii działa demokracja. Także na szczeblu rady miasta. Otóż działa ona tak, że wszystko jest z góry ustalone, a kto podskakuje, ten wypada z gry. Nic nie dzieje się spontanicznie i zgodnie z wolą poszczególnych radnych. W Siemianowicach i wszędzie indziej są oni tylko bezwolnymi maszynkami do głosowania. A gdy nie głosują zgodnie z tym, jak je zaprogramowano, są wyrzucane na wysypisko politycznych śmieci. W Bydgoszczy nie głosowali więc lokalni radni, lecz partyjna centrala.

Bydgoska PO ma oblicze swego szefa z lat 2006-2011 posła Pawła Olszewskiego. Ludzie działający tak jak Olszewski nie reagują na wydarzenia, sądy czy wartości ani intelektualnie, ani emocjonalnie. Oni reagują fizjologicznie. Czyli gdy trzeba wydzielić w organizmie odpowiednią dawkę testosteronu i adrenaliny, to oni je wydzielają. Żeby zaś wzmocnić działanie tych hormonów, jednocześnie blokują wydzielanie kortyzolu, bo to jeszcze dodatkowo wzmacnia agresję. Bodźcem do tych fizjologicznych reakcji są partyjne polecenia i instrukcje.

Instrukcja centrali musiała brzmieć: sprawdźmy, jak to na „nich” działa. Zobaczmy, do czego możemy się posunąć, nie wywołując silnego społecznego buntu, a jednocześnie skrajnie prowokując politycznych rywali z PiS, grając na emocjach ich wyborców, a przy okazji na emocjach wszystkich przyzwoitych ludzi. Wyborców PiS ma to wzburzyć, by można ich potem przedstawiać jako „wściekłych”, „oszołomów” i „agresorów”. Zwykłych, przyzwoitych ludzi ma to natomiast zobojętnić. Żeby bezkarnie można było robić następne „numery” i eskalować agresję.

PO stosuje starą i wielokrotnie przećwiczoną metoda „na małpę”. Polega to na uderzaniu w pręty klatki, w której siedzi „małpa” tak długo, aż wyprowadzi się ją z równowagi. Żeby potem mieć takie argumenty jak w głośnym spocie wyborczym PO z 2011 r. „Oni na pewno pójdą na wybory, a ty?”. Bo PO funkcjonuje na zasadzie wywoływania agresji i zarządzania konfliktami, które ta agresja generuje. Bez konfliktów i wysokiego poziomu agresji w społeczeństwie ta partia staje się mdła, nudna i traci poparcie. Mobilizuje elektorat wtedy, gdy staje się sztabem wojennym, a od wyborców oczekuje zachowań typowych dla żołnierzy.

Wysoki poziom agresji w społeczeństwie jest Platformie potrzebny, żeby występować w roli swego rodzaju „błękitnych hełmów”, które - jak w krajach targanych konfliktami wewnętrznymi bądź w stanie wojny domowej – są niezbędnym elementem utrzymania pokoju. I są to działania prowadzone z pełną premedytacją, bo wiadomo, że „błękitne hełmy” nie rozwiązują problemów, a tylko zapewniają rozejm, przez co zwykle są potrzebne latami, a nawet przez dekady. Oznacza to, że przed wyborami, a ostatnio już także między nimi PO utrzymuje swego rodzaju „zimny stan wojenny” w społeczeństwie. Czyli mamy bardzo silną polaryzację oraz wysoki poziom napięć i konfliktów. Ta filozofia ma pozwolić PO trwać u władzy w roli „błękitnych hełmów” właśnie.

Głosowanie radnych w Bydgoszczy było w pełni świadomym krokiem, bo działacze PO dobrze wiedzą, że obrona czci, godności i dobrego imienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego jest nie tylko dla PiS kwestią graniczną. Jeśli uda się znieczulić kolejną część opinii publicznej na takie „numery” jak ten z mostem, będzie można przekraczać następne granice. A w ten sposób występowanie PO w roli „błękitnych hełmów” będzie wciąż uzasadnione. I to mimo, że miliony Polaków mają już dość tej strategii PO. Bydgoszcz jest więc elementem w pełni świadomej i precyzyjnie realizowanej strategii utrzymania PO u władzy do końca obecnej kadencji i przez następną. Nic tu nie jest przypadkowe.

 

CZYTAJ TAKŻE: Lista hańby. Sprawdź, którzy bydgoscy radni głosowali za zmianą nazwy mostu im. Lecha Kaczyńskiego

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych