Sejm nie odrzucił w pierwszym czytaniu projektu zmian w kodeksie wyborczym, który wprowadza zakaz agitacji wyborczej na terenie kościołów i w miejscach kultu religijnego innych związków wyznaniowych. Za odrzuceniem projektu głosowało 203 posłów (z PiS, Twojego Ruchu, PSL, Solidarnej Polski oraz posłowie niezrzeszeni), 236 było przeciw odrzuceniu (głównie z PO i SLD), a 4 (z PO, PSL i SLD) wstrzymało się od głosu. W związku z odrzuceniem wniosku, projekt został skierowany do komisji nadzwyczajnej ds. zmian w kodyfikacjach. Jeżeli nawet antyklerykalna partia Palikota była przeciwko kuriozalnemu projektowi, to faktycznie mamy do czynienia z problemem.
Parafrazując bohatera polskiej popkultury można rzecz: w każdym normalnym kraju decyzja Sejmu wzbudziłaby co najmniej zaniepokojenie. Jednak w kraju rządzonym przez bezideową ekipę Tuska coraz mniej może zaskakiwać. Choć nawet w ich przypadku należy zadać pytanie: co takiego, oprócz zaślepienia budowaniem przyszłej koalicji z SLD, stało się z politykami PO, że podnieśli rękę za projektem ustawy mającej znamiona, pisząc delikatnie, autorytaryzmu? Można by jeszcze jakoś od biedy wytłumaczyć takie postulaty w kraju nieobciążonym bolszewickim albo nazistowskim totalitaryzmem. Ba, nawet jest szansa na zracjonalizowanie takiej decyzji Sejmu, gdzie większość mają postkomuniści, którzy wyszli z okresu odkupywania win wobec Kościoła. Jak jednak zrozumieć decyzje ekipy o Solidarnościowych korzeniach?
W świetle skandalicznej decyzji możliwej przyszłej koalicji rządzącej Polską ( rekonstrukcja rządu Tuska już została skrojona pod taki scenariusz) naprawdę nie są przesadą gorzkie żarty publicystów, którzy piszą, że PO powinna powołać Biuro do Walki z Reakcją w Kościołach. Decyzja by zabronić duchownym wypowiadać się na temat polityki, i pomysł by w jakimkolwiek stopniu ingerować w życie wspólnot religijnych może pojawić się jedynie w głowach ludzi albo wypranych z jakichkolwiek wartości, albo tych, którzy mają konkretny plan na pacyfikację swoich oponentów. Wciąż wierzę głęboko, że mamy do czynienia w tym przypadku z pierwszą możliwością. Niestety jedynie wzmacnia poczucie smutku z powodu straty resztek instynktu zachowawczego wielu rozsądnych ludzi.
Jednak jeżeli skandaliczna, totalniacka, ustawa weszłaby w życie, to warto zadać sobie pytanie o to, jak będą traktowane inne niż chrześcijańskie związki wyznaniowe. Czy policja będzie wchodzić do synagog, w których rabin będzie krytykował antysemickie wypowiedzi liderów narodowej partii politycznej? Czy władza będzie pacyfikować imamów, który będą nawoływać do głosowania na muzułmanina na konkretnej liście wyborczej? A może również pastorowie, krytykujący polityków za nie usuwanie lekcji religii katolickiej ze szkół, też podpadną pod paragraf o agitowaniu w „miejscach kultu religijnego innych związków wyznaniowych”. Czy jednak panom z PO i ich postkomunistycznym ziomom chodzi o to by wyłącznie „dowalić czarnym”, bo premier nie klęka przecież przed biskupem?
Przepraszam za patos na końcu tekstu, ale naprawdę zaczynam obawiać się koalicji PO-SLD, skoro już nawet poseł Rozenek apeluje by „nie wtrącała się ona w życie Kościoła”. Przynajmniej jednak wiemy co nas może czekać jeżeli prawica nie zmontuje większościowej koalicji…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/171765-czy-to-strata-instynktu-samozachowawczego-czy-moze-faktycznie-oni-maja-totalniackie-zapedy