Nie jest żadną tajemnicą, że "Gazeta Wyborcza" jest w pierwszym rzędzie mediów grających pierwsze skrzypce w mistyfikacji smoleńskiej. Redaktorzy z organu Michnika działają w tej mierze z państwową Komisją Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
O mechanizmach kłamstwa w sprawie tragedii 10/04 rozmawiamy ze Stanisławem Zagrodzkim, kuzynem ofiary katastrofy śp. Ewy Bąkowskiej.
wPolityce.pl: Pod koniec października w tekście "GW" próbowała obalać tezy dotyczące przyczyn tragedii smoleńskiej. W jednym z punktów znalazła się uwaga, że członkowie komisji przed opublikowaniem raportu "mieli dostęp do dokumentacji medycznej udostępnionej przez prokuraturę", a "zgon ośmiu członków załogi oraz 88 pasażerów nastąpił z powodu ciężkich wewnętrznych obrażeń wielonarządowych powstałych w wyniku działania przeciążeń przy zderzeniu samolotu z ziemią". Czy to kolejna manipulacja "Gazety Wyborczej" oraz komisji Millera?
Stanisław Zagrodzki, kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej: Mamy do czynienia z kolejnym kłamstwem smoleńskim. Członkowie KBWLLP odnosząc się do zaczepki "Gazety Polskiej", która stwierdziła, że dokumentacja medyczna ofiar tragedii została sfałszowana, mówią "GW", iż "członkowie KBWLLP mieli dostęp do dokumentacji medycznej udostępnionej przez prokuraturę". To fakt, mieli dostęp, jednak kłamstwem są kolejne stwierdzenia, że "zgon ośmiu członków załogi oraz 88 pasażerów nastąpił z powodu ciężkich wewnętrznych obrażeń wielonarządowych powstałych w wyniku działania przeciążeń przy zderzeniu samolotu z ziemią". Członkowie komisji nie mogli tego stwierdzić w oparciu o analizę dokumentacji, do której mieli dostęp.
Dlaczego?
Gdy komisja opublikowała swój raport i zakończyła swoje prace, prokuratura nie posiadała jeszcze rosyjskiej dokumentacji sądowo-medycznej wszystkich ofiar. W momencie zamknięcia prac komisji do Polski dotarły protokoły z badań sadowo-medycznych około 40% ofiar tj. 38 osób, które zginęły 10 kwietnia 2010 r. niedaleko lotniska Smoleńsk północny. To oznacza, że komisja nie mogła stwierdzić u 100% ofiar tj. 88 pasażerów i 8 członków załogi obrażeń przytoczonych w publikacji „GW”. Dokumenty sekcyjne przychodziły do Polski w partiach, a jedną z ostatnich była partia z sierpnia 2012 roku. To wówczas prokuratura na szybko (cito) zleciła tłumaczenie tych materiałów, co potwierdzają na protokołach zapiski tłumaczy i pieczątki prokuratury. W związku z taką sytuacją nieuprawnione są stwierdzenia zawarte w punkcie trzecim publikacji artykułu Gazety Wyborczej „10 kłamstw smoleńskich. Komisja Laska obala tezy 'Gazety Polskiej".
Trzeba to jasno powiedzieć: autorka publikacji Agnieszka Kublik wraz ze swoimi informatorami w tej sprawie dopuścili się świadomego wprowadzenia opinii publicznej w błąd. Co więcej, wygląda na to, że komisja w swoich dociekaniach zupełnie pominęła kwestie konsultacji otrzymanego materiału z medykami sądowymi. W składzie KBWLLP próżno szukać lekarza ze specjalnością medycyna sądowa. Tym samym członkowie komisji sami nie dali sobie szansy na zweryfikowanie informacji, zawartych w rosyjskich protokołach sądowo-medycznych. Według mojej oceny treść publikacji GW na ten temat, jest ewidentnym blefem przerastającym swym wymiarem i wagą stukrotnie to, co zaprezentował prof. Rońda.
Czyli komisja znów skłamała? Tezy z "GW" są nieuprawnione?
Jeszcze raz podkreślę – KBWLLP nie posiadała dostępu do dokumentacji sądowo-medycznej wszystkich ofiar. Ponadto lekarz medycyny sądowej nie uczestniczył w pracach KBWLLP. Jej członkowie zaś nie mogli samodzielnie zweryfikować rosyjskich materiałów z braku wiedzy w tym zakresie, a zatem nie mogli również samodzielnie i wiarygodnie ocenić, że wszyscy pasażerowie i członkowie załogi zginęli "z powodu ciężkich wewnętrznych obrażeń wielonarządowych". Co więcej, te obrażenia na pewno nie powstały "w wyniku działania przeciążeń przy zderzeniu samolotu z ziemią". W żadnym protokole sekcyjnym, z którym miałem styczność, o przeciążeniach nie ma ani słowa. Jeśli więc chcemy mówić o zawartości niejawnego załącznika nr 7 do raportu KBWLLP, który zawiera informacje na temat aspektów medycznych „Katastrofy Smoleńskiej”, to należy jednoznacznie stwierdzić, że zespół Macieja Laska odnosząc się do zawartości tego załącznika, a za nim red. Kublik zapędzili się i teraz blefują nie mając żadnych wartościowych kart w ręku, czyli najzwyczajniej w świecie z całym rozmysłem kłamią broniąc niedoróbek rządowego raportu.
Jak to możliwe, że komisja Millera nie przeanalizowała dokumentacji medycznej? To są kolejne materiały, które komisji Millera nie interesowały.
Pominięcie obrazu ciał wszystkich ofiar skończyło się tak, jak się skończyło. Co więcej, na dwa miesiące przed zakończeniem prac komisji w prokuraturze dostępna była dokumentacja dotycząca obrazu miejsca katastrofy i opis dyslokacji i obrażeń ciał ofiar tragedii. Protokoły sporządzone w dniu 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku podczas przeszukania miejsca tragedii wskazują jednoznacznie lokalizację ciał oraz opis obrażeń, na podstawie, których można dokładnie zlokalizować miejsca pożarów.
Te dokumenty również powinny być przeanalizowane.
Oczywiście, że te dokumenty powinny być badane. Tak samo jak dokumentacja sądowo-medyczna. Protokoły dotyczące rozlokowania szczątków ofiar powinny zostać przeanalizowana dokładnie. Wtedy nie doszłoby do pomyłek tak jak to stało się z lokalizacją miejsc pożarów. To mogłoby zmienić obraz zdarzenia opisany w raporcie, a tym samym ocenę działania komisji Millera. Pamiętajmy, że dzięki analizie tych materiałów można miedzy innymi zobaczyć, jaka jest rozległość rozmieszczenia szczątków w Smoleńsku.
To ważne?
Tak, bowiem płyną z tego jednoznaczne wnioski. Wrakowisko wzdłuż toru lotu ma około trzech długości samolotu. Jeśli zatem przyjąć, że tragedia miała taki przebieg, jak twierdzi raport Millera, to dziwi niewielki zgodny z torem lotu rozmiar rozrzutu szczątków. I nikt z rzekomo doświadczonych członków szacownego gremium pracującego pod auspicjami KBWLLP nie zastanowił się, dlaczego na tak małej długości nastąpiło wyhamowanie konstrukcji samolotu, który rzekomo uderzył w całości o grunt. Dla przykładu w symulacji kontrolowanego rozbicia samolotu B 727, jaką przeprowadził kanał Discovery Channel wrak samolotu przemieszczał się po ziemi przez ok 360 metrów, a w Smoleńsku mamy około 140 metrów. Te samoloty są przecież zbliżone parametrami a co zatem energia samolotów była również porównywalna. Również w katastrofie IŁ-a 62 w Lesie Kabackim fragmenty samolotu zostały rozrzucone na przestrzeni około 370 metrów. Tymczasem trasa rozłożenia szczątków w Smoleńsku jest ponad dwukrotnie mniejsza. I nikt tego nie bierze pod uwagę. Co więcej, nawet nie postarano się zweryfikować obliczeniami drogi potrzebnej do wytracenia energii. Podobnie zostały potraktowane przez komisję Millera badania dotyczące obecności tlenku węgla we krwi ofiar. Wiemy tymczasem, iż Rosjanie wskazali w dokumentacji toksykologicznej, wykrycie takiego związku chemicznego we krwi ofiar. W tym miejscu warto zwrócić uwagę, na spory rozrzut ciał wzdłuż toru lotu, które miały wykrytą karboksyhemoglobinę. Jedno ciało znaleziono w strefie nr 1, dwa ciała w strefie trzeciej, a kolejne w strefie piątej, czyli na długości około 50 m. Te dokumenty również powinny stać się podstawą analizy potrzebnej do raportu. Ciała ofiar mówią bardzo dużo. Z niezrozumiałych przyczyn informacje te, komisja Millera całkowicie zlekceważyła. A teraz, w tym temacie Komisja Laska przy skrzętnej pomocy Agnieszki Kublik oraz kolegium redakcyjnego „GW”, chcąc koniecznie odpowiedzieć na tezy „Gazety Polskiej” wspólnymi siłami blefują, preparując dla społeczeństwa kolejne „kłamstwo smoleńskie”. Podkreślam to po raz kolejny: KBWLLP nie miała dostępu do protokołów wszystkich pasażerów i członków załogi, a co więcej zignorowała istotne informacje zawarte w tych protokołach, do których miała dostęp.
Co stało za tym, że komisja nie wykorzystywała takich materiałów? Jak to tłumaczyć?
W mojej ocenie to element realizacji zamówienia politycznego na stworzenie raportu. Polska komisja skończyła raport w 2011 roku, nieco ponad rok po tragedii. Tymczasem blisko dwa lata czekamy na raport komisji dotyczący incydentu na Okęciu, w czasie, którego kapitan Wrona lądował bez podwozia. Tam ofiar nie było, a łatwość do oceny tego, co się zdarzyło na lotnisku Okęcie jest nieporównywalnie większa niż w Smoleńsku. To jednoznacznie świadczy o tym, że komisja Millera działała pod presją kalendarza politycznego wymuszającego przyjmowanie konkretnego politycznego zlecenia ze strony władz, by jak najszybciej zamknąć sprawę smoleńską. Dalszy byt Katastrofy Smoleńskiej w przestrzeni publicznej w takim kształcie był jednoznacznie niekorzystny dla partii władzy przed wyborami. Dla mnie jest to ewidentny przykład działania na zamówienie polityczne.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/171466-to-przyklad-dzialania-na-zamowienie-polityczne-ciala-ofiar-mowia-bardzo-duzo-krewny-ofiary-katastrofy-o-danych-przekazywanych-przez-urzednikow-i-wyborcza-nasz-wywiad