Sprzedawca marzeń, strachu i Polski. "Wystarczyło, że PiS przeniósł swoje uroczystości do Krakowa i plan legł w gruzach"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

„Jeśli tak samo zorganizowano lot do Smoleńska jak zabezpieczono Marsz Niepodległości, to nic  dziwnego, że doszło do tragedii”. Takie słowa usłyszałem w rozmowie od jednego z działaczy  PO. Marsz, który 11 listopada przeszedł przez Warszawę i incydenty, które mu towarzyszyły powiedziały nam trochę o współczesnej Polsce i partii, która nią rządzi. Eksterytorialność ambasad i obowiązek ich ochrony wynika z norm prawa międzynarodowego. Nie trzeba być specjalistą od polityki międzynarodowej, aby wiedzieć, że uroczystości związane z odzyskaniem przez Polskę niepodległości po 123 latach od rozbiorów dokonanych, m.in. przez Rosję, od lat stanowią pretekst do zamieszek. Mając na względzie podobne wydarzenia sprzed roku i dwóch lat, należy uznać, że niezabezpieczenie terenu ambasady rosyjskiej świadczy o niekompetencji osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w państwie. Takich błędów nie można popełniać.

Nie tylko dlatego, że obraz Polski w świecie z pewnością przez to ucierpiał. Po wypowiedziach ambasadora Rosji w Polsce i reakcjach rosyjskich mediów widać, że nasz imperialny sąsiad skrzętnie wykorzysta każdy pretekst, dostarczony nawet przez grupkę bezmyślnych chuliganów, która w stosunku do uczestników całego marszu stanowi margines.

Policjantom medale, zwierzchnikom wypowiedzenia

Bezpośrednie zabezpieczenie przebiegu marszu, w tym i ochrona terenu ambasady, należało do zadań Policji. Eksperci zdecydują w jakim zakresie i na jaką skalę doszło tutaj do zaniedbań. Po zapoznaniu się z medialnymi relacjami nie trudno jednak wyrobić sobie opinię o działaniach Policji w dniu 11 listopada. Najkrócej mówiąc były one nieudolne. Niestety wszystko wskazuje na to, że jak zwykle, ci którzy nie wywiązali się ze swoich obowiązków służbowych, jak długo kierują się interesem politycznym władzy pozostaną bezkarni. Do policjantów, którzy tego dnia pełnili służbę na ulicach trudno mieć pretensje. Wykonywali rozkazy, czekali na dyspozycje. Zastrzeżenia i pytania można mieć do ich zwierzchników. Dlaczego newralgiczne, najbardziej „zapalne" miejsca nie były pod dozorem funkcjonariuszy? Dlaczego policja nie reagowała na łamanie prawa w obrębie i na trasie marszu? Kto pozwolił na pozostawienie bez jakiejkolwiek reakcji nasilających się ataków rozzuchwalonych biernością stróżów prawa grup chuliganów? Jak po tylu incydentach zrozumieć fakt, że nie podjęto decyzji o zabezpieczeniu ambasady rosyjskiej? Jeśli nie zrobiono tego przed Marszem, należało ten błąd naprawić jak najszybciej już w jego trakcie. Elastyczność w działaniach to podstawowa cecha dobrze wyszkolonych służb porządkowych. Czy rząd w Polsce nie potrafił, czy nie chciał zapobiec szturmowi na ambasadę rosyjską?

Pytania o dymisję ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, który mówił, że poza kilkoma przypadkami, gdzie reakcja mogła być szybsza, to ogólnie policja działała sprawnie w trakcie Marszu Niepodległości, ciśnie się samo na usta. Ministrowi można pogratulować dobrego samopoczucia. Jego słowa, że „nikt nie jest w stanie powstrzymać zdeterminowanych bandytów przed dokonywaniem kolejnych czynów, możemy tylko je ograniczać” naprawdę trudno zrozumieć. Można odnieść wrażenie, że w jego ocenie do ochrony bezpieczeństwa niedługo będziemy potrzebowali jednostek GROM, ponieważ policja nie będzie w stanie zatrzymać grupki agresywnych osób bawiących się w wojnę polsko-rosyjską. Ta bezradność i nieudolność napawa trwogą, bo ten który niedawno wybierał się po przestępców do Białegostoku, dzisiaj mówi, że władza na ulicy Warszawy należy do bandytów. Mimo iż zgromadzono odpowiednie siły prewencyjne, nie użyto ich. Z całej polski przyjechali policjanci by zabezpieczać marsz.

Zabrali ze sobą prawie cały sprzęt z komisariatów. Polskie miasta w dniu niepodległości były patrolowane przez funkcjonariuszy bez niezbędnych środków, np. łączności. Ale to uzbrojona po zęby Warszawa płonęła, a nie bezbronne miasta w całej Polsce. Kibice piłkarscy mają przyśpiewkę, która mówi o tym, że rząd Donalda Tuska „obalą kibole”. Słuchając ministra Sienkiewicza, można odnieść wrażenie, że te słowa już stały się rzeczywistością. Chociaż Tusk pozostaje premierem to władza należy w istocie do garstki osób siejących przemoc na ulicach Warszawy.

Poszukiwany kozioł ofiarny

Marsz razem z „rosyjskim incydentem” obnażył słabość rządzących. Władza zamiast używając dostępnych środków zapobiegać aktom wandalizmu wolała biernie się im przyglądać i w imieniu Polski na arenie międzynarodowej przepraszać za ich opłakane skutki. Jak to tłumaczyć? W tej sytuacji widać jak na dłoni słabość „miękkiej” polityki wobec wschodniego sąsiada, dla którego byliśmy, jesteśmy i wszystko na to wskazuje będziemy oczywistą strefą wpływów. Surową ocenę naszych sąsiedzkich relacji wzmocnił jeszcze policzek, który otrzymaliśmy od Rosjan – odwetowe obrzucanie racami polskiej ambasady w Moskwie. Nasze władze mogły zapobiec bitewnemu scenariuszowi i płomieniom przed ambasadą rosyjską Warszawie, ale tego nie zrobiły. Rosyjskie władze nie zamierzały przeciwdziałać awanturze pod ambasadą polską w Moskwie, dlatego mogło do niej dojść. Skutek taki sam, ale postawa władz inna.O ile na wyraźne żądanie rosyjskiego MSZ, następnego dnia Prezydent RP przeprosił za incydent, o tyle po ataku na polską ambasadę, polskie władze nie domagały się analogicznych przeprosin. W reakcji na wydarzenia ze Święta Niepodległości Platforma popełnia duży polityczny błąd ślepo przyjmując, że jak zawsze i za wszystko winą można obarczyć kogoś z wrogiego sobie obozu politycznego. Rozumiem, że z braku strategii dobry jest i ten stary, kiedyś sprawdzony patent. Jest tylko jedno ale. Bardzo czytelne plany Platformy, których architektem był niewątpliwie premier, a wykonawcą szef MSW, przejrzał nawet PiS. W oczywisty sposób, biorąc pod uwagę chociażby sondażowy pojedynek dwóch partii, dla władzy zamieszki były jak najbardziej korzystne. Pozostawało jej spokojnie czekać na jakieś prowokacje, by móc to politycznie wykorzystać.

Odpowiadający za policję Bartłomiej Sienkiewicz miał skonsumować nadarzające się okazje i pokazać siłę władzy w służbie zagrożonego bezpieczeństwa państwa i obywateli. Wystarczyło, że PiS przeniósł swoje uroczystości do Krakowa i plan legł w gruzach.

Scenariusz więc był, ale kozioł ofiarny sprytnie się wywinął. Do tego mało radykalne wystąpienia prezesa PiS sprawiają, że posłowie PO próbujący winę za zamieszki podczas 11 listopada zrzucać na partię opozycyjną sami się ośmieszają.

Była sobie partia...

Jeszcze raz powtarzam, że atak na placówkę dyplomatyczną jakiegokolwiek z państw jest  niedopuszczalny. Rzuca cień na państwo, na terenie którego do takich rzeczy dochodzi. Ta  agresja według mnie nie wzięła się jednak z próżni. Nawet jeśli w przypadku obrzucania racami, petardami i kamieniami rosyjskiej ambasady mogła być sprowokowana. Żeby jednak można było ją podsycać i wykorzystywać musiała być przez władzę tolerowana. Jest ona w mojej opinii wynikiem kontynuacji reguły gry "smoleńskiej", której podstawową zasadą jest podsycanie konfliktu politycznego. Jest ona również skutkiem „miękkiej” i bardzo ugodowej polityki wobec Rosji. Śledztwo smoleńskie przeciąga się, mnożą się kolejne pytania, najważniejsze dowody nadal pozostają na terenie Federacji Rosyjskiej, a czas ucieka. To wszystko nie działa na naszą korzyść.

Jest za to politycznie użyteczne dla władz rosyjskich. Bo dzięki brutalnej domowej wojnie smoleńskiej zrzucają z siebie całą odpowiedzialność za katastrofę na Polskę, jednocześnie kopiąc głęboki rów niezgody narodowej nad Wisłą. Z bardzo gorzkim uczuciem czyta się szyderstwa, żebyśmy nie spieszyli się z przepraszaniem Rosjan za spalenie budki wartowniczej przy ich ambasadzie. Możemy oddać im ten dowód, ale dopiero jak przeprowadzimy własne śledztwo. Albo, że polskie władze powinny umyć spaloną budkę i złożyć gdzieś przykrytą brezentem.
To wszystko już niedługo może być częścią epilogu historii o partii, która roztrwoniła potencjał modernizacyjny Polski. Partia ta odniosła zwycięstwa wyborcze, jednak jej rządy stały się synonimem porażki, słabości i nieudolności. Na rozwinięcie skrzydeł nie pozwolił jej bowiem krótkowzroczny przywódca, który uległ jakiemuś mirażowi, że ostry skręt partii w lewo zamiast konkretnych reform zapewni utrzymanie władzy. Człowiek, który na początku istnienia partii, którą z innymi osobami zakładał, bardzo umiejętnie i z dużym sukcesem sprzedawał Polakom marzenia.

Gdy same obietnice przestały przynosić efekt musiał zacząć sprzedawać strach. Nadal to robi. Wystarczy posłuchać w jakim tonie jego otoczenie komentuje 11 listopada. Ostatnio co pokazały wybory na Dolnym Śląsku, aby utrzymać władzę musiał zacząć poprzez swoich emisariuszy sprzedawać kraj za stanowiska pracy.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych