Pamiętają państwo zabawę w skojarzenia? Gdy od jednego przedmiotu lub wydarzenia trzeba utworzyć łańcuszek powiązań, by w miarę bezkolizyjnie dotrzeć do drugiego? Otóż w podobny sposób postanowili zagrać publicyści w radiu TOK FM, by powiązać burdy w czasie Marszu Niepodległości z Jarosławem Kaczyńskim.
Było ciężko, czasem zazgrzytało, trzeba było naginać skojarzenia, ale w końcu się udało. Najpierw jednak rozgrzewka i rutynowe oburzenie na wydarzenia z Marszu Niepodległości.
Rozpoczął prof. Radosław Markowski:
Narodowcy niech mają 11 listopada, a my świętujmy 4 czerwca. Natomiast co do konkretów tej sprawy, to jest jedna kompromitująca sprawa – ten atak na ambasadę. Nie uchodzi, by cywilizowany europejski kraj dopuszczał do takich wydarzeń. To jest to, co obiegło wszystkie gazety i media na świecie…
- mówił socjolog.
Z kolei Janina Paradowska zaprezentowała zdolności matematyczne:
16 tys. ludzi na marszu prezydenckim, 12 tys. osób na Biegu Niepodległości + rodziny. Dwadzieścia parę tysięcy na tzw. Marszu Niepodległości. Mnóstwo imprez, w całej Polsce, a mówimy o jednej!
- oceniła fachowym okiem.
Paweł Wroński podsumował i ocenił, że każdy, kto wybiera się na Marsz - bez wyjątku - jest idiotą:
Rzeczywistości nie zmienimy. (…) Jeżeli chodzi o Marsz Niepodległości, to tego rodzaju sytuacja jakby władze Francji przyzwoliły na zrobienie demonstracji tych ludzi, którzy palili samochody. Nie odmawiam uczuć patriotycznych części tych ludzi, którzy idą w marszu, ale ten patriotyzm jest schronieniem dla bandytów. Człowiek, który krzyczy, że jest patriotą, wyzywa policjanta, człowiek, który ma znak Polski Walczącej, symbol Legii, napis CHWDP i krzyczy „Raz sierpem…” – to wszystko mu się łączy, sieczka w głowie. Człowiek, który po raz trzeci idzie na taki marsz jest idiotą, bo on autoryzuje przez swoje uczucia zwykłą bandyterkę
- przekonywał publicysta "Gazety Wyborczej".
A Jerzy Baczyński z "Polityki" dodawał:
To przeniesienie tych haseł, które się słyszy na stadionach, one się 11 listopada uwznioślają. Ale to są te same hasła rasistowskie, ksenofobiczne
- ocenił.
Po dobrej rozgrzewce trzeba jednak rozegrać mecz na poważnie, gdzie nie bywa już tak łatwo. Prowadząca rozmowę zapytała więc o odpowiedzialność Prawa i Sprawiedliwości za warszawskie zadymy. Potrzeba było niezłej gimnastyki, ale koniec końców udało się.
Redaktor Wroński przekonywał, że teza o winie PiS ma solidne podstawy:
Wypowiedzi premiera mają sens, bo elementem podbudowy ideologicznej, tej rusofobii, jest polityka PiS! Kaczyński i PiS w jakiś sposób ponoszą odpowiedzialność za przygotowanie tych hord, chociaż to rozbija się o jeden fakt: prezesa Kaczyńskiego nie było w Warszawie, więc wszystkiego nie da się na niego zwalić
- przyznał.
Szpagat do końca nie wyszedł. Ale grę w skojarzenia podjął red. Baczyński. Temu poszło ciut lepiej:
Nie mam wątpliwości, że PiS bardzo się przyczynił do wypuszczania tego dżina z butelki. To oni dawali im obudowę patriotyczną, uwzniaślali. Ale chcę zwrócić uwagę – te kilkadziesiąt tysięcy osób, które demonstrowały to grupa bardzo zróżnicowana i jakoś tam niepolityczna. Gdyby pojawił się tam Kaczyński, to zostałby wyśmiany
- ocenił naczelny "Polityki".
Z socjologicznym podejściem do tematu spróbował zmierzyć się prof. Markowski. I jemu z badań wyszło, że odpowiedzialność PiS istnieje, a przynajmniej korzyść. A dalej już jasne - cui bono, qui prodest...
Gdyby wrócić do tego wielkiego zawołania „Orban, Orban”, to nie będę zanudzał, jak ten niesłychanie zdolny polityk zyskał konstytucyjną większość i to największy problem. On ruszył w prowincję węgierską i przekonał, że wielka polityka i ideologia ma sens praktyczny, co jest w garnku na co dzień, co się dzieje w lokalnym wysypisku śmieci. Taktyka polega na tym, że tamci ludzie nie przekształcą się w partię, ale w końcu oddadzą głos na Kaczyńskiego, a więc to jego elektorat. To bardzo mądre posunięcie. Oni chcą „odzyskania” niepodległości i to na dodatek nie od obcych!
- ubolewał.
A Wroński dolewał oliwy do ognia:
Jako wyborcy oni tworzą pewien nastrój, kogo atakować i kto jest zły. Tymi złymi są ogólnie rzecz biorąc lewacy, a lewakiem może być każdy. Jedyną obecnie partią antysystemową, która zastanawia się, czy odzyskaliśmy niepodległość i czy wyrwaliśmy ją z rąk złych, to PiS. Ci, którzy pójdą na wybory, będą głosować na PiS. Dodatkowo jeszcze – te widoki, te hasła budują pewien stan napięcia, który niechętnych będzie skłaniało, by pójść do wyborów i głosować antysystemowo. Oni naprawdę sprzyjają PiS-owi!
- mówił redaktor "Wyborczej".
Wtórował mu prof. Markowski:
Te 20 tysięcy do tych wyborów na pewno pójdzie i na pewno pójdzie zagłosować przeciwko partiom rządowym! A naturalnym powodem, by dać w tyłek rządowi jest zagłosowanie na PiS!
I jakoś poszło, jakoś się udało. Tych 300 kilometrów z Krakowa do Warszawy nie wystarczyło, by Kaczyński mógł czuć się bezpiecznie. Choć i tysiące kilometrów by nie wystarczyły...
lw, tokfm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170982-karkolomna-gimnastyka-w-tok-fm-czyli-jak-powiazac-zadymy-z-pis-kaczynski-jest-odpowiedzialny-za-przygotowanie-tych-hord
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.