Premier uspokaja po 11 listopada: "Nie chcę, by wszyscy uwierzyli, że potrzebne jest prawo stanu wojennego. Ani Polska, ani Rosja nie powinny szukać sytuacji do eskalowania konfliktu"

Fot. wPolityce.pl/TVP Info
Fot. wPolityce.pl/TVP Info

Gdyby nie incydent, który nabrał wymiaru międzynarodowego, to było spokojniej niż w ostatnich latach

- mówił premier Donald Tusk na konferencji prasowej, raz jeszcze odnosząc się do wydarzeń związanych z Marszem Niepodległości oraz manifestacjami z 11 listopada.

Premier nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Rosjan za incydenty pod ambasadą przeprasza sam prezydent, a w Rosji nie odezwał się nawet mer Moskwy. Tusk obiecał, że władza wyciągnie wnioski z manifestacji i burd:

Jeśli chodzi o przebieg 11 listopada, musimy analizować te wydarzenia starannie. Jestem głęboko przekonany, że musimy precyzyjnie opisywać zakresy odpowiedzialność, to mówimy o odpowiedzialność za przyzwolenie do zachowań i treści co do zachowań antypaństwowych czy antyrosyjskich. Jeśli chodzi o odpowiedzialność za rzucanie kamieniami czy podpalenie instalacji typu tęcza, to odpowiedzialnymi za to są ci, którzy rzucają. Policja jak i sądy działają tutaj - szczególnie jak na polskie standardy - szybko i surowo. Jeśli chodzi o zabezpieczenie mieszkańców, odpowiada za to policja, służby porządkowe wystawione przez organizatorów i w mniejszym zakresie miasto. Co do politycznej części - są w Polsce politycy, którzy zarówno jeśli chodzi o środowiska chuligańskie, kibolskie, budują atmosferę przyzwolenia i takiego wrażenia, że kibol, który atakuje policjanta jest patriotą. To niedopuszczalny sposób traktowania tych grup. Jeśli chodzi o młodocianych przestępców, którzy używają kamieni, benzyny, rac i petard - to nimi zajmuje się policja i sąd. Państwo polskie - lepiej, gorzej - tutaj sobie radzi. Co do zabezpieczenia - minister Sienkiewicz za moją zgodą zaryzykował nową formułę w trakcie wielkiej manifestacji związków zawodowych, rezygnują z obstawiania manifestacji, zbudowaliśmy elementarne zaufanie

- mówił premier, przypominając, że wtedy w trakcie protestów związkowców wszystko się udało, ale 11 listopada nie - także dla tego, że organizatorzy Marszu Niepodległości sami gwarantowali, że poradzą sobie dzięki wyszkoleniu własnych służb porządkowych.

Odpowiedzialność policji czy służb? Niewielka.

Będziemy badali, czy ktoś zaniechał jakiegoś obowiązku. Wiem, że minister Sienkiewicz też kieruje te pytania do odpowiednich policjantów: czy rozpoznanie było trafne, itd. Ale chcę uświadomić, że ta taktyka per saldo przyniosła mniej strat materialnych, rannych policjantów i demonstrantów niż ostatnio

- mówił Tusk, apelując o powrót dyskusji dotyczącej zakazu zasłaniania twarzy. Jak jednak określił, żadne prawo nie uchroni przed zupełnym poradzeniem sobie z problemem agresji i zadym.

Gdy na ulice wychodzi 100 tys. ludzi i istotna część z nich ma zamiar zamieszki i agresję, to stuprocentowa prewencja nie jest możliwa nigdzie na świecie. Byłem przez wiele lat uczestnikiem manifestacji i wiem, że to tak wygląda, że jak grupa umawia się na agresję, to wynikają z tego straty i szkody. Z tego, że ktoś wrzucił racę na teren ambasady i zaplanował to działanie, to i tak by się stało, bo kordon policji da się przerzucić

- malowniczo opisywał szef rządu.

Tusk wyraźnie tonował nastroje, prosząc, by z zadym z Marszu Niepodległości nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków:

Nie mogę się zgodzić z nakręcaniem atmosfery negatywnej wobec policji, bo chcę podkreślić - nikt z uczestników marszu nie został istotnie poszkodowany, nikt z mieszkańców Warszawy - nie uczestników - nie został poturbowany czy ranny, mimo dość dużej agresji ze strony uczestników. Jedynymi poszkodowanymi byli policjanci.

- stwierdził.

Poza apelem o dyskusję nad zakazem zasłaniania twarzy, Tusk nie przewiduje jednak dodatkowych przepisów czy zmiany istniejącego prawa.

Jeszcze dziś analizowaliśmy punkt po punkcie ustawę o zgromadzeniach - należy zadać pytanie, czy władze miasta nie powinny narzucać trasy przejścia. W Polsce jest tak, że każda manifestacja musi przejść obok ambasady rosyjskiej, KPRM, Belwederu. (...) Uważam, że potrzebna jest uczciwa do bólu debata i takie zmiany, by nie miał z nimi Trybunał Konstytucyjny. Kwestia kominiarek i zasłaniania twarzy powinna wrócić na tapetę i trzeba przemyśleć, czy miasto nie ma prawa korygować trasy przejścia. Tak długo jak radyklana prawica wspierana przez niektóre partie będzie manifestowała pod ambasadą rosyjską, tak długo można oczekiwać kłopotu. Tak jest, tak się im w głowach poukładało. Źle ich nauczono w przeszłości i niektórzy źle ich uczą dzisiaj

- mówił.

Co do asymetrii w sprawie reakcji na incydenty pod ambasadami, premier mówił, że to w Moskwie wyglądało na zaaranżowane. Nie chciał jednak powiedzieć przez kogo.

Zdarzenie pod ambasadą rosyjską w Warszawie było znacznie poważniejsze, to w Moskwie wygląda na zaaranżowane nie powiem przez kogo, bo lubię mówić, jak wiem. To nie wyglądało spontanicznie. Zadaniem polskiego rządu jest budowanie relacji między Polską a Rosją szanującą naszą godność niepozwalających na ingerowanie w nasze sprawy i nieeskalującą napięcia. Rząd polski wystosował notę, w której wyraziliśmy ubolewanie - to standardowa nota, która nie oddawała oczekiwań strony rosyjskiej. Była sformułowana w taki sposób, w jaki rząd uznał za stosowne i tylko w taki sposób. Uważam, że nasze zachowanie jest stosowne

- przekonywał.

I dodawał:

Ani Polska, ani Rosja nie powinny szukać sytuacji do eskalowania konfliktu i napięcia. Nie jest to w interesie ani Polski, ani Rosji

- powiedział.

W pytaniach pytano również o ocenę ministra Sienkiewicza.

Jest znany z wielu talentów i w przeszłości organizował nie tylko służby specjalne, ale ma także przeszłość wybitnego publicysty, analityka, był także szefem i jednym z współtwórców Ośrodka Studiów Wschodnich. Ma dużo kompetencji i bogaty temperament. Wiem, że do czego zmierza Pani pytanie i sam zwróciłem się do niego, by był skoncentrowany na komunikowaniu tego, co robi jako minister spraw wewnętrznych

- powiedział.

I raz jeszcze dodawał, że czeka nas dyskusja o prawach demonstrujących:

Ludzie, którzy decydują się na agresję na ulicach, mają albo złe zamysły, albo ważne powody. Warto poważnie rozmawiać, ile wolności, ile obowiązków i ile ograniczeń, ale żadne przepisy nie załatwią tego problemu definitywnie

- mówił.

Przykładem, którym posłużył się Tusk były mecze piłkarskie:

Zasłanianie twarzy poprzez sektorówkę jest zakazane, a nagminne. Policja zadaje pytanie: czy policja ma wjechać w sektor, gdzie siedzi 8 tys. nabuzowanych ludzi i ma zacząć ich pałować? To pytania o praktyczne działania

- przekonywał.

Premier zaapelował również o porównanie ostrości demonstracji z innymi państwami Europy. Jego zdaniem w Polsce pod tym kątem jest spokojnie.

Nie chciałbym, żeby Polska była w UE najbardziej restrykcyjnym krajem, jeśli chodzi o przepisy dotyczące manifestacji. (...) Polska nie jest miejscem, które wyróżnia się drastycznością na manifestacjach. Mamy kłopot z obecnością ultraprawicowej młodzieży, ale zdarzeń dotyczących pobić, podpaleń i śmierci, praktycznie nie ma. Wybierzcie największe kraje europejskie - proszę mi wierzyć, że niezależnie od tego, jak bolą mnie obrazy z 11 listopada, to Polska w porównaniu do Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Włoch, jest krajem spokojnym. I dlatego byłbym za taką debatą, ale nie chciałbym, by wszyscy uwierzyli, że potrzebne jest prawo stanu wojennego, bo dzieją się straszne rzeczy. Dzieją się, ale bardzo rzadko i w dość wyizolowanych grupach

- stwierdził premier.

Tusk odniósł się też do rozmów między Unią Europejską a Ukrainą:

Chcę także podzielić się kilkoma uwagami na temat sytuacji na Ukrainie, przed zbliżającym się szczytem w Wilnie. Wiem, że ten temat bywa nużący, ale mamy poczucie krytycznego momentu. Za kilka dni z polski przedstawicielem – Bronisław Komorowskim – będziemy decydowali w sprawie ewentualnej umowy. (..._) Rozmawiałem z Kwaśniewskim – Polska podejmowała starania zarówno przez takie osoby jak były prezydent, ale także polski rząd, prezydent. Czujemy, że jesteśmy blisko finału i czujemy, że bariery na drodze do pozytywnego finału są coraz poważniejsze. Tę najważniejszą to mentalna trudność rozwiązania problemu osadzonej w areszcie Julii Tymoszenko. Uważam i będę namawiał do tego szefów rządów europejskich, by nie wykorzystywać żadnego protestu do zahamowania tego projektu

- ocenił Tusk, dodając, "że widzimy jak w tej sprawie reaguje Rosja".

svl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych