Media to priotrytet
Wydawana przez Solidarność Walczącą w konspiracji lat 80. prasa stawała się, w miarę powiększania swego zasięgu, poważnym problemem PRL-owskich służb. Bezpieka miała świadomość, że trzymana w ręku robotnika gazeta wymagała zaangażowania wielu osób. O ile jednak nielegalna prasa, pomimo jej zwalczania, była przez decydentów jeszcze do przyjęcia, to już pojawienie się w komunistycznym państwie systematycznie nadającej przez 8 lat rozgłośni wywoływało wściekłość. Nie tylko w politycznych gabinetach Warszawy. Nie pierwszy zresztą raz. Idea przełamania monopolu informacyjnego za pomocą radia obecna była bowiem w Polsce nieprzerwanie od czasów międzywojnia. W latach 30. ubiegłego wieku pierwsze tego rodzaju próby podejmował w Niepokalanowie o. Maksymilian Kolbe, podczas Powstania Warszawskiego nadawała Błyskawica, po wojnie Radio Wolna Europa, zaś po 1989 r. w jakiejś mierze rolę tę wypełnia Radio Maryja. Radio Solidarność Walcząca, jako pierwsza w historii podziemna rozgłośnia na Dolnym Śląsku, wyraźnie wpisała się w ten nurt.
Stworzenie własnego konspiracyjnego radia było dla rodzącej się - w czerwcu 1982 r. Solidarności Walczącej - jednym z priorytetów. Bardzo szybko, bo już 27 czerwca tego roku, w eter wyemitowana została pierwsza audycja. Słowa: „Tu Radio Solidarność Walcząca”, którym towarzyszyły wygrywane na gitarze takty „Roty”, słychać było potem, nie tylko we Wrocławiu. Do 1989 r. Radio działało regularnie, nadając raz, a czasem nawet kilka razy w tygodniu. Stacja, podobnie jak cała struktura SW, była głęboko zakonspirowana, a tworzący ją ludzie pozostawali dla siebie anonimowi. Z perspektywy czasu taka koncepcja okazała się całkowicie słuszna. Rozpracowanie działającej w tym samym czasie w stolicy Dolnego Śląska „konkurencyjnej” do RSW rozgłośni „Solidarności” zajęło bowiem służbom tylko 3 lata.
Dwa szpulowe i dwa kasetowe
Pierwszym szefem Radia został Romuald Lazarowicz, który odpowiadał za merytoryczną warstwę programu, realizację nagrań, a także, niekiedy, emisję.
- Pisałem teksty z podziałem na głosy poszczególnych spikerów, po czym w umówionym dniu spotykaliśmy się w studiu, gdzie po kilku próbach nagrywaliśmy taśmy robocze - wspomina pierwszy szef Radia - Potem, już samotnie, montowałem z tych nagrań właściwą taśmę, matkę. Na koniec należało jeszcze tylko wykonać odpowiednią do liczby nadajników liczbę kopii i przekazać je w umówionym miejscu tajnym posłańcom.
Nagrań, na amatorskim sprzęcie i w prowizorycznych warunkach, radiowcy dokonywali w zakonspirowanych lokalach Wrocławia.
- Dwa magnetofony szpulowe i dwa kasetowe, mikrofony, taśmy oraz tzw. pipkacz, czyli urządzenie emitujące dźwięki wykorzystywane jako przerywniki między kolejnymi newsami, to było całe nasze studio - wylicza Lazarowicz. - Nie było praktycznie żadnych ekranów akustycznych, nie dysponowałem też stołem mikserskim, marzyłem o jakimkolwiek, nawet starym i popsutym - wspomina.
Mimo to do września 1982 r. zrealizowano 20 ok. 8-minutowych programów, wyemitowanych na wolnych pasmach UKF-u.
Sierpnień 1982 „na żywo”
Szczególnie spektakularne były transmisje „na żywo”, z wielotysięcznej demonstracji, która 31 sierpnia 1982 r. przeszła ulicami Wrocławia. Montaż i emisja programu realizowanego z kilku miejsc wymagały zaangażowania wielu ludzi: korespondentów, osób obsługujących centralę, realizatorów, spikerów oraz masy radiowego sprzętu. Dużym utrudnieniem była zmiana koncepcji nadawania z nadajników uruchamianych, nie jak dotychczas automatycznie, lecz z jednego nadajnika zainstalowanego w mieszkaniu przy ul. Studziennej, w którym pracowała ekipa realizatorów. Problemy natury technicznej potęgowało ciągłe zagrożenie ze strony SB.
- Pani Julia, nasza gospodyni z konspiracyjnego lokalu, z grubsza wiedziała, że idziemy „na akcję” - wspominają radiowcy - Gdy wychodziliśmy, i żonie, i mnie, zrobiła na czołach znak krzyża. Oczywiste było skojarzenie z powstańcami dawnych lat. I nie było w tym żadnej przesady. Naprawdę nie wiedzieliśmy, czy ten dzień przeżyjemy. W pewien sposób szliśmy na front.
Skomplikowana była także organizacja samej transmisji. Najpierw informatorzy za pomocą krótkofalówek przesyłali do centrali mieszczącej się przy ul. Kościuszki relacje, które po wstępnej selekcji odsyłano drogą radiową do studia. Tu redagowano je na papierze i nagrywano na taśmę magnetofonową. Tak przygotowany materiał emitowano za pomocą anteny rozpiętej na firance z pokoju mieszkania, w którym miesiło się radio. W rezultacie w trakcie manifestacji Radio informowało na bieżąco o wydarzeniach rozgrywających się na ulicach. Tego dnia wyemitowano w sumie 5 audycji, wśród nich nadaną na częstotliwości służb odezwę wzywającą milicję do zaniechania przemocy, a także informującą o uruchomieniu sieci małych zagłuszarek pracujących na częstotliwościach SB i MO.
Helikopter w oknie
W trakcie emisji jednej z audycji nad blokiem, z którego nadawało RSW, w pewnym momencie zawisł milicyjny helikopter. Pomimo wypełnionych patrolami ZOMO, milicji i wojska ulic, natychmiast ewakuowano ludzi.
- Ku naszemu zaskoczeniu helikopter w końcu odleciał, a w pobliżu nie pojawił się nawet patrol - opowiada Lazarowicz - Nie można było jednak ryzykować. Mogli wpaść za chwilę. Później okazało się, że „odpuścili” całkowicie. Wyjaśnienie musi być jedno: sytuacja na ulicach zaangażowała ich całe siły, a i helikopter bardziej był potrzebny do obserwacji tysięcy walczących na ulicach niż do łapania kilku osób z nadajnikiem, w dodatku bez pewności sukcesu.
Celem tego typu akcji nie była chęć naiwnej konfrontacji z bezpieką. Podejmowane działania miały istotne walory moralne i propagandowe.
- Jaka to była satysfakcja: po raz pierwszy, po dziesiątkach lat zagłuszania przez komunistów Wolnej Europy, BBC i innych rozgłośni, po próbach zagłuszania naszych audycji - przypomina Romuald Lazarowicz - tym razem to my zagłuszaliśmy ich!
Ludzie! Solidarność nadaje w telewizji!
Niedługo potem Radio przejęła nowa ekipa, gdyż grupę Lazarowicza namierzyła bezpieka. Od września 1982 r. Radio pracuje pod wodzą Krzysztofa Tenerowicza, potem Wojciecha Bartoszka i Wiesława Cupały, a następnie, aż do 1989 r., ok. 15-osobowym zespołem kierują Jan Krusiński i Krzysztof Witczak. Od 1984 r. wyemitowano łącznie 70 audycji, z czego każdą powtarzano 3 lub 4 razy w tygodniu. Do emisji używano 3-7 nadajników o przeciętnej mocy 70 W, które początkowo konstruowane były na bazie rodzimej technologii, a z czasem z wykorzystaniem części dostarczanych specjalnie w tym celu z Zachodu. Zmieniła się także koncepcja nadawania i styl audycji.
- Organizując Radio, chciałem jej uczestnikom zapewnić maksimum bezpieczeństwa, a Radiu długowieczność - wspomina Krusiński - Chodziło o to, by tak je zaprojektować, aby było pozbawione jak największej liczby elementów rozhermetyzowujących grupę.
Radio zaczęło emitować swoje audycje na częstotliwościach popularnych stacji radiowych i telewizyjnych, i to w porze ich największego odbioru. Radiosłuchacze mogli się spodziewać nagłych wejść podczas sobotniej listy przebojów oraz „Zapraszamy do Trójki”.
- Sam na skanerze, na którym podsłuchiwałem ubeków i milicjantów, słyszałem relacje w rodzaju: „Ty, k..., Solidarka nadaje... no tu, na Trójce słuchamy... no w radiu...” - opowiada Jan Krusiński.
Dzięki pomocy ówczesnego dyrektora Teatru Współczesnego Kazimierza Brauna zreformowano także ramówkę. Audycje stały się krótsze, bardziej optymistyczne, a miejscami nawet kpiarskie.
Walka z Radiem
Do rozprawienia się z niepodległościowym Radiem komuniści przez lata używali armii fachowców i kosztownego sprzętu, m.in. śmigłowców, zagłuszarek i wozów ze specjalistyczną aparaturą. Oprócz bezpieki stacją zainteresowała się także doborowa jednostka wojskowego wywiadu, Zarząd II Sztabu Generalnego, a także WSW. W pewnym okresie audycje zagłuszane były nawet przez stacjonujących na Dolnym Śląsku Sowietów. O pomoc polskie władze prosiły także enerdowską Stasi, wsparcia udzielały im również służby bratnich państw, np. sowieckie KGB czy czechosłowackie StB. We Wrocławiu SB zainstalowała w centrum miasta sieć stałych i mobilnych stacji namierzających, tzw. pelengatorów, a podczas poszczególnych akcji w zwalczanie RSW zaangażowanych było ponad 400 funkcjonariuszy oraz prawie 100 specjalistów kontrwywiadu. Bezpieka emitowała także fałszywki - sfingowane „podziemne” audycje. Przez wszystkie lata działania RSW, mimo olbrzymich środków zaangażowanych przez komunistyczne państwo, ani jedna osoba zajmująca się bezpośrednio Radiem SW nie została aresztowana (pojedynczych przypadków, które miały miejsce w dziale konstrukcyjnym, SB nie umiała powiązać z RSW), a jedynym sukcesem bezpieki było przejęcie dwóch nadajników. Obecnie na stronie www.sw.org.pl można wysłuchać archiwalnych nagrań audycji RSW.
Tekst w pierwotnej wersji ukazał się w 2008 r. Tygodniku Niedziela
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170945-w-jej-zwalczanie-zaangazowanych-bylo-ponad-400-funkcjonariuszy-oraz-prawie-100-specjalistow-kontrwywiadu-w-tym-z-niemiec-czechoslowacji-i-zsrr-tu-radio-solidarnosc-walczaca
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.