Doradca prezydenta ds.międzynarodowych Roman Kuźniar zdążył nas przyzwyczaić do tego, że jest politykiem niebanalnym. Przynajmniej w sensie barwności wypowiedzi i aktywności w mediach społecznościowych. Pod tym ostatnim względem profesor bije na głowę całą chyba resztę ekipy PO, znaną wszak z przeniesienia ciężaru własnej aktywności na twitter, promowania Polski za pomocą tańcu Gangnam i w ogóle różnych grepsów, mających jak rozumiem udowodnić jej nowoczesność i luzactwo.
Niebanalność Kuźniara nie ogranicza się jednak do formy; sięga treści. Profesor znany jest z antyamerykańskości. Jest w tym zresztą konsekwentny od wielu lat. Sprzeciwiał się przecież tarczy antyrakietowej; podobno to właśnie kosztowało go za rządów PiS-u posadę dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Ostatnio Kuźniar udzielił kilku wypowiedzi w związku ze sprawą Snowdena. Znów – konsekwentnie antyamerykańskich. Doradca prezydenta demonstrował swoje oburzenie amerykańską inwigilacją zachodnioeuropejskich przywódców.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie uważam, aby USA były wszechświatowym centrum dobra, i aby, kierując się czy to atmosferą, związaną z wojną z terrorem, czy to realizując po prostu swoje własne egoistyczne interesy, nie nadużywały swojej potęgi i swojej pozycji lidera Zachodu. Powiem więcej – dziwne byłoby, gdyby tego nie robiły. Nie uważam też, aby np. państwa zachodnioeuropejskie (znów: kierując się własnym interesem) nie miały prawa tym się oburzać, i temu przeciwdziałać. Ale nasza pozycja, pozycja kraju na wschodniej flance świata zachodniego jest specyficzna, specyficzne są też nasze interesy. Wiążą nas one ze Stanami znacznie bardziej, niż Niemcy czy Francję, czy nawet anglosaską Wielką Brytanię. Dlatego nie powinniśmy być w czołówce światowej krytyki USA. Zdaje się – tak wynika przynajmniej z ich działań – że podobnie sądzi nie tylko opozycja i PiS, ale i Tusk z Sikorskim.
Ale czołowy doradca prezydenta uważa ewidentnie inaczej. Z jego wypowiedzi wynika niedwuznacznie, że chciałby widzieć Polskę w szpicy antyamerykańskiego ataku.
Po wielu tego rodzaju wypowiedziach Kuźniara (ostatnie z początków listopada) dzisiejsza „Rzeczpospolita” przynosi z nim wywiad. Gdy zaczynałem go czytać, spodziewałem się, że doradca prezydenta wykorzysta tę okazję dla jeśli nie wycofania się z poprzednich kontrowersyjnych (budzących krytykę również w obozie rządzącym) wypowiedzi, to przynajmniej dla jakiegoś ich złagodzenia.
Moje zdziwienie rosło w miarę lektury. Jest dokładnie odwrotnie. Profesor podtrzymuje swoje tezy i w dodatku rzuca nowe aluzje. Czyni to przy tym najwyraźniej z rozmysłem, a w dodatku czuje się upoważniony do formułowania krytyk pod adresem szefa rządu i ministra spraw zagranicznych – z pozycji antyamerykańskich właśnie.
Dziennikarz „Rz” pyta, czy Kuźniar podtrzymuje swoje oburzenie działaniami Amerykanów. Profesor oczywiście podtrzymuje. Dziennikarz pyta więc:
Ani premier Tusk, ani minister Sikorski nie wyrazili jednak z tego powodu oburzenia, jak to się stało w Niemczech czy Francji. Polska ma inną definicję suwerenności niż reszta zachodniej Europy?
A na to Kuźniar:
Mam nadzieję, że i premier, i minister spraw zagranicznych mają dobrą wiedzę na ten temat. Inną sprawą jest kwalifikacja czynu Edwarda Snowdena, a całkiem inną troska o suwerenność Rzeczypospolitej. Mogę zrozumieć niefrasobliwość niektórych komentatorów, ale od polityków mamy prawo oczekiwać najwyższej wrażliwości na sprawy suwerenności państwa. To przecież rzecz całkiem podstawowa, należąca do elementarza racji stanu.
Surową ocenę wystawił amerykanofilom Tuskowi i Sikorskiemu doradca Komorowskiego…
A to nie koniec ciekawych rzeczy w wywiadzie.
Nie trzeba być wielkim znawcą historii i geopolityki, aby wiedzieć, że gwarancje bezpieczeństwa zawarte z odległym krajem niekoniecznie są w 100 procentach pewne
– mówi Kuźniar. Czyli – nie możemy liczyć na Amerykę. A na kogo możemy, czy przynajmniej moglibyśmy?
Z Niemcami mamy wiele wspólnego, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Właśnie na tym polega głęboki sens integracji europejskiej od samego jej początku. Dlatego nadludzkim wysiłkiem wyciągano z niedoli Grecję czy Portugalię. Zrobiono wszystko, aby kraje te nie poszły pod wodę. To była solidarność! Ona jest o wiele bardziej posunięta w ugrupowaniach, które obejmują całokształt życia społeczeństwa niż w państwach wiązanych tylko umowami wojskowymi
– mówi profesor.
Okrasza to wprawdzie chytreńkim zdaniem-bezpiecznikiem „dlatego dążymy do budowy wspólnej europejsko-amerykańskiej przestrzeni gospodarczej i politycznej”. Ale i tak można odnieść wrażenie, że Kuźniar nie tylko chce silniejszej wspólnej obrony europejskiej (z czym się trudno nie zgodzić), ale też chciałby pod tym pretekstem zwiększenia integracji UE. Może i w sprawach ideowo-kulturowych, bo przecież są one bardzo znaczącym elementem „całokształtu życia społeczeństwa”…
Czyli: żeby Niemcy obronili nas przed Rosją, zalegalizujmy gejowskie małżeństwa i aborcję na życzenie? To może przesadna interpretacja niejasnego passusu w wypowiedziach profesora. Ale to on przecież jest odpowiedzialny za precyzję własnych słów. Może więc wytłumaczy, co miał na myśli?
I na koniec jeszcze jeden wątpliwy fragment wywiadu. Na słowa dziennikarza „Rz”:
Ameryka ma jednak ogromną przewagę nad Europę, gdy idzie o technologie zbrojeniowe.
Kuźniar odpowiada:
Tak. Dlatego w Europie stawiajmy na rozwój europejskich technologii, europejskiego przemysłu zbrojeniowego.
Niby prawda, niby słusznie, niby nie ma się do czego przyczepić. Tylko że mówi to czołowy doradca prezydenta RP – zwierzchnika sił zbrojnych – w momencie, w którym Polska przymierza się do bezprecedensowych zakupów uzbrojenia. O nasz rynek walczą obecnie naprawdę potężni gracze. Przede wszystkim – amerykańscy i europejscy.
W tej sytuacji, w tym momencie cytowana wypowiedź Kuźniara jest niezręczna. Może bowiem być zrozumiana jako aluzja, że jedna z ważniejszych postaci, mogących mieć nieformalny wpływ na wybór partnerów, może preferować ofertę graczy europejskich, zaś dyskryminować -amerykańskich.
***
O Kuźniarze mówi się dużo i często nieżyczliwie. Przez wielu jest on uważany za rusofila, przez niektórych - wręcz za rozsadnik wpływu Kremla. Nie mam żadnych podstaw, aby formułować tak ostre oceny. Oceny, które – dodajmy – w obecnych warunkach wewnętrznej wojny polsko-polskiej są często rzucane w sposób insynuacyjny i krzywdzący, a bywa że również instrumentalny .
Wydaje mi się natomiast, że trafne może być zdanie, które w rozmowie ze mną wypowiedział ktoś dobrze znający Kuźniara. Według tego mojego rozmówcy jest on typowym apodyktycznym, a zarazem bardzo abstrakcyjnie myślącym naukowcem. Zawsze stuprocentowo pewnym, że ma sto procent racji, szalenie przywiązanym do swoich poglądów, i najzupełniej nieskłonnym nie tylko do ich rewizji pod wpływem faktów, ale nawet do ich ukrywania w związku z jakimiś okolicznościami natury politycznej. Innymi słowy – kimś bardzo średnio nadającym się do polityki.
Ktoś taki może zapewne być wartościowym członkiem prezydenckiej ekipy. Pod warunkiem, że jest zrównoważony kimś innym, nie podzielającym jego antyamerykańskich emocji. I że ekipa potrafi narzucić mu pewną powściągliwość w publicznych wypowiedziach. Ale czy w obecnej ekipie Komorowskiego jest ktoś, kto Kuźniara równoważy? Bo że nie ma w niej nikogo, kto potrafiłby (lub chciał…) narzucić mu powściągliwość w publicznym zabieraniu głosu, to niestety widać.
Warto pamiętać, że Swawolny Dyzio to postać, która naprawdę potrafi narobić szkód.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170884-swawolny-dyzio-ekipy-komorowskiego-czy-w-obecnym-srodowisku-prezydenta-jest-ktos-kto-rownowazy-prof-kuzniara
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.