Mariusz Pilis postanowił wykonać rzecz oczywistą z punktu widzenia dziennikarza dokumentalisty – zapytał samych zainteresowanych, o co im chodzi. Film „Bunt stadionów” na DVD, od 12 listopada dostępny jest z tygodnikiem „wSieci” – każdy kibic piłki nożnej powinien zobaczyć ten film.
Antylitewski transparent na stadionie Lecha w Poznaniu, który postawił na nogi prokuraturę i sprowokował MSZ do wydania oficjalnego potępienia, zadyma na trójmiejskiej plaży z kibicami Ruchu Chorzów w roli głównej, wreszcie relacje z wyjazdu fanów Legii do Rzymu, według których niemal przejęli oni Koloseum. O każdej z tych sytuacji słyszeli państwo zapewne ze szczegółami, o kolejnych zapowiedziach „zrobienia porządku z kibolami” deklarowanymi przez szefa MSW również. A to przecież jedynie przykłady z ostatnich tygodni.
Dlaczego więc do tygodnika „wSieci” dołączamy „Bunt stadionów”? By tworzyć hagiograficzną opowieść środowiska kibiców gnębionego przez niemal totalitarną władzę? Niuansować między ogolonymi głowami szturmującymi oddziały policji a zasłuchanymi miłośnikami historii najnowszej? Bynajmniej.
Socjologiczny fenomen
Mariusz Pilis postanowił wykonać rzecz oczywistą z punktu widzenia dziennikarza dokumentalisty – zapytał samych zainteresowanych, o co im chodzi: dlaczego stadiony stały się miejscem, gdzie obok dopingowania swojego zespołu mówi się o historii i polityce, skąd wzięły się pretensje kibiców do dziennikarzy i rządzących. Odpowiedź, jaką uzyskał, jest niezwykle ciekawym materiałem na wielu płaszczyznach.
Przy kilku wątkach poruszonych w filmie warto zwrócić uwagę na socjologiczny fenomen omawianego zjawiska – kibice organizują się zupełnie oddolnie, bez wsparcia żadnych poważnych organizacji, praktycznie bez pieniędzy. W swoich raportach i ocenach badacze polskiej rzeczywistości często narzekają na jakość społeczeństwa obywatelskiego: że jesteśmy niezorganizowani, niechętni do działań wykraczających dalej niż drzwi swojego domu, że nie robimy wiele dla wspólnoty. A gdy rzeczywiście pojawiają się grupy, które idą pod prąd tej tendencji, spotykają się z zupełnym niezrozumieniem, a często niechęcią. Inna rzecz, iż często sami kibice dają ku niej powody.
Warto zatrzymać się również przy pytaniu o przyczyny, dla których na stadionach zagościła historia Polski. Co sprawia, że kolejne pokolenia kibiców chcą czcić pamięć polskich bohaterów, przygotowywać po nocach oprawy poświęcone dziejom swojego miasta i kraju? Refleksja w tej sprawie przynosi smutne wnioski. Okazuje się bowiem, że III Rzeczpospolita traktuje najnowszą historię Polski jak piąte koło u wozu. Wystarczy zainteresować się tym, jak wygląda nauka tej historii w szkołach, by przekonać się, że jest niemal zupełnie pomijana, a w najlepszym razie spychana na margines. O rtm. Pileckim, Żołnierzach Wyklętych czy zbrodniach komunizmu mówi nie każdy nauczyciel, nie w każdym domu słychać o powstańczych tradycjach, a władza oddała to pole walkowerem. Swoiste lekcje historii udzielane są na stadionach – choć wydaje się, że to ostatnie miejsce do tego przeznaczone – niejako w zastępstwie szkół i innych instytucji.
To spotyka się z przedziwną reakcją głównych mediów. Z jednej strony potrafią zachwycić się choreografią upamiętniającą powstanie warszawskie, z drugiej – jak „Gazeta Wyborcza” – pisać z niepokojem o oprawie poświęconej Żołnierzom Wyklętym. Transparent ku czci jednych z największych polskich bohaterów okazał się, według relacji gazety, indoktrynacją z „celem politycznym”, a minuta ciszy została nazwana „groteskową i poniekąd straszną”. Wszystko dlatego, że na meczu pojawiła się liczna delegacja uczniów szkół podstawowych, którzy mogli – zapewne po raz pierwszy w życiu – usłyszeć o Wyklętych. Trudno dziwić się reakcjom kibiców na publikacje opisujące ich działania w taki sposób.
A podobnych inicjatyw jest o wiele więcej. Nie ma miesiąca, by na stadionie Legii, Śląska czy Lecha nie pojawiła się wielka flaga przypominająca o rocznicach wydarzeń historycznych lub prezentująca podobizny polskich bohaterów albo zdrajców. Powstanie warszawskie uczczone oprawą „Miasto, które przeżyło własną śmierć” wraz ze scenami ze zrywu sierpnia 1944 r. Oprawa poświęcona rtm. Pileckiemu podpisana słowami: „Bo Oświęcim przy nich to była igraszka” i z listą komunistycznych katów. Zbrodnie czerwonego reżimu zilustrowane wielką podobizną gen. Jaruzelskiego w diabelskim otoczeniu z podpisem: „Za naród sprzedany piekło cię pochłonie”. Wymieniać można długo.
Polityczno-dziennikarska nagonka
Działalność nie kończy się na trybunach. Jak będą mieli państwo okazję przekonać się w „Buncie stadionów”, kibice organizują zbiórki dla kombatantów, społeczne obchody rocznic, pomagają w domach dziecka.
O ich działalności słyszymy jednak dopiero wtedy, gdy dochodzi do zadymy, a reporterskie materiały można zilustrować rozbitą głową, zdemolowanym pociągiem lub interweniującą policją. Oczywiście to jedna z wielu twarzy środowiska kibiców, które jest niezwykle zróżnicowane. Wśród przychodzących na stadiony (również na trybuny najbardziej zaangażowane w doping) są zarówno chuligani, jak i studenci, prawnicy, a nawet profesorowie wyższych uczelni – często wszystkie te grupy stoją ze sobą ramię w ramię i krzyczą przez 90 minut meczu. Mimo to mocno krytyczne artykuły i reportaże o „kibolach” skupiające się tylko na burdach, są czymś regularnym. W prywatnych rozmowach dziennikarze tłumaczą, że nic tak nie sprzedaje się w mediach jak trochę krwi, wulgaryzmów i używającej pałek policji.
Ale fani przekonują, iż stali się ofiarami polityczno-dziennikarskiej nagonki, a nie medialnych wymagań związanych z oglądalnością. Jednym z głównych dowodów, który przedstawiają na potwierdzenie tej tezy, jest sprawa Piotra Staruchowicza, nieformalnego lidera kibiców Legii. „Staruch” bez rozpoczętego procesu przebywał w areszcie przez osiem miesięcy, jedynie na podstawie słów innego z kibiców. Powołani przez prokuraturę świadkowie mający pogrążyć „Starucha” obciążającymi zeznaniami przyznali w sądzie, że byli szantażowani przez śledczych, byle znalazły się wypowiedzi uderzające w Staruchowicza. Wątpliwości w tej kwestii zgłosiła nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka. O szczegółach tego dziwnego procesu mogą państwo przeczytać na portalu wPolityce.pl. Na ile sprawa „Starucha” wskazuje na intencje rządzących, a na ile jest po prostu kolejną skazą na wizerunku wymiaru sprawiedliwości, trudno rozstrzygnąć.
Kibice potrafią odpowiedzieć niekiedy w bardzo pomysłowy sposób. Na poznańskim stadionie pojawił się ogromny transparent zawierający listę niespełnionych obietnic gabinetu Donalda Tuska, z kolei kibice warszawskiej Legii na meczu eliminacji Ligi Mistrzów w Bukareszcie wywiesili transparent skierowany do gospodarzy spotkania: „Dziękujemy za przyjęcie polskiego rządu w 1939 r. Prosimy pilnie o powtórkę!”. Raz po raz na meczach słychać antyrządowe okrzyki, a koszulki z przekreślonymi logo nielubianych telewizji, gazet i partii politycznych robią furorę wśród fanów. Takich szpilek wciskanych w gorset poprawności politycznej jest mnóstwo.
„Bunt stadionów” dotyka każdego z opisanych zjawisk, lekko je szkicując. Wraz z autorem filmu zaglądamy za kulisy kibicowskich zmagań, poznajemy ich obyczaje i poglądy, pytamy o motywacje. Społeczny fenomen kibiców jest jednak na tyle złożony i szeroki, że nie da się objąć całości zjawiska jednym materiałem. Ale warto je odnotować i zapoznać się z dokumentem Pilisa choćby po to, by zobaczyć zupełnie inne oblicze kibiców: ot, jako równowagę dla kolejnych konferencji resortu spraw wewnętrznych i dziarskich polityków, którzy raz na jakiś czas przypominają sobie, że muszą „po kogoś iść”.
Marcin Fijołek
Film na DVD, dostępny jest z częścią nakładu tygodnika „wSieci” od 12 listopada w cenie 19,90 zł.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170665-co-sprawia-ze-kolejne-pokolenia-kibicow-chca-czcic-pamiec-polskich-bohaterow-przygotowywac-po-nocach-oprawy-poswiecone-dziejom-swojego-miasta-i-kraju-bunt-stadionow-juz-jutro-wsieci