Czy seria procesów z niemieckimi mediami używającymi oszczerczych określeń "polskie obozy zagłady" pozwoli wyhamować proceder będący napędzany goebelsowską myślą przewodnią, że "Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą"?
Pewności takiej mieć nie można, ale nasi potomkowie by nam nie darowali lekceważenia problemu. Warto przypomnieć, że żadne medium niemieckie nigdy nie napisało o obozie w Teresinie czy w Lidicach per „czeski obóz koncentracyjny”, a o obozie w Holandii Hertogenbosch, że jest to „obóz holenderski”. Zaś w przypadku użycia zwrotu "polski obóz" tłumaczą naiwnym, niedouczonym konsumentom mediów, że to "geograficzne określenie" miejsca obozu.
O procesie przeciwko wydawnictwu, do którego należy "Focus" - niemiecki tygodnik notorycznie fałszujący historię, rozmawiamy z mec. Lechem Obarą ze stowarzyszenia Patria Nostra, który reprezentuje przed sądem byłą więźniarkę niemieckiego obozu w Potulicach, urażoną niemieckimi kłamstwami.
wPolityce.pl: Jak nastroje przed procesem z kolejnym niemieckim oszczercą? Czy jesteście dobrej myśli?
Mec. Lech Obara: Nastroje dobre, choć zdajemy sobie sprawę, że będzie to trudna walka. Pewnie nie obejdzie się bez drugiej instancji i być może Sądu Najwyższego.
Mamy nadzieję, że oprócz wyroków, które będą zgodne z przepisami formalnymi, sąd będzie poszukiwać wyroku sprawiedliwego, czyli takiego, który by dostrzegł, że oto człowiek – więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego – może czuć się dotknięty tym, iż media niemieckie i to wielkie media niemieckie stosują potworne kłamstwo i wbijają w głowy swoim czytelnikom i całemu światu, że oto budowniczymi i zarządcami niemieckich obozów nie byli Niemcy, lecz Polacy.
Liczymy na to, że polski sąd także poczuje się tym dotknięty, bo sąd powinien mieć nie tylko rozum, ale i serce. Mamy nadzieję, że walka o dobre imię Polski i jej dobre imię „wejdzie w krew” polskiemu wymiarowi sprawiedliwości i łatwiej będzie można dawać w przyszłości odpór kalumniom.
Niedawno niemiecki historyk przyznał publicznie, że w sformułowaniu „polskie obozy zagłady” nie ma przypadku, lecz jest to świadome fałszerstwo.
„Fokus” z pewnością będzie się bronił tym, że to był błąd. Zresztą z tym tygodnikiem jest jeszcze inny problem. Jeśli inne media niemieckie jakoś tam reagują, to „Fokus” wykazuje się ogromną arogancją i nie odpowiada na żadne pisma. Podobnie jak ten historyk niemiecki, ja również uważam, że to nie jest przypadek. Jedynie wobec obozów założonych i kierowanych przez Niemców mówią i piszą „polskie obozy”, a wobec tych, np. na terenie Czech, nie piszą „czeskie”. Przypisanie polskości niemieckim obozom jest świadomą próbą zmiany świadomości czytelników. Jest to próba – rozłożona na lata – powiązania bezpaństwowych „nazistów” z konkretną narodowością – polską. Po latach może powstać zbitka pojęciowa – „polscy naziści – twórcy obozów, winni są holokaustu” itd.
Wielu polskich obserwatorów tych procesów może sobie zadawać pytanie dlaczego pańska kancelaria nie występuje w imieniu poszkodowanych przez niemieckich kłamców o wielkie odszkodowania? Może pan wyjaśnić dlaczego rezygnujecie z „puszczenia w skarpetkach” oszczerców?
To trochę nie jest tak. Po pierwsze polskie orzecznictwo nie zna wysokich zadośćuczynień za krzywdę. Skoro za śmierć człowieka sądy nakładają sumy ok. 100 tysięcy złotych, to za zniewagi jest to suma często od tysiąca do kilku tysięcy złotych. Dotkliwość jest więc niewielka. Po drugie niewystępowanie o zadośćuczynienie upraszcza procedurę sądową. Jeśli dowiedziemy przed sądem, iż medium dopuściło się zniesławienia, że naruszone zostało dobro, cześć i godność konkretnego człowieka, to wówczas nie trzeba udowadniać umyślności działania. Gdy żądam zadośćuczynienia to z automatu muszę dowieść umyślnego działania. Więc wówczas musielibyśmy wejść w sferę bardzo skomplikowanego i pewnie długotrwałego procesu dowodowego. Taki proces mamy teraz z dziennikiem „die Welt”; powołani są biegli itd.
Ale czy to pozostawanie przy „nieumyślności” działania nie pozostawia na przyszłość furtki dla następców tychże oszczerców?
Nie. Bo za powiedzenie nieprawdy trzeba przeprosić. Poza tym trzeba się zobowiązać do nie powtarzania nieprawdy w przyszłości. Więc cała procedura wymuszenia przeprosin wraz z zakazem publikacji podobnych kłamstw spełni swoje zadanie. Polski sąd nie zrobi wyjątku dla niemieckiego koncernu i nie podwyższy wysokości ewentualnego zadośćuczynienia, więc skomplikowany, długotrwały proces i tak może skutkować niewielkim dla niemieckiego pozwanego uszczerbkiem finansowym.
Jednak polski czytelnik może być zaniepokojony tym, że w tym procederze antypolskiego kłamstwa mowa jest o jakieś „nieumyślności”.
Rozumiem, ale chcę rozwiać te obawy. Chodzi nam o szybkie doprowadzenie do finału i wymuszenie na całym koncernie medialnym, a nie tylko na konkretnej gazecie, przeprosin konkretnej osoby i zadeklarowania, że w przyszłości nie będzie używał oszczerczych określeń. Tym sposobem osiągamy coś jeszcze: każde kolejne użycie takiego sformułowania już będzie umyślne. I wówczas nie będzie trzeba przeprowadzać praktycznie żadnego procesu, aby to dowieść. Bardzo zależy nam, aby jak najprostszymi sposobami osiągnąć jak najwięcej dla naszego kraju. I skuteczniej, niż czyni to polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, bo nie słyszałem, aby oprócz usunięcia kłamliwych określeń jakiś ambasador żądał publikacji ubolewań, przeprosin i zakazu używania podobnych sformułowań w przyszłości przez cały koncern medialny.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170558-sad-powinien-miec-nie-tylko-rozum-ale-i-serce-liczymy-ze-takze-on-poczuje-sie-tym-dotkniety-mec-obara-o-nowym-procesie-za-polskie-obozy-nasz-wywiad