Reakcje polityków Platformy Obywatelskiej na aferę z kupowaniem głosów na dolnośląskim zjeździe regionalnym partii mają naturę otwarcie mafijną. Ich charakterystyczną cechą jest co najmniej stawianie znaku równości między korupcyjnymi machinacjami, a faktem ich ujawnienia.
Konsekwencją jest decyzja aby zawiesić w prawach członków partii i tych, co głosy kupowali, i tych co to ujawnili. W mediach można było zaś zobaczyć sporo wypowiedzi, które potępiały tylko tych drugich – niezawodny Andrzej Biernat, dyżurny stróż platformerskiej omerty, czy Waldy Dzikowski mówili dokładnie w takim duchu.
Wreszcie i sam Grzegorz Schetyna szybko uległ presji sytuacji szkodząc swemu doraźnemu interesowi. Jego zapowiedź w Kropce nad „i” Moniki Olejnik, że w PO nie ma miejsca i dla korumpujących i dla ujawniających jest nielogicznie. Skąd byśmy wiedzieli, że istnieje groźba korupcji, gdyby ktoś tego nie pokazał? Ale taki pogląd stał się rytualnym elementem platformerskiej politycznej poprawności.
Weszła w tę logikę i część maistreamowych dziennikarzy. Monika Olejnik nieomal całe swoje, bardzo skądinąd nieuprzejme przesłuchanie Schetyny poświęciła wypytywaniu go, czy stoi za przeciekami. Ledwie wspomniała w jednym pytaniu, że mamy do czynienia z czymś na kształt korupcji. Chyba zrozumiała potem skrajną niestosowność takiego podejścia, więc poświęciła potępieniu platformerskich mechanizmów felieton w „Wyborczej”. Za późno – wrażenie pozostało.
Naturalnie rzecznicy oficjalnej linii Platformy mają argumenty na obronę swego stanowiska. Schetyna nie jawi się jako niewinna ofiara – przeciwnie jest ważnym współtwórcą systemu zrostu partii z państwem w tym regionie. Tyle że Tusk okazał się silniejszy w korzystaniu z tych narzędzi.
Co więcej, platformersi mieli prawo być wściekli, bo oponując przeciw manipulacji, która wyrządziła mu krzywdę, Schetyna zepsuł całej partii show. Likwidacja wszelkich partykularyzmów, ruchów odśrodkowych, miała być ważnym elementem „nowego otwarcia” Tuska na równi z wymęczonym zwycięstwem w warszawskim referendum.
Polacy nie lubią waśni wewnątrz partii, scenariusz miał więc szanse powodzenia. Tyle że Tusk przedobrzył delegując Jacka Protasiewicza, aby zaczął proces egzekucji Schetyny. A Schetyna zaczął wierzgać, nie dając się zamordować.
Powód wściekłości platformersów jest więc racjonalny, a zarazem dzieje się coś bardzo złego. Miarą przyzwoitości relacji w państwie jest również obłuda. Pewne rzeczy są oczywiste, ale nie mówi się o nich głośno. Politycy PO całkiem jawnie utożsamiają swój partyjny interes z publicznym nie stosując nawet zasłon dymnych. Można by rzec: ogłaszają to z rogów każdej polskiej ulicy. To sygnał, że patologia, obecna w każdej demokracji, staje się normą.
Nawet sam Tusk nie pojawił się – na razie – ze zbolałą miną aby odegrać komedię czyszczenia nieprawości. Pościg za informatorami, którzy złamali omertę to jedyny morał, jaki funduje się publiczności. Protasiewicz dorzucił jeszcze znaną formułkę: wszyscy są winni, opozycja też zatrudniała krewnych i znajomych w spółkach skarbu państwa. Formułka znana z Włoch, z państwa mafii.
Komentatorzy bliżsi obecnej władzy stosują z kolei inną znaną metodę. Gdy grzeszy PiS, winny jest PiS. Gdy grzeszy rządząca od sześciu lat, ogarniająca sobą całe państwo, Platforma, winny jest system partyjny. Marek Beylin przeszedł do piętnowania go już w drugim zdaniu swojego komentarza w ostatniej „Wyborczej”.
Nie godząc się z takim podejściem, wypada jednak powiedzieć też coś, co popsuje humor wielu czytelnikom. Winna jest PO, to ona buduje partyjne państwo. Wcale nie jestem jednak pewien tego, czy po jej ewentualnym odsunięciu od władzy wszystko zmieni się na lepsze.
Afera ze Schetyną to paradoksalny skutek wewnątrzpartyjnej demokracji. Demokracji mocno patologicznej, w której starzejący się, zazdrosny lider jest w stanie poświęcić się na poły prywatnej zemście używając do tego quasi korupcyjnych metod. Można by rzec, że PiS jest wolny do takich mechanizmów, bo tam na szczeblu regionalnym nie ma wyborów polegających na wyborze między różnymi kandydatami. Tam działacze głosują nad jednym kandydatem wskazanym przez centralę, czyli w praktyce przez Prezesa. Czy jest to system lepszy? W tym sensie, że zaspokaja się potrzeby Polaków, którzy nie lubią awantur w partiach. Ale jest to spokój cokolwiek cmentarny.
Ale najistotniejsze jest coś innego: czy ma szansę zniknąć w najbliższych latach obyczaj traktowania posad, na przykład w spółkach skarbu państwa, jako partyjnego łupu i politycznej premii. I nie chodzi tu o to, że Adam Lipiński obiecywał pod koniec 2006 roku jakieś posady działaczom Samoobrony, bo nie wyszedł wtedy poza ogólniki.
Ale czy ktoś pamięta jeszcze historię Jacka Kurskiego i spółki Energa? Kurski, wtedy jeszcze prominentny PiS-owiec, członek ugrupowania rządzącego, wiózł do Warszawy listę rekomendowanych do zarządu spółki Energa. Podczas podróży podmienił nazwiska. Rekomendował tę listę zarząd gdański partii. Zatwierdzać miały władze centralne partii.
Koledzy z zarządu gdańskiego mieli pretensję o podmianę nazwisk. Nikt nie kwestionował zasady partyjnej rekomendacji. To znaczy oburzały się PO i SLD będące w opozycji. Potem ta pierwsza partia przekroczyła wszelkie granice w podobnych praktykach. Przekroczyła dlatego, że rządzi już sześć lat, a i dlatego, że kontrola choćby mediów nad jej działaniami, jest więcej niż iluzoryczna. PiS, pod nieustanną medialną presją, czuł się przynajmniej zmuszony do zachowywania pozorów.
Ja bym jednak wolał, aby pojawiło się coś więcej niż pozory. Platformę można dziś traktować jako twórcę systemu zawłaszczania państwa na wielką skalę. Jednak chcę wiedzieć co w zamian. Usłyszeć nie tylko obietnicę: my będziemy lepsi. Bo ona często zmienia się w inną: my będziemy robić to samo, tyle że w imię innych, szczytniejszych celów.
Jakie systemowe gwarancje zamierza nam przedstawić prawicowa opozycja, że posady, szczególnie w spółkach skarbu państwa, przestaną być polityczną walutą, nagrodą dla miernych, biernych, ale wiernych?
------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------
Uwaga!
Szósty numer miesięcznika "W Sieci Historii" z nowym dodatkiem, już do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl!
nr.6/2013 z filmem „Trwajcie! Janusz Kurtyka, IPN 2005-2010”.
Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170078-mamy-do-czynienia-z-filozofia-partii-mafii-odpowiada-za-nia-po-ale-kto-bedzie-rozdawal-posady-w-przyszlosci