Prof. Żaryn: Z jednej strony Tadeusza Mazowieckiego zapamiętamy w tym pięknym geście uniesionej ręki w Sejmie, z drugiej jako zwolennika zamrożenia układu okrągłostołowego. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Grzegorz Rogiński
fot. PAP/Grzegorz Rogiński

W dniu pogrzebu Tadeusza Mazowieckiego, o ocenę ostatniego premiera PRL i pierwszego premiera III Rzeczpospolitej poprosiliśmy historyka, prof. Jana Żaryna.

WIĘCEJ: Ostatnie pożegnanie Tadeusza Mazowieckiego. Najwyższe władze, setki Polaków i rozbrzmiewający Dzwon Zygmunta. ZOBACZ ZDJĘCIA

wPolityce.pl: - Jak zapamiętamy Tadeusza Mazowieckiego?

Prof. Jan Żaryn: - Wiem, jak ja go zapamiętam, natomiast rozumiem, że pyta pan, jak Tadeusz Mazowiecki zapisze się w dziejach Polski. Oczywiście zapamiętamy go jako premiera rządu, rządu, który powstał w momencie przełomu, czyli w roku 1989. Zapewne będziemy też bardzo długo rozpamiętywali zarówno wady jak i zalety tego gabinetu i będziemy tu w takim dużym - ale mam nadzieję spokojnie artykułowanym -  sporze wewnątrznarodowym. Sporze nie w sensie negatywnym, ale sporze twórczym, ponieważ nie ma cienia wątpliwości, że był to gabinet wyjątkowy, z premierem niekomunistycznym, rządu który wychodził wraz z narodem z epoki komunizmu i ta sama wyjątkowość sytuacji już, prowadzi nas dzisiaj ku różnym zdaniom - zaniechaniom tego rządu i jego sukcesom.

To też będzie zapewne taka główna oś wspomnień dotyczących premiera Tadeusza Mazowieckiego. W skali ogólnopolskiej myślę, że go zapamiętamy po tym bardzo pięknym geście ręki uniesionej w Sejmie. Po tylu latach PRL-u, do tego budynku wszedł człowiek, który został premierem i który unosi rękę w geście, który to gest był widoczny do tej pory tylko i wyłącznie w kościołach i na manifestacjach. W symbolice, w której narody istnieją to jest też bardzo ważny moment. I myślę, że gdzieś dookoła tego wydarzenia będzie się toczyć pamięć o Tadeuszu Mazowieckim.

Oczywiście, ja, jako historyk pamiętam go nieco inaczej.



Tadeusz Mazowiecki przez apologetów jest uznawany za tego, który przeprowadził Polskę od komunizmu z powrotem do kapitalizmu, a przez przeciwników, jako tego, który zbyt długo i zbyt kurczowo trzymał się ustaleń z komunistami. Ale czy szybsze zerwanie porozumień Okragłego Stołu, nie spowodowałoby natychmiastowej reakcji wciąż potężnych służb specjalnych i ludowego wojska i odrzucenia nawet tych zmian?

- Jak łatwo się domyślić, w sytuacjach przełomu wybory nie są łatwe. Jednak z dzisiejszej perspektywy  - ja od razu powiem, należę do zwolenników tej drugiej grupy, czyli bardziej krytycznej wobec rządu Mazowieckiego - jawi się taki obraz, że Tadeusz Mazowiecki i jego zaplecze polityczne, czyli część OKP, "Solidarności", ale ta część wiodąca w OKP-ie, była jednak z powodów politycznych zainteresowana zamrożeniem układu okrągłostołowego, ponieważ on dawał tej grupie przewagę w relacjach z pozostałymi osobami, którzy coraz mocniej po jesieni 89 roku - czyli odblokowania się, wyzwalania się narodów Europy Wschodniej - stawali się klientami zależnymi od tej grupy "Solidarności".

W związku z tym, to zamrożenie było jednak podyktowane interesem politycznym środowisk, które później będziemy widzieli jako Unia Demokratyczna i Unia Wolności, a nie interesem społecznym, rozumianym, jako marsz ku pełnej demokracji. A system w pełni demokratyczny powinien jednak zmierzać w kierunku odblokowania autentycznych projektów i programów ideowych, w dużej mierze nawiązujących do polskich tradycji. A te idee tkwiące w społeczeństwie powinny coraz bardziej uruchamiać mechanizm swobodnego tworzenia się partii politycznych. Ten proces został jednak wyraźnie zahamowany i to było, nie tyle błędem Tadeusza Mazowieckiego i jego zaplecza, co wyborem politycznym. Moim zdaniem fatalnym, ale takiego wyboru dokonali.



Czy to było największe zaniechanie tego rządu? Niektórzy wskazują tu np. na pozostawienie w niezmienionym, w najmniejszym nawet stopniu, sądownictwa...

To akurat uznałbym za pokłosie innego zaniechania. Biorąc pod uwagę to, co powiedziałem, o zamrożeniu pewnego układu i sposobie postrzegania postkomunistów w kategorii pewnego szantażu. To znaczy my, "Solidarność" jesteśmy w sytuacji, w której wy musicie niejako się legitymizować przez nas, a więc jesteście naszymi klientami.

Otóż to spowodowało bardzo poważne zaniechanie, mianowicie zaniechanie, któremu na imię dekomunizacja, czyli doprowadzenie do wyniszczenia tych patologicznych kręgów zależności i wzajemnej adoracji wewnątrznomenklaturowego państwa komunistycznego. Ten spokojny czas, jaki dano postkomunistom na przeniesienie swoich aktywów na teren III Rzeczpospolitej, pozwolił im rzeczywiście za 4 lata przejąć władzę w sposób demokratyczny, a następnie, po kolejnych latach doprowadzić do tego, że większość społeczeństwa wybrała na dwie kadencje aparatczyka partyjnego prezydentem RP.



A czy można pokusić się o takie stwierdzenie, że na takie a nie inne decyzje Tadeusza Mazowieckiego w jakiejś mierze rzutowały jego doświadczenia z lat stalinizmu - próby lawirowania, strach przed stawianiem spraw w sposób kategoryczny...


Ale ja bym to zdecydowanie rozdzielał. Moim zdaniem, w samym pytaniu tkwi bardzo wyraźny błąd. Mianowicie, co by nie mówić o Tadeuszu Mazowieckim w latach PRL-owskich, to był to człowiek idei. Należał do grupy polskich katolików, którzy po wojnie starali się odpowiedzieć na pytanie o miejsce katolicyzmu w przestrzeni publicznej szeroko pojętego ówczesnego świata, w którym starły się dwie ideologie. Żeby była jasność, ja nie mówię moim światopoglądem, ale pewną wizją katolików, w której umieszczam Tadeusza Mazowieckiego. Ta wizja świata to mówiąc w skrócie - świat podzielony na kapitalizm egoistyczny i socjalizm altruistyczny.

Zdaniem tej części katolików, która coraz mocniej odchodziła od tradycyjnego wymiaru polskiego katolicyzmu, czyli wymiaru związanego z tradycją chadecką i narodową, socjalizm stawał się dla nich pewnego rodzaju ideą, którą można zaaplikować do współczesnych przemian w Kościele powszechnym i katolicyzmie polskim. Katolicyzmie, który powinien wręcz odejść od tego tradycyjnego modelu. I żeby była jasność - to pożenienie progresistowskie socjalizmu z katolicyzmem oparte było moim zdaniem na doktrynalnym błędzie - tzn. nie da się pożenić wody z ogniem - nie da się uznać praktyki i teorii socjalizmu jako mającej to samo źródło co chrześcijaństwo i to nie jedyne pokolenie polskich katolików, które nie dostrzegło tego błędu doktrynalnego, ale jednak to była pewna idea. Wyrastała ona z dyskusji toczonych w latach 50-tych, przede wszystkim w środowisku Bolesława Piaseckiego i w jakiejś mierze tej tradycji myślenia o katolicyzmie Tadeusz Mazowiecki był wierny przez kolejne dziesięciolecia. Stawiało go to później jako redaktora naczelnego miesięcznika "Więź", w rzędzie inteligentów katolickich ostro krytykowanych przez Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego. Ale była to krytyka wynikająca właśnie z pewnego, ideowego wyboru drogi katolicyzmu polskiego.

Oczywiście można powiedzieć, że ta ideowość była wsparta pewnym narzędziem, mianowicie takim, że komuniści, a przedtem Niemcy wymordowali znaczną część elity katolickiej o proweniencji chadeckiej i narodowej albo jej przedstawiciele siedzieli w stalinowskich więzieniach. W związku z tym, ci ludzie po wyjściu z więzień nigdy nie otrzymali takiego prawa do głosu publicznego jak ci katoliccy socjaliści czy katolicy socjalizujący, którzy stali się częścią koncesji PRL-owskiej.

Dlatego te dwa porządki - takiej politycznej praktyki i idei ja bym jednak od siebie rozdzielił, bo mam wrażenie, że Mazowiecki i jego zwolennicy, jego przyjaciele polityczni w czasach PRL-owskich rzeczywiście poszukiwali tego co nazywamy progresizmem, czy później teologią wyzwolenia, umieszczone gdzieś w tym nurcie takiego mounieryzmu. Jak powtarzam - moim zdaniem było to błędem doktrynalnym czy ideowym.

Jednak nie mieszałbym tego z wyborem roku 89 i 90, kiedy wybór był nie ideowy, a czysto polityczny. Na dodatek obawiam się, bardzo mocno związany z taką polską też istniejącą tradycją, polegającą na tym, co niegdyś Aleksander Wielopolski określił, kiedy powiedział, że coś dla Polaków można zrobić, ale nigdy w życiu z Polakami. Oczywiście to pycha za tym zdaniem Wielopolskiego przebija ale to stwierdzenie było używane i w innych wariantach, np. przez obóz sanacyjny w II Rzeczpospolitej jak i przez część środowiska OKP, "Solidarności", któremu się wydawało, że są najmądrzejsi i to oni są zdolni do kierowania narodem, a nie naród do kierowania państwem.


not. kim

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych