Oto jak popkulturowo walczy się o dusze milionów. Wywiad dla „Rz” to tylko etap krucjaty Muńka Staszczyka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wNas.pl/ Marcin Żurawicz/emi music poland. Materialy prasowe
wNas.pl/ Marcin Żurawicz/emi music poland. Materialy prasowe

Od dawna stoję na stanowisku, że ludzie popkultury mówiący o Bogu, robią więcej dobra dla szerzenia chrześcijańskich wartości niż najlepsi kaznodzieje i księża. Nie twierdzę oczywiście, że często płytkie wynurzenia celebrytów na temat Jezusa powinniśmy cenić wyżej niż głębokie teologicznie nauki płynące z ust duchownych. Jednak w erze coraz powszechniejszego odejścia od nauk Jezusa i destrukcyjnej siły europejskiego jakobinizmu, każdy głos idoli masowej wyobraźni powoduje, że młody człowiek mający w głowie wizerunek pedofila w sutannie w moherowej czapce ma większe szanse by wkroczyć do oczernionej medialnie świątyni. A tam resztę pracy nad duszą takiej osoby powinien przejąć już uformowany teologicznie kapłan.

CZYTAJ WIĘCEJ: Mocne świadectwo Muńka Staszczyka: "W Kościele poczułem miłość i wsparcie. Wcześniej się śmiałem z różańca, że to zabobon, a teraz jestem pierwszy do niego..."

Pisałem już wielokrotnie w wielu artykułach jak i dwóch książkach „Wojna światów w popkulturze” i „Bóg w Hollywood” (premiera na początku przyszłego roku) o sile słów nawróconych grzeszników, którzy dotknęli mroków szumnie reklamowanego show biznesu. Szczególną wartością świadectwa takich ludzi jest to, że mimo przewartościowania całego swojego życia pozostają oni wielkimi artystami, którzy nadal potrafią porywać za sobą tłumy. Nie jestem wielkim entuzjastą tzw. „Christian movies”, które zbyt często są marnie realizowane i mimo dobrych chęci twórców budzą na twarzach wychowanych na doskonałych tworach popkultury ludzi uśmiech politowania. To samo dotyczy chrześcijańskiej muzyki, wchodzącej dopiero od niedawna zbliża się do poziomu największych gwiazd rocka czy rapu. Zupełnie inaczej wygląda praca znanych artystów, którzy przemycają ducha Jezusa w mainstreamowych produkcjach. Takim przykładem jest były alkoholik i narkoman Martin Sheen, który zrealizował wraz synem przepiękną „Drogę życia” czy Andy Garcia i Denzel Washington dający świadectwo nie tylko w kinie ( „Cristiada”, „Księga Ocalenia”), ale również w życiu osobistym i licznych wywiadach, gdzie mówią o Jezusie. Pisałem kilka miesięcy temu w tygodniku „wSieci” tekst o nawróconych polskich celebrytach szerzących w świecie dalekim od chrześcijaństwa promyk Jezusowych wartości. Do tego grona z mocnym przytupem dołączył Zygmunt „Muniek” Staszczyk z legendarnego już T.Love. Jego wywiad dla „Rzeczpospolitej” wzbudził niemałe zamieszanie i przez ostatnie 48 godzin nie schodzi z czołówek mediów społecznościowych.

Muzyk powtórzył w nim jednak jedynie tezy głoszone od co najmniej roku, i które zawarł na znakomitej płycie „Old is gold”. Co takiego muzyk oznajmił więc w „Rzepie”? Z pozoru nic odkrywczego. Staszczyk przypominał, że celem chrześcijaństwa jest ewangelizacja i nauczanie o miłości Jezusa Kościół jest po to, by to głosić PRAWDĘ, i przez ten pryzmat powinien zostać odbierany.

Wiem, że niektórzy pomyślą teraz, że jestem nawiedzony, co to za zabobony, krzyżyki i o co mi chodzi. A ja powiem, że tam samo dobro mieszka i to nie takie dobro, jak w bajeczkach. I każdy może je mieć za darmo, nawet najgorszy morderca. Każdy ma szansę, każdy może spróbować. Jeśli teraz czyta to ktoś, kto nigdy nie był w kościele, ktoś kto nie wierzy, to polecam, żeby poszedł do kościoła i powiedział Bogu o swych problemach. Ja ze swojego doświadczenia mogę się założyć, że będzie się działo.

- mówi wokalista.

Banał? Tak. Dla świata sprzed 40, 50 lat. Siła banalnych słów Muńka pokazuje jednak jak bardzo dzisiejszy świat odszedł od wartości, które zbudowały zachodnią cywilizację. Muniek prezentuje najprostszą prawdę o Jezusie i Kościele. Prawdę, którą tak bardzo stara się wyciągnąć ze skostniałej hierarchii papież Franciszek. Jest to Prawda, o której zapominamy każdego dnia. Czy jest nam ją stanie ją przypomnieć dopiero człowiek, który doświadczył upadku na samo dno?

Byłem w kilku współuzależnieniach. Nałóg ma jeden i ten sam mechanizm, czy to jest kobieta, hazard, pornografia, alkohol, czy narkotyki. U mnie to szło kilkutorowo i generalnie nie mogłem złapać wolności, a chciałem wszystkich nasycić. Było mi z moim życiem źle, cztery lata temu myślałem o samobójstwie.

- wyznaje ikona rock’n’ rollowego buntu.

Po czym dodaje, że nie odnajduje ciemnoty w Biblii. Jak takie słowa mogą być odebrane przez kolejne pokolenie fanów T.Love? Trudno je przecenić. Oczywiście nigdy tylu ludzi nie przeczyta wywiadu Muńka w takim rodzaju gazety jak „Rz”, ilu wsłucha się w jego muzykę.

Dlatego Muniek nie zapomina o prezentowaniu wartości w sztuce. Poniższy hit z jego ostatniej płyty jest DOSKONAŁYM przykładem siły nowoczesnej ewangelizacji. Ja więc nie tyle dziękuję Muńkowi za wywiad dla „Rz”, ile jestem mu dozgonnie wdzięczny za przeszywający utwór o tak powszechnie upragnionej dziś laleczce o zwącej się „Lucy Phere”. Nie zapominajmy, że dziś na świecie najczęstszym słowem wyszukiwanym w google po „porno” jest „egzorcyzm”…

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych