Mija rok od publikacji, która mogła dać nowy impuls sprawie smoleńskiej. 30 października 2012 roku Cezary Gmyz napisał tekst, który powinien postawić cały kraj na nogi, dając nowy obszar badawczy i nowe ustalenia do weryfikacji. I rzeczywiście artykuł o trotylu na Tu-154M postawił na nogi wielu. Niestety okazało się, że wstali oni jedynie po to, by utrącić sprawę. Okazało się, że ci, którzy prawdy się boją lub ich ona nie interesuje, są silniejsi i są w stanie ukręcił łeb nawet tak szokującym doniesieniom jak badania biegłych prokuratury dotyczące materiałów wybuchowych.
Reakcja na doniesienia dotyczące m.in. trotylu była błyskawiczna. I zaczęła się z inspiracji Grzegorz Hajdarowicza. Nocne konsultacje z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem przygotowały grunt pod szeroko zakrojoną akcję wyjaśniania, że w Smoleńsku nic specjalnego się nie wydarzyło. W kampanię tę włączyły się media, władza, a nawet prokuratorzy wojskowi. Fala matactwa ruszyła. Jak na widelcu zobaczyliśmy, w jakim stanie jest polska demokracja. Media konsultujące się z rządem, prokuratura kłamiąca w sposób niespotykany, media uznające, że tematu nie ma. Przykry był to dzień dla polskiej debaty publicznej.
Ten, kto miał jakieś wątpliwości na czym zależy polskiej prokuraturze w sprawie smoleńskiej, po 30 października 2012 roku nie mógł mieć już żadnych złudzeń. Wojskowi tłumacząc, że w Smoleńsku detektory mogły wykryć pastę do butów, wędlinę czy mundur polowy, pokazali jak bardzo zależy im na weryfikacji doniesień opisanych przez "Rzeczpospolitą". Przyłożyli się do tego tak mocno, że do dziś o smoleńskich próbkach wciąż nic nie wiadomo.
Właściwie wszystkie pytania, jakie zadawano rok temu, i dziś są aktualne. Prokuratorzy nie przedstawili jeszcze całościowych wyników próbek pobranych przez polskich ekspertów w Smoleńsku, a także tych zabezpieczonych w czasie ekshumacji ofiar tragedii smoleńskiej. Do dziś nie wiadomo, dlaczego szczególnie tych ostatnich próbek nie przebadano, a wyników nie ujawniono. Zamiast rzetelnych wyjaśnień w tej sprawie mamy w przekazie polskiej prokuratury chocholi taniec. Najpierw tłumaczono nam, że mamy czekać na całościowe badania wszystkich próbek, potem zmieniono zdanie, uznając, że jednak niektóre próbki nie są ważne.
Reakcja na tekst o trotylu była jak papierek lakmusowy. Pokazała, komu na czym zależy. Okazało się, że szczególnie silna jest ta strona, która na prawdę nie jest wyczulona. W wyniku gierek polityczno-medialnych potencjalny przełom w sprawie smoleńskiej został zamieniony w kolejny etap wojny polsko-polskiej. I okazało się, że pole działań wojennych jest coraz szersze. Zajmuje już niemal całą przestrzeń publiczną w Polsce. Dziś nie ma w niej miejsca nienaznaczonego wojną o prawdę smoleńską. W tej wojnie każda bitwa jest znacząca, co pokazuje również sprawa okładki tygodnika "wSieci" i zdjęcie publikowane przez tygodnik.
Dziś widać wyraźnie, że w wojnie o Smoleńsk władza, prokuratura i znacząca część mediów jest po tej samej stronie. Po stronie, której zadaniem jest utrącenie każdej sprawy i zbicie każdego argumentu. To, co stało się w Smoleńsku, nie jest dla nich interesujące. Tak samo jak do dziś nie jest interesujące, co właściwie wykryto w Smoleńsku, czy na wraku można znaleźć jakieś środki wybuchowe. Tego nikt nie sprawdził, bo nikt nie chce wiedzieć. Wiedza była przecież groźna.
Radosław Sikorski w rozmowie z Polskim Radiem kilka dni temu kolejny raz przytoczył słowa jednego z rosyjskich dyplomatów, który miał ponoć tłumaczyć, że Rosja boi się oddać Polsce wrak tupolewa, "ponieważ Antoni Macierewicz może na nim znaleźć ślady bomby atomowej". To typowa brudna zagrywka obecnej władzy, która w sposób tchórzliwy stara się przenosić własne błędy i zaniedbania na innych. Przerzucanie odpowiedzialności jest w centrum działań i troski rządzących.
Jednak nie ma żadnej wątpliwości: to właśnie władze Polski, politycy są odpowiedzialni za smoleńską niewiedzę i matactwa. To przez nich możliwa jest sytuacja, w której przez rok od doniesień o trotylu na wraku tupolewa, nie wiemy wiele więcej niż napisał red. Gmyz. No może poza tym, że władzom, prokuraturze i mediom na prawdzie nie zależy. Prokuratura wie, że pewnych pytań nie warto zadawać, niektórych spraw nie warto drążyć. W końcu władza, jak widać na okładce "wSieci", miała w Smoleńsku jakieś powody do zadowolenia...
------------------------------------------------------
------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl!
"wPolityce.pl Polska po 10 kwietnia 2010 r."
autorzy:Artur Bazak, Jacek Karnowski, Michał Karnowski, Paweł Nowacki, Izabella Wierzbicka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/169813-minal-rok-od-doniesien-o-trotylu-reakcja-na-ten-tekst-byla-jak-papierek-lakmusowy-pokazala-komu-na-czym-zalezy-pytania-sprzed-roku-wciaz-aktualne
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.