Bracia Kaczyńscy zagrali – udanie – w filmie „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. W jakim filmie mógłby zagrać Donald Tusk? Fabuła o podstarzałym panu, któremu wydaje się, że jest wciąż młody i dlatego gania po boisku za piłką? Ale to raczej byłby smutny film o złudzeniach znerwicowanego polityka, który wrzeszczy na wszystkich, upokarza wielu, a nie ufa nikomu.
A może dokument o nowym wydaniu pogańskiego boga Światowida, który miał kilka twarzy, każda zwrócona w inną stronę świata? Tak, to by pasowało. Tusk bowiem nie jest dwulicowy, on jest, chyba wymyśliłem nowy wyraz – „wielolicowy”. Polakom wmawia, że jest za dużym budżetem UE i morzem szmalu dla Polski, a potem na Radzie UE zgadza się, żeby już w następnym 2014 roku Unia przeprowadziła radykalne cięcia budżetowe. Dla każdego coś miłego. Niech się Sarmaci ucieszą, ale przede wszystkim niech się ucieszą koledzy- premierzy, z innych, zwłaszcza dużych krajów, że z Tuska taki prymus i pieniędzy nie weźmie, choć jego krajowi należą się jak psu zupa. A propos psa, w tej kwestii Tusk jest jak pies, który porcji należnej mu kiełbasy, byle tylko pochwalił go jego pan, nie weźmie. Premier marzy, aby znów usłyszeć: „Gut, Donald, sehr gut!” i wtedy radośnie zamerdać ogonkiem.
Ale Donald Tusk mógłby też zagrać w kinie absurdu. Niestety, nie byłby to film fabularny, lecz w polskich warunkach dokument prosto z życia. Tusk mógłby zagrać urzędnika, który siedzi na sali sądowej i właśnie słyszy od Wysokiego Sądu o niskich lotach, że te 24 tys. złotych łapówki, które wziął urzędnik – dyrektor, cóż to jest, na waciki nie starczy, tyle tego, co kot napłakał. A więc sąd uniewinnia urzędasa, zbliżenie kamery na Tuska – błogość na twarzy, jakby właśnie zjadł dwa sznycle i obejrzał dwa mecze w godzinach pracy, lisi uśmiech, „a to frajerzy, mogą mi skoczyć...” Może nie jest to oskarowa rola, ale dla ferajny z Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdańsku świetny powód, żeby dać jakowyś laur.
Jeśli jednak Andrzej Wajda uzna, że z Tuska żaden Robert Więckiewicz, który może zagrać i takich śmiesznych gości jak Wałęsa i takich zupełnie nieśmiesznych jak Hitler, to naprawdę znajdzie jakąś taką rólkę dla premiera III RP, w której zagrałby on samego siebie. Łatwiej by może chłopinie poszło. Ponieważ Wajda zajmuje się ostatnio politykowaniem i nie starcza mu już czasu na pomysły do jego arcydzieł(!), to ja mistrzuniowi podpowiem: niech taki Tusk zagra premiera Tuska, jak przyjmuje do roboty 23-letnią dziewoję, która, co prawda, studiów nie ma, ale jest z tej samej partii, co nasz aktor-premier. Podrzucam garść pomysłów do scenariusza. Tusk naprzeciwko panienki z Pomorza. Ziewa. Dłubie w uchu. „No i co tam w tym Pruszczu Gdańskim?” – pyta dziewczęcia i zerka na telewizorek, gdzie Barcelona leje przeciwnika (albo odwrotnie). Dziewczyna coś tam mówi, ale Tusk nie słucha. Przerywa. „To co, 7 patoli będzie w porzo?” Dziewczyna się waha. Mówi niepewnie, patrząc w premiera, jak premier patrzy w Sharon Stone: „No, na początek, to niech będzie”. Głos z offu, niczym głos Andrzeja Łapickiego ze starych kronik PKF: „Żeby ludziom żyło się lepiej.” I żyje się lepiej. Młodzi dostają szansę awansu, kariery, nie muszą wyjeżdżać z ojczyny, jak za rządów kaczystów. Za Gierka mówiono „czy się stoi, czy się leży – 2 tysiące się należy. A rządy jaśnie wielmożnego pana premiera podniosły poprzeczkę pierwszej pracy absolwenta, nawet niedoszłego: „czy się stoi, czy się leży – 7 patoli się należy”.
Tusk Reaganem nie będzie, ani w politycznym, ani w aktorskim wymiarze, ale przecież pianę z bąbelkami jako aktor też bić może. Czyż nie?
*Artykuł ukazał się w "Gazecie Polskiej" (30.10.2013)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/169769-role-dla-aktora-donka-moglby-zagrac-w-kinie-absurdu-niestety-nie-bylby-to-film-fabularny-lecz-w-polskich-warunkach-dokument-prosto-z-zycia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.