„Nie przybywam do Wielkiej Brytanii czy Irlandii, by namawiać Polaków do powrotu od zaraz. Chcę ich przekonywać, by uwierzyli, że sytuacja w Polsce może się zmienić tak, że za rok, dwa czy trzy znajdą swój Londyn w Warszawie, Biłgoraju czy Łomży”
- zapewniał w 2007 r. polskich emigrantów za granicą wówczas jeszcze kandydat na szefa rządu RP Donald Tusk. W Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie, w Glasgow czy w irlandzkim Dublinie, lider PO roztaczał cukrową watę obietnic, jaka to znakomita przyszłość czeka naszych uciekinierów z kraju za chlebem po powrocie na ojczystą ziemię. Gdzie i u kogo nie był, aby przekonać wszystkich, że tylko on właśnie i jego partia tę znakomitą przyszłość im zagwarantują. A to zjadł obiad w domu polskiej rodziny w Northolt, to zawitał do pani Ireny, wdowy po generale Władysławie Andersie, to znów odwiedził sklep osiedlowy Tesco przy Shepherd's Bush, gdzie na życie zarabiało wówczas dwudziestu Polaków, od magazynierów po kasjerkę. Było miło. Ściskanie dłoni rodakom, ciepłe słowa i życzliwe uśmiechy w światłach lamp błyskowych zamówionych fotografów, którzy na zdjęciach uwiecznili te chwile…
Chapeau bas! Poskutkowało. Potem były długie kolejki do punktów wyborczych w ambasadach, które tak wzruszyły późniejszego premiera, że aż się popłakał… Dziś płaczą inni. Dobra pamięć bywa bardzo dokuczliwa. Minął rok, dwa, trzy, …sześć i co? I nic. Londynu w Warszawie, Biłgoraju czy Łomży jak nie było, tak nie ma. Jedyna wyraźna zmiana, jaka nastąpiła, to fakt, że coraz więcej polskich uciekinierów z kraju w poszukiwaniu lepszego bytu ubiega się o obce obywatelstwa. W Wielkiej Brytanii, od stycznia 2009 r. do października 2013 r. stosowne podania i dokumenty złożyło prawie 8 tys. naszych rodaków (dane Home Office). Procedura uzyskania paszportów United Kingom kosztuje niemało, bo prawie tysiąc funtów od osoby i ponad półtora tysiąca od pary. Stać ich - kto pracuje, ten ma... Coraz bardziej topnieje natomiast liczba tych, którzy w ogóle myślą o powrocie. Bogacą się, kupują domy, ich dzieci chodzą do przedszkoli i szkół, gdzie szlifują język swojej nowej ojczyzny: w Wielkiej Brytanii, Irlandii, we Francji, w Beneluksie, w państwach skandynawskich, a nawet w krajach dotkniętych kryzysem gospodarczym i finansowym, jak Włochy, Hiszpania czy Grecja. Wkrótce będziemy o nich mówili: Anglicy, Irlandczycy, czy Niemcy o polskich korzeniach…
W 2011 r. liczba Polaków zamieszkałych w RFN wynosiła 468 tys., w 2012 r. przybyło tutaj z naszego kraju prawie 63,8 tys. imigrantów, co oznacza skokowy wzrost o 13,6 proc. Dla porównania, z targanych problemami gospodarczymi i bezrobociem Grecji, Hiszpanii i Włoch przyjechało do RFN zaledwie od 9 tys. do 14,5 tys. obywateli. Równolegle rośnie liczba Polaków starających się o niemieckie dokumenty tożsamości. Tylko w ubiegłym roku tzw. naturalizowanymi Niemcami zostało 4,5 tys. naszych rodaków (dane Federalnego Urzędu Statystycznego). Jednym z wymogów przy ubieganiu się o obywatelstwo RFN jest pozytywne zaliczenie testu na temat systemu politycznego i historii Niemiec. Wkrótce będą ją zapewne lepiej znali od historii Polski.
Niemcy mają powody do zadowolenia:
Zawodowy cud trwa! Gospodarka stwarza pół miliona nowych miejsc pracy!
- huknął dwa dni temu bulwarowy „Bild”.
„Nasz dzisiejszy sukces jest porównywalny z latami niemieckiego cudu gospodarczego”, zachwyca się członek zarządu Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK) Martin Wansleben. W jesiennych badaniach tej instytucji aż 90 proc. z 28 tys. przedsiębiorców zapowiedziało zwiększenie zatrudnienia lub utrzymanie na obecnym poziomie. W porównaniu z rzeczywistym bezrobociem w naszym kraju, a więc uwzględniając również polskich emigrantów zarobkowych, bezrobocie w RFN jest aż siedem razy mniejsze niż u nas i waha się w granicach 6-7 proc. Niemieccy przedsiębiorcy chętnie korzystają z naszej kadry, kształcić jej nie musieli, zyski ich firm rosną, kasa fiskusa brzęczy, a Polska…? A Polska się wyludnia, rosnący deficyt budżetowy łatany jest dzięki sztuczkom ministra Jacka Rostowskiego, dług publiczny rośnie, umowy śmieciowe, na których zatrudnieni są miliony pracowników nie gwarantują im ani teraz, ani w przyszłości żadnych świadczeń, przyszli emeryci mają przed sobą perspektywę jedynie starczej biedy… - wyliczać dalej?
Jest źle i, mimo zaklinania rzeczywistości przez rządową ekipę, będzie jeszcze gorzej. Przed dwoma tygodniami Parlament Europejski uchwalił nowe procedury uznawania kwalifikacji zawodowych i zatwierdził projekt europejskiej karty zawodowej, które wkrótce ułatwią znalezienie pracy na terenie UE zgodnie z posiadanym wykształceniem. To niewątpliwe udogodnienie może jednak uderzyć rykoszetem w Polskę, która jest dla zagranicznych pracodawców największym źródłem pozyskiwania wykwalifikowanej kadry w różnorakich branżach: przemysłowej, budowlanej, maszynowej, stoczniowej, energetycznej, po opiekę medyczną, nie wyłączając pielęgniarek. Jedynym kryterium, będzie teraz znajomość języków obcych, ale nawet w tym przypadku istnieją udogodnienia, albowiem wiele firm, zwłaszcza skandynawskich, zapewnia nieodpłatnie kursy językowe, zakwaterowanie i funduje przeloty, a jedynym warunkiem jest zawarcie przez chętnych umowy o pracę.
Według szacunków GUS, do ubiegłym roku poza Polską zakotwiczyło 2,13 mln Polaków. Nie tak dawno polskojęzyczny portal w Wielkiej Brytanii „moja wyspa” przeprowadził sondaż wśród imigrantów, w którym jedno z pytań brzmiało: „Kiedy wracasz do Polski?”. Ponad połowa z sześciuset respondentów odpowiedziała, że nie ma takiego zamiaru i o tym nie myśli, a jedna trzecia ankietowanych napisała „nie wiem”. Powrót do kraju w ciągu najbliższych lat bierze pod uwagę zaledwie 7 proc. „brytyjczyków” znad Wisły.
Podczas gdy nasi sąsiedzi zza Ody cieszą się z sukcesów na rynku pracy, do Polski dobiegają kolejne meldunki z zagranicy, a to o naszym 23. letnim rodaku, który zmarł z głodu w Hiszpanii, a który w chwili śmierci ważył 30 kilogramów, to znów o rozwiązłości polskich imigrantek na Wyspach Brytyjskich, które - jak napisał „Daily Mail” przejawiają „ryzykowne zachowania seksualne”; w kwestii formalnej, nie był to przejaw niechęci gazety do polskiej ludności napływowej, lecz omówienie badań Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie (utworzonego w 1939 r. w Paryżu). Do głównych powodów rozwiązłości Polek należą przede wszystkim ich problemy finansowe i osamotnienie. Po śmierci schorowanego i zagłodzonego Polaka w Sewilli, hiszpańskie media ostro skrytykowały szpital Virgen de Rocio, który nie chciał go przyjąć, gdyż nie miał ubezpieczenia, i w ogóle cały system opieki społecznej: słowa „wstyd” i „hańba” odmieniane przez przypadki dominowały we wszystkich komentarzach na Półwyspie Iberyjskim. Niezależnie od tej uzasadnionej krytyki, jest to jednak i pozostanie przede wszystkim największy wstyd i hańba dla sprawującego już drugą kadencję rządu premiera Donalda Tuska. Temu żaden złotousty klakier ani w druku, ani na wizji zaprzeczyć nie zdoła, co najwyżej może po raz kolejny próbować zagłuszyć skrzeczącą rzeczywistość awanturą wokół jakiejś niefortunnej wypowiedzi posła-opozycjonisty. Tylko, jak długo jeszcze da się na tym bazować?
Chcę przywrócić Polakom wiarę, że także w Polsce można żyć i zarabiać. Bo oni wrócą, jeśli nie tylko ceny, ale i zarobki w Polsce będą zachodnie
- perorował Tusk w 2007r. w Londynie. Dla przypomnienia, przytoczę jeszcze dwa cytaty z jego przedwyborczej podróży do Londynu, Glasgow i Dublina:
Od bijatyki nie stanie ani jedna cegła więcej. Nie chcę narazić Polski na kolejne lata bijatyki, choć wolałbym oczywiście, aby były prezydent był bardziej rześki na spotkaniach publicznych, a bracia Kaczyńscy mniej nienawidzili ludzi
- wytykał wówczas kandydat na premiera, charakteryzując przy tym Jarosława Kaczyńskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego, jako „dwóch socjalistów nienawidzących się z przyczyn historycznych”. I zapowiadał:
W Polsce, niestety, ciągle rządzą socjaliści spod znaku wschodniego myślenia. Aby Polacy chcieli wrócić, zostać w Polsce, musimy tak przebudować ustrój, by przypominał rzeczywistość brytyjską czy irlandzką - i to jest możliwe. Jedyne, czego nam trzeba to więcej swobody, więcej wolności i więcej przedsiębiorczości.
Swobodę i wolność do działania miał Pan, Panie Premierze Tusk, wręcz nieograniczoną. Przedsiębiorczości, inwencji, by nie powiedzieć po prostu troski o własny naród, a nie wyłącznie o utrzymanie się u władzy i deprecjację przeciwników politycznych, zabrakło. Ostatni gasi światło…
---------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------
Kup książkę wSklepiku.pl!
autor:Jarosław Marek Rymkiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/169266-cukrowa-wata-lata-bijatyki-wstyd-hanba-i-historyczny-blamaz-premiera-tuska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.