Tekst ukazał się na portalu SDP.PL
Kult celebrytów pozbawia naszą politykę powagi
– pisze w sobotnim wydaniu „Daily Maila” Dominic Sandbrook.
A kto na tym traci?
– pyta dalej.
Oczywiście, brytyjskie społeczeństwo.
Albo polskie.
Poszło o niedawne nominacje, w rządzie Davida Camerona i w labourzystowskim gabinecie cieni. Nowa minister ds. zatrudnienia w rządzie koalicyjnym (front bencher!) Esther McVey, to była prezenterka telewizji śniadaniowej GMTV. Ale media wywąchały, że kiedyś pozowała do pikantnych zdjęć, ubrana tylko w płaszcz ze sztucznego futra. Wyszperały kompromitujące fotki i teraz chórem zadają pytanie:
minister ds. zatrudnienia, w jakim mianowicie przemyśle?
sugerując przemysł pornograficzny. Z kolei ministrem ds. kobiet w labourzystowskim gabinecie cieni jest dziś Gloria de Piero, także była prezenterka telewizji śniadaniowej GMTV, której zdjęcia topless zaraz po nominacji dostały się do prasy. Ministrem edukacji w gabinecie cieni został niedawno były prezenter telewizyjny Tristram Hunt, który teraz instruuje swego kolegę, wieloletniego nauczyciela z prawdziwego zdarzenia, jak uczyć dzieci, aby wyrosły na dobrych, mądrych i świadomych obywateli. Na domiar wszystkiego, żona marszałka Izby Gmin, Johna Bercowa, Sally, wzięła udział w Big Brotherze dla celebrytów, i jej prowokacyjne zachowania połączyły gazety konserwatywne w zgodnym potępieniu:
Czy można stoczyć się jeszcze niżej?
- pytają. John Bercow milczy jak zaklęty.
Takich artykułów jak Dominika Sandbrooka ukazało się ostatnio w brytyjskiej prasie wiele. O co tu właściwie chodzi? O tym za chwilę, wnioski wydają się następujące: obserwując to całe zamieszanie, czy nie lepiej byłoby zostawić całą tę trójkę w studiu telewizyjnym GMTV? I – jeśli tak dalej pójdzie – czy brytyjska Izba Gmin nie będzie przypominać kantyny w centrum telewizyjnym Kanału 5, dodajmy bardzo rozrywkowego. Z moich, i nie tylko moich obserwacji wynika, że linia oddzielająca politykę od show businessu od 15 lat staje się w Wielkiej Brytanii coraz cieńsza i mniej widoczna. Zaczęło się od Tony Blaira, który kochał światła kamer i celebrytów, a cyniczny acz skuteczny spin doctor Alastair Campbell miał podobną słabość. Downing Street 10 pełne było ludzi rozrywki, filmu, telewizji i estrady, a Blaira często pokazywano a to na koncercie Stones’ów, to na imprezie charytatywnej z Dianą, księżną Walii, to znów na słynnych wyścigach samochodowych w Dubaju.
Ale jest to autostrada dwupasmowa. Fali przypływu telewizyjnych celebrytów do polityki, towarzyszy inna – odpływu polityków do show businessu. Na tym drugim pasie widać jednak tylko byłych posłów, czyli jest to nie wybór, lecz konieczność. Aby nie zginać w anonimowości i szczęśliwie doczekać kolejnej elekcji. Są to zwykle ci politycy, którzy – jak konserwatysta - modernista Michael Portillo, za mocno się zmodernizowali i wyborcy nie pozwolili im na powrót do Westminsteru. Portillo od kilku lat prezentuje na BBC 2 serię „Great British Railway Journeys”. Z kolei Neil Hamilton, w 1992 - 4. wiceminister handlu, musiał odejść z Partii Konserwatywnej na skutek skandalu, którego stał się wątpliwym bohaterem. Afera cash-for-question, czyli łapówka od multimilionera Mohameda al Fayeda za zadanie w Izbie Gmin stosownego pytania, potem proces, wyrok, i przez lata w „Who’s Who?” sam określał się jako pisarz, aktor i artysta estradowy. Występował w takich programach jak „Najsłabsze ogniwo”, „Jak zostać milionerem”, itd., potem zameldował się do UKIP-u i dziś jest tam ważną figurą.
Jego koledze, George’owi Gallowayowi, też udało się zrobić drogę „tam i z powrotem”. Tyle, że już jako politykowi niezależnemu, bo koledzy, którzy go wykopali za „kompromitację partii”, już go z powrotem nie przyjęli. Wyrzucony z Partii Pracy, zaczął pokazywać się w mediach, całą Wielką Brytanię obiegła scena z Big Brothera, gdzie na czworakach chłeptał mleko z dłoni brytyjskiej aktorki polskiego pochodzenia, Ruli Leńskiej. Znany ze swojej barwnej retoryki i zadziorności w dyskusjach, sięgnął dna, odbił się i w wyborach uzupełniających w Bradford, jako kandydat Respect Party - na fali pro-emigranckiej - powrócił do Izby Gmin.
Spójrzmy na kilku polskich polityków, którzy ulegli magii celebryty. Kazimierz Marcinkiewicz, ze swoim prowincjonalnym sznytem i żoną o imieniu Isabel, plotący na każdy temat trzy po trzy. Słowem, celebryta, ale nie z „Hello!”, tylko z bauerowskiego pisemka dla kobiet. Nie mam nic przeciw masówce Bauera, ale trudno mi się zgodzić z tym, że to są dla Polek dobre wzorce. Albo inny celebryta? celebrytka? Anna Grodzka, która w swoim biurze poselskim w Krakowie prowadzi szkolenia dla kobiet na temat życia seksualnego. Pytanie pierwsze: dlaczego nie w poradni życia małżeńskiego, tylko w biurze poselskim? Po drugie – co on? ona? może wiedzieć np. o „strefach erogennych” kobiety? Jeśli jest transwestytą, jest wciąż mężczyzną, a jeśli jest transseksualistą, to też nie znaczy, że jest już kobietą. Summa summarum, jest to rozpaczliwy chwyt reklamowy, bo Anna Grodzka kocha być celebrytką, a na miłość jak wiadomo nie ma rady… Platforma zatrudniła ją na etat skandalizującego mini-celebryty dla lewicowej części swego elektoratu, Anna Grodzka dobrze o tym wie, dlatego „stref erogennych” się chwyta. Ale co zaaranżuje w swoim biurze poselskim jutro – drag queen show?
Jakie standardy moralne może promować taka minister ds. zatrudnienia jak Esther McVey czy taki kandydat na posła jak Marcinkiewicz? Dlaczego politycy, zamiast zajmować się dobrem obywateli, chcą im raczej dostarczać rozrywki? Czy nigdy już nie wrócą prawdziwi giganci polityki, jak Piłsudski, Dmowski, Attlee, Margaret Thatcher? Politycy czy celebryci? Politycy czy komedianci? Jedna z brytyjskich komentatorek konserwatywnych napisała:
To nieprawda, że polityka to show business dla brzydkich. Chodzi o coś więcej.
I trudno się nie zgodzić z jej opinią.
-------------------------------------------------------------------
-------------------------------------------------------------------
TYLKO U NAS , wSklepiku.pl, możesz kupić najgorętszy gadżet sezonu!
Idealny dla wszystkich miłośników lemingozy! Kubek o głębokim wnętrzu.
Musisz go mieć!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/169180-izba-gmin-czy-kantyna-telewizyjna-politycy-czy-celebryci-politycy-czy-komedianci-kult-celebrytow-pozbawia-nasza-polityke-powagi