"wSieci" poleca: "Całkiem niedawno sonda Voyager przekroczyła granicę Układu Słonecznego. A wraz z nią przesłanie z Ziemi. Także z Polski"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

"Całkiem niedawno sonda Voyager przekroczyła granicę Układu Słonecznego. A wraz z nią przesłanie z Ziemi. Także z Polski. 36 lat temu nagrała je Maria Nowakowska-Stycos. Dziś opowiada nam, jak do tego doszło" - pisze w tygodniku "wSieci" Wojciech Lada. W artykule pt. "Kosmiczne pozdrowienia" czytamy m. in.:

Latem 1977 r. doktor Carl Sagan miał problem. O ile w ciągu zaledwie kilku tygodni, jakie NASA dała mu na przygotowanie Golden Records, udało mu się zgromadzić i zarejestrować większość potrzebnego materiału, o tyle przy nagraniach pozdrowień utknął kompletnie. Założenie było ambitne – kosmici mieli przecież usłyszeć jak największą liczbę ludzkich języków, a skąd w pośpiechu zorganizować taką wieżę Babel i w dodatku ściągnąć ją do Ithaki, małej dziury ulokowanej jakieś 300 km od Nowego Jorku?

Dr Sagan myślał pierwotnie o zwróceniu się do ambasad, ale po wcześniejszych doświadczeniach z polityczną machiną zdecydował się na krok co prawda ryzykowny – choćby dlatego, że były wakacje – dający jednak więcej szans na ukończenie pracy w terminie niż wykorzystanie drogi dyplomatycznej. Astronom, niewiele myśląc, zapakował do samochodu swój zespół i ruszył do Cornell University, macierzystej uczelni, gdzie – po części oficjalnie, ale głównie pocztą pantoflową – rozpoczął szukanie odpowiednich osób. O tym, jaka to była prowizorka, wspominała jego żona Linda Salzman Sagan.

– Poszukiwania mówców niekiedy oznaczały wielogodzinne ślęczenie przy telefonie i wydzwanianie do przyjaciół czyichś przyjaciół, którzy mogą znać kogoś,kto może znać np. chiński dialekt wu i przyjść na sesje nagraniowe. Zdarzało się, że kolejne nazwisko sugerowały nam osoby czekające na nagranie – przyznawała.

Wśród nich znalazła się Maria Nowakowska-Stycos, młoda doktorantka, która przygotowywała na Cornell University pracę o literaturze hiszpańskiej i latynoskiej. Pochodziła z polskiej rodziny osiadłej przed wojną we Lwowie, po wojnie zaś w Londynie, gdzie w trakcie walk los rzucił jej ojca. Mimo że większą część ówczesnego życia spędziła poza krajem, w 1977 r. jej polszczyzna była na tyle dobra, iż bez problemu uczyła jej amerykańskich studentów. I bawić się językiem. Jej pozdrowienia można przecież odczytać również jako: „z za światów”.

– Uczyłam języka polskiego, pisałam też i nagrywałam po polsku dialogi dla studentów – wspomina pani Maria wciąż zupełnie swobodną polszczyzną. – Jednym słowem byłam na miejscu, a w dodatku znałam wcześniej Carla Sagana, bo byliśmy kiedyś zaproszeni z mężem na obiad do jego i jego żony. Nie wiem jednak, czy to akurat miało coś wspólnego z wyborem języka polskiego do nagrań.

Jak brzmią pozdrowienia po polsku, i dalsze losy Marii Nowakowskiej-Stycos - w najnowszym wydaniu tygodnika "wSieci". Polecamy!

Zapraszamy także na profil FB naszego pisma.

CZYTAJ TAKŻE: "wSieci": Brunatne pióra. "Kościołowi wytoczono wojnę do złudzenia przypominającą nazistowską jatkę z końca lat trzydziestych XX wieku"

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych