Prof. Zdzisław Krasnodębski: "Poparcie dla PO wyraża się w nieuczestniczeniu w głosowaniu, to jest słaby prognostyk dla partii władzy". NASZ WYWIAD

PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

wPolityce.pl: Pierwsze wyniki mówią, że frekwencja nie przekroczyła wymaganych 29 proc., czyli referendum najprawdopodobniej nie będzie ważne. Co to oznacza?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Jeżeli wynik tego sondażu się potwierdzi to przede wszystkim będzie oznaczało, że pani Gronkiewicz - Waltz zostaje prezydentem Warszawy. Wielu Warszawiaków nie wzięło udziału w referendum, znaczna cześć pewnie z tego powodu, że jest zupełnie bierna politycznie. Nie wzięli także udziału głównie zwolennicy Platformy, wyborcy SLD także zupełnie świadomie zapewne nie poszli głosować.

 

Platformie udało się zmobilizować swój elektorat do niepójścia i zaniżenia frekwencji, czy stało się tak dlatego, że partia rządząca czuła, że nie uda się jej namówić wystarczająco dużo ludzi do pójścia i do zagłosowania za pozostawieniem Hanny Gronkiewicz - Waltz w fotelu prezydenta?

To jest trudno powiedzieć, bo takich procentowych danych nie mamy. Ale myślę, że to nie jest większość tych, która nie poszła. Poza tym ciekawa jest pewna geografia polityczna dzielnic Warszawy. W Śródmieściu ponad 35 proc. , za tym zapewne kryje się jakaś świadoma decyzja polityczna, a 19 proc. na Ursynowie, który jest taką dzielnicą, gdzie Platforma cieszy się dużym poparciem.

Z drugiej strony można powiedzieć, że ten wynik jest dosyć ambiwalentny, bo zabrakło zaledwie 2 proc. a ogromna większość z tych, którzy poszli, zagłosowała przeciwko Hannie Gronkiewicz - Waltz. Można się domyślać, że to jest potencjalny elektorat Prawa i Sprawiedliwości. I to z kolei świadczy o tym, ze PiS i opozycja w Warszawie bardzo się wzmocniły.

 

Zabrakło, jak pan przypomina, zaledwie 2 proc. aby to referendum było ważne, a to z kolei de facto oznaczałoby, ze Warszawiacy odwołali by Hannę Gronkiewicz - Waltz. Ona chyba poczuła realne zagrożenie, że może zostać odwołana?

Tak. Przecież dlatego w tryumfalnym twittcie pan Radosław Sikorski pisał o uczuciu ulgi. Widać taką radość, ale ta radość teraz to reakcja jednak na ogromną obawę, która towarzyszyła Platformie przy okazji tego referendum. Przegrana w Warszawie to byłby potwornie mocny cios dla PO. Szczególnie po Elblągu i Rybniku, ale myślę, że ta tendencja nie zostanie zatrzymana. Ten trend może zostać zatrzymany na chwilę, ale on nieuchronnie prowadzi do erozji, osłabienia się tej władzy. Jeżeli jest tak, że poparcie dla PO wyraża się w nieuczestniczeniu w głosowaniu, to jest dosyć słaby prognostyk dla partii władzy.

 

Hanna Gronkiewicz - Waltz miała imponujący finisz, przed referendum była wszędzie, otwierała i planowała nowe miejskie inwestycje. To już jest jakiś zysk z tego referendum, choć o niej nie świadczy to chyba dobrze, prawda?

To w pewnym sensie pozytywny skutek tego zagrożenia. Poza polityczną kwestią w tym referendum chodziło także o sprawdzenie, na ile wyborcy mogą wpływać na władzę. I Warszawiacy, ci, którzy to referendum zorganizowali, zebrali podpisy, napędzili potwornego stracha pani prezydent. Ona przy wsparciu pana premiera i pana prezydenta wykonała parę gestów wobec mieszkańców, ale zobaczymy na ile to będzie trwałe. Same te rzeczy, które ona zaproponowała mieszkańcom w ostatnich miesiącach należy ocenić pozytywnie, np. szybsze zakończenie remontu metra, karta Warszawiaka, czy też zahamowanie podwyżek biletów komunikacji. Ciekawe jak szybko to wróci do tej złej normy, bo nie łudźmy się, to wszystko efekt tego zagrożenia. Nagle zaczęły się jakieś spotkania z mieszkańcami, zupełnie inna polityka komunikacyjna, nagle gdzieś zniknęła ta arogancja władzy, która jest charakterystyczna dla tych rządów, nie tylko przecież w Warszawie.

 

Rozmawiał Marcin Wikło

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych