Przyczajony kryzys, ukryte rozwiązanie. Kłopoty USA mogą otworzyć nowy rozdział w historii trwającego od ponad 5 lat kryzysu gospodarczego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Choć niektórzy twierdzą, że kryzys gospodarczy się skończył, to tak naprawdę nie widać, by szybko miał nastąpić jego koniec. Zadowoleni politycy, z polskim premierem na czele, zachwycają się 0,1-procentowym wzrostem PKB i z dumą opowiadają jak to dzielnie odparli kryzys, a nawet nie wpuścili go do kraju. Tymczasem za rogiem czai się kolejna odsłona ekonomicznej tragedii.

Są ludzie, którzy chcą myśleć, że jak telewizje nie pokazują Greków rzucających cegłówkami w policjantów, palących opony w Atenach i skandujących, że Merkel to Hitler, to kryzysu nie ma. Wystarczy jednak trochę zboczyć z głównego nurtu, by przekonać się, że połowa świata wciąż boryka się z problemami gospodarczymi.

Kryzys ekonomiczny, który objawił się pod koniec 2008 roku upadkiem Lehman Brothers był przede wszystkim wynikiem chciwości bankierów i uprawianego przez nich lichwiarstwa. Amerykańskie i europejskie banki dawały wysoko oprocentowane kredyty wszystkim i na wszystko, nie sprawdzając, czy kredytobiorcy będą w stanie je spłacać. Dodatkowo kraje Europy Południowej z Grecją na czele, od lat prowadziły skrajnie nieodpowiedzialną politykę finansową, co postawiło je na krawędzi ekonomicznego upadku.

Jedyną receptą jaką miały Niemcy, Francja i Europejski Bank Centralny był masowy dodruk pieniądza. W pakiety pomocowe dla Grecji i jej zadłużonych koleżanek wpompowano setki miliardów euro, a znaczących efektów takiej polityki nie widać do dzisiaj. Gdyby odebrać Grekom przyznaną pomoc, to nie utrzymaliby się oni przez tydzień. Zamiast ogłosić kontrolowaną niewypłacalność Grecji, co postulowała część ekonomistów, europejscy decydenci wzdrygali się na samo słowo “bankructwo”. Choć takie rozwiązanie mogło uzdrowić sytuację to oznaczałoby też fiasko projektu pod nazwą “wspólna waluta”. Dlatego wysyłali jeszcze więcej pieniędzy zadłużonym krajom. Z czasem problemy zaczęły być na tyle poważne, że zaczęto nawet mówić o rozpadzie strefy euro i powrocie do walut narodowych.

Sytuacja w Europie jest silnie uzależniona od tego, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a tam również nie jest najlepiej. Ostra walka między demokratami, a republikanami już kilkukrotnie o mały włos nie doprowadziła do bankructwa USA. Groźba niewypłacalności na początku sierpnia 2011 roku, czy groźba tzw. klifu fiskalnego na przełomie 2012 i 2013 roku pokazują jak daleko Ameryce do stabilizacji. Na przełomie września i października tego roku obstrukcja republikanów doprowadziła do tzw. “government shutdown”, czyli blokady wydatków federalnych, a w konsekwencji wysłania na przymusowy, bezpłatny urlop prawie miliona ludzi. Przed amerykańskimi politykami stoi jednak jeszcze poważniejszy problem. Jeśli do 17 października nie dojdzie do porozumienia w sprawie podwyższenia limitu zadłużenia (już dziś wynoszącego 16,7 bln dolarów), to Stanom Zjednoczonym grozi bankructwo. Przy tym wcale nie można być pewnym, że politycy dogadają się jak zwykle w ostatniej chwili.

Kłopoty USA mogą otworzyć nowy rozdział w historii trwającego od ponad 5 lat kryzysu gospodarczego. Jeśli na obecne problemy w Europie nałożą się nowe, to sytuacja może wymknąć się spod kontroli, a obecne problemy byłyby niczym wobec tego co może się zdarzyć. Ewentualne bankructwo Stanów Zjednoczonych z pewnością doprowadziłoby do gwałtownych spadków na światowych giełdach, upadku wielu przedsiębiorstw, ograniczenia produkcji, zmniejszenia poziomu konsumpcji, wzrostu bezrobocia i tym samym doprowadzić do gwałtownych rozruchów na całym świecie. Prezes Banku Światowego Jim Yong Kim przestrzegał kilka dni temu, że sama groźba niewypłacalności USA działa destrukcyjnie na rynki wschodzące. Dalsze pogłębienie kryzysu, może opóźnić wyjście ze stagnacji o kilkanaście kolejnych lat.

Jednak kryzys gospodarczy nie wszystkim dał się tak mocno we znaki. Chińczycy, gdy tylko pojawiły się pierwsze kłopoty, zaczęli dusić kryzys w zarodku. Dzięki temu są w posiadaniu amerykańskich obligacji na ponad bilion dolarów i niedługo to Pekin będzie rozdawał karty. Niemcy na kryzysie nie dość, że nie stracili, to jeszcze udało im się nieco zyskać. Dzisiaj bezrobocie u naszych zachodnich sąsiadów jest najniższe od lat, a w przyszłym roku niemiecki deficyt wyniesie zaledwie 6,4 mld euro. Można przypuszczać, że gdyby kryzys się pogłębił to przetrwają go tylko najsilniejsi. To nie jest dobry prognostyk dla Polski, której rząd z niewiadomych przyczyn uważa, że cała nadzieja w Unii Europejskiej. Tymczasem niektóre dwa kraje UE: Węgry oraz Irlandia podjęły samodzielną walkę z kryzysem i dzisiaj widać tego pierwsze efekty. Po rezygnacji z pomocy MFW i UE powoli, aczkolwiek sukcesywnie rozwiązują kolejne ekonomiczne problemy.

Kontynuacja polityki głównych europejskich polityków, to droga donikąd, bo jak długo można pompować miliardy euro w worek bez dna? Sytuacja nie ulegnie poprawie dopóki duża część środków pomocowych idzie bocznymi kanałami wraca do bankierów, którzy pożyczają pieniądze. Może paradoksalnie kłopoty finansowe USA wywołałyby wstrząs wśród rozgrywających i wymusiły przeprowadzenie radykalnych zmian, swego rodzaju “twardego resetu” w polityce ekonomicznej Starego Kontynentu i Stanów Zjednoczonych. Światli politycy biorą sprawy w swoje ręce i nie czekają, aż będzie za późno. Viktor Orban odciął smycz wielkiej finansjery i postawił na Węgrów. Podobnie postąpił Enda Kenny, stawiając na Irlandczyków. Wciąż pozostaje mieć nadzieję, że pewnego dnia polski premier postawi na Polaków.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych