Pisałem tu jakiś czas temu o francuskim ministrze spraw wewnętrznych, dziś napiszę znowu, bo znowu jest o nim głośno. Manuel Valls kolejny raz wzbudza emocje – i to po każdej stronie sceny politycznej.
Na lewicy i na skrajnej lewicy, oczywiście, bo mówi językiem odległym od politycznej poprawności. Na umiarkowanej prawicy, bo jako minister prowadzi politykę bliską standardom prawicowym (porównuje się go często do Sarkozy’ego, gdy ten był szefem MSW). Ale także na skrajnej prawicy, bo decyzje Vallsa jako ministra, ratując trochę stan posiadania Partii Socjalistycznej, sprawiają, że spektakularne ostatnio sukcesy Frontu Narodowego nie są jeszcze większe.
Te sukcesy robią wrażenie. W minioną niedzielę w kantonalnych wyborach uzupełniających w Brignoles (w departamencie le Var, w regionie Provence - Alpes – Côte d’Azur) kandydat Frontu Narodowego zdobył ponad 40 proc. głosów, dystansując kandydatkę umiarkowanej prawicy (UMP), która uzyskała dwa razy mniej głosów, lewica zaś przegrała sromotnie i nie będzie jej kandydata w drugiej turze (już w najbliższą niedzielę, 13 października). To jest sytuacja rzadka w V Republice, gdzie zwykle obowiązujący system wyborczy doprowadza do drugiej tury lewica – prawica. Tu zaś będzie starcie prawica – skrajna prawica, co wiele mówi nie tylko o kryzysie na lewicy (jej nieumiejętności współdziałania w tym konkretnym przypadku), ale przede wszystkim o jej bezradności wobec problemów z imigracją.
Aż do lat 80-tych Front Narodowy był na głębokim marginesie francuskiego życia politycznego, pierwszym spektakularnym sygnałem dobrej koniunktury dla partii Jean-Marie Le Pena, był jej wynik w wyborach municypalnych w Dreux (16 proc.). Już wtedy podstawowym czynnikiem wyborczego sukcesu była abnegacja tradycyjnych partii wobec problemów imigracji. I to się zasadniczo nie zmieniło to dzisiaj.
Lewica ględzi w kółko o „stygmatyzacji” i „islamofobii” tak, jak gdyby zjawisko islamskiej nienawiści do Zachodu w ogóle nie istniało, w skrócie: tak, jak gdyby nie było 11 września 2001 roku w Nowym Joku czy niedawnego zamachu w Nairobi czy obecnych masakr chrześcijan w Egipcie. W samej Francji mamy do czynienia nie tylko z gettoizacją całych dzielnic miast, ale z powolnym narzucaniem norm muzułmańskich niemuzułmańskiemu otoczeniu – przy bezsilności władz, często spętanych językiem „tolerancji i praw człowieka”.
Umiarkowana prawica od czasów Sarkozy’ego zauważa problem i próbuje go rozwiązywać, tyle że jest nieustannie szachowana, a właściwie moralnie szantażowana przez lewicowe media (które, jak u nas, nadają ton debacie publicznej), oskarżające ją o nietolerancję i sprzyjanie FN, posądzanemu nieledwie o faszyzm. Ten czynnik był z pewnością jedną z przyczyn porażki wyborczej Sarkozy’ego w jego kampanii o drugi mandat prezydencki w ubiegłym roku.
Dlatego umiarkowana prawica boi się i waha. Na tym tle Front Narodowy, który nie obawia się nazywać rzeczy po imieniu, zyskuje coraz więcej zwolenników. I tu dochodzimy do ministra Vallsa, który przełamuje tradycyjną nowomowę socjalistów w tej dziedzinie. I dlatego Front Narodowy, choć w tej chwili niesie go zwycięska fala, może się obawiać takiej lewicy, wreszcie nie zamykającej oczu na rzeczywistość.
Kilka dni temu minister udał się do miasteczka Forbach na drugim (w stosunku do Lazurowego Wybrzeża) końcu Francji, gdzie Front Narodowy szykuje się do przejęcia merostwa w przyszłorocznych wyborach municypalnych i wygłosił przemówienie, które dałoby się streścić jako nie-lepenowska propozycja twardej polityki wobec przestępczości. W Lotaryngii bowiem ten problem także stanowi jedno z głównych (jeśli nie najgłówniejsze) zmartwienie mieszkańców. Minister otworzył w Forbach tzw. strefę zwiększonego bezpieczeństwa (Zone de la Securite Prioritaire) czyli zestawu prawnych i finansowych instrumentów pozwalających policji na skuteczniejszą walkę z przestępczością (a ta, czy się to komuś ideologicznie podoba, czy nie ma kolor skóry i wyznanie).
Ale zatrzymajmy się na kwestii „nie-lepenowska”. Valls mówił na łamach „Republicain lorrain” na temat pochwał, jakie go spotkały ze strony FN po jego wrześniowych wypowiedziach w sprawie Romów, tak: „Skrajna prawica odrzuca obcokrajowców jako takich. To jest wprost sprzeczne z moimi wartościami. Wiem, jaki udział wnieśli obcokrajowcy w rozwój naszego kraju (…) (Valls jest synem hiszpańskich imigrantów – RG). Ale wiem również, że przepływy migracyjne muszą być regulowane, zorganizowane, biorąc także pod uwagę sytuację ekonomiczną Francji” (http://www.lesechos.fr/economie-politique/politique/actu/0203053310232-manuel-valls-a-forbach-pour-une-tournee-contre-le-sentiment-d-abandon-614945.php).
Dobra odpowiedź. Jeśli socjaliści nie nauczą się jej od Vallsa, pogrążą jeszcze bardziej ten piękny kraj, zanim przegrają z kretesem w roku 2017.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/168397-manuel-valls-i-front-narodowy-jako-minister-prowadzi-polityke-bliska-standardom-prawicowym
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.