wPolityce.pl: Dlaczego podpisał pan apel o udział w warszawskim referendum?
Marcin Wolski: Ponieważ uważam, że uczestniczenie w aktach demokratycznych jest obywatelskim obowiązkiem, a referendum jest może jeszcze ważniejszą sprawą niż wybory. A to dlatego, że w referendum jesteśmy w pełni świadomi tego, co robimy. Bo na przykład w wyborach możemy oddać głos na partię, czy na posła, który potem nas zawiedzie, przewędruje do innej partii etc. Natomiast w referendum wypowiadamy się "za" lub "przeciw" konkretnej sprawie. I nie przypadkiem kraje takie jak Szwajcaria, kraje o bardzo długiej demokracji, uważają referendum za najważniejszy element aktywności obywatelskiej i decydowania obywateli o losach kraju, czy jak to jest w przypadku Szwajcarii - poszczególnych kantonów.
Osobiście uważam, że referenda powinny być rozpisywane w wielu sprawach, żeby to ludzie rozstrzygali, a nie jakaś zmontowana większość parlamentarna, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy kluczowe. I akurat mam zupełnie odwrotny pogląd niż pan prezydent w kwestii frekwencji referendalnej. Teraz jest taka tendencja, żeby wyśrubowywać frekwencję. Ja uważam, że referendum powinno być ważne niezależnie od liczby ludzi, którzy do niego poszli. Bo to jest właśnie dopingujące.
Pozostanie w domach w przypadku Warszawy jest tak naprawdę głosowaniem za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Bo jeżeli chcemy jej bronić, to po prostu idźmy i głosujmy!
Zwolennicy Hanny Gronkiewicz- Waltz dowodzą, że niepójście na referendum też jest dokonaniem pewnego wyboru i że mają prawo do takiej postawy.
To jest właśnie pewien rodzaj szwindla. Bo w momencie, gdyby nie było owego progu frekwencyjnego to decydowałyby tylko głosy tych, którzy poszli. A tak to jest próba załatwienia sprawy niezbyt czysto.
Kolejny argument przeciwników referendum jest taki, że nie warto urządzać głosowania na rok przed wyborami samorządowymi. Zwłaszcza w kontekście tego, że Hanna Gronkiewicz- Waltz może zostać ewentualnym komisarzem. Ergo - nic się nie zmieni.
Jest tysiące różnych takich "nie warto". Historia stałaby w miejscu gdybyśmy brali pod uwagę tego typu argumenty. Ale demokracja polega na tym, że to ludzie decydują czy warto, czy nie warto. Można by przecież powiedzieć, gdy przyjdą wybory, że nie warto zmieniać władzy, bo stara partia już się nauczyła na swoich błędach, a ta nowa będzie się uczyć od początku. Albo, że lepsze znane zło niż nieznane dobro. Są to argumenty nieprawdopodobnie demagogiczne. A wszystkie razem świadczą o ogromnych obawach rządzących w związku z tym referendum. Zresztą oni zrobili dużo, żeby referendum warszawskie zrobić czymś w rodzaju referendum ogólnokrajowego. Bo przy tym poziomie histerii i mobilizacji to już nie jest głosowanie nad Hanną Gronkiewicz - Waltz, ale wotum zaufania lub nieufności wobec całej Platformy.
Z początku było inaczej. Inicjatywa burmistrza Guziała, aczkolwiek trudno go uznać za osobę całkiem apolityczną, nosiła wszelkie cechy akcji "oddolnej" i nie odbywała się pod szyldami partyjnymi. Teraz przerodziła się w śmiertelną walkę koalicji z opozycją...
Tak. I w przypadku PO to jest niepotrzebne pakowanie się na minę. Bo sytuacja, w której referendum się odbędzie - w każdej sytuacji (no może poza tą, że ludzie przyjdą i zagłosują za obecną prezydent) - jest dla niej niekorzystna. Bo cóż z tego, że jeśli nie będzie frekwencji Hanna Gronkiewicz - Waltz zostanie na obecnym stanowisku ale z ogromnym wotum nieufności od mieszkańców? To będzie takie ciągnięcie sztuki w teatrze, na którą nie chodzą widzowie.
A co pan uważa za największy "grzech" Hanny Gronkiewicz- Waltz jako prezydenta stolicy?
Żeby była jasność, ja z początku, nie myśląc szczególnie partyjnie, miałem do niej stosunek dość pozytywny. Pamiętałem ją z czasów, kiedy była - jak sam to nazwałem - "banko-matką" Polką, pamiętałem ją z czasów, kiedy była pomysłem na "zastępczego" kandydata na prezydenta. Były więc czas, kiedy miała pozytywne konotacje. Ale dwie sprawy, jeśli chodzi o Warszawę, uderzyły mnie najbardziej. Po pierwsze: takie silne wpisanie się w logikę wojny po katastrofie smoleńskiej. Umówmy się, gdyby pani Gronkiewicz chciała, to sytuacja na Krakowskim Przedmieściu mogłaby wyglądać inaczej. A tymczasem - wbrew swoim interesom - bardzo przyczyniła się do rozkręcenia wojny polsko - polskiej. A druga sprawa to jest ten styl arogancji w stosunku do ludzi. Władza robi swoje.
To jest np. zamykanie Warszawy na wiele lat z powodu budowy metra, podczas gdy w takich przypadkach - powinno się ludziom pójść maksymalnie na rękę. A tu nie.
Gdybym ja się znalazł w sytuacji, że nagle "wywala" mi tunel, to bym podjął decyzję, że na dwa tygodnie otwieramy ruch Traktem Królewskim. Tymczasem w stolicy z każdego pachołka postawionego na ulicy, z każdego niezbudowanego parkingu, z każdego bankomatu i strażnika miejskiego wyziera taka nieprawdopodobna pogarda dla ludzi. Ta pogarda bardzo kiepsko wygląda w przypadku partii, która ma w nazwie słowo "obywatelska".
Sojusz Lewicy Demokratycznej zdecydował, że pozostawia swoim wyborcom decyzję, co do udziału w referendum. Nie rekomenduje żadnego zachowania, chce być neutralny, żeby nie wpisywać się w wojnę polityczną między PiS i PO. Myśli pan, że ta decyzja może zaważyć na losach Hanny Gronkiewicz Waltz?
Na pewno lepiej, że SLD powiedział w ten sposób, niż gdyby twardo poparł panią prezydent. Po prostu Leszek Miller - cwana sztuka - chciałby i zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli nie wpisywać się w rozpaczliwą obronę Hanny Gronkiewicz-Waltz, a jednocześnie nie zamykać sobie drogi do koalicji z Tuskiem.
Rozmawiała Anna Sarzyńska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167977-wolski-wladza-pakuje-sie-na-mine-przy-tym-poziomie-histerii-to-juz-nie-jest-glosowanie-nad-gronkiewicz-waltz-ale-wotum-zaufania-lub-nieufnosci-wobec-po-nasz-wywiad
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.