Nie chcę pisać o wielu rzeczach.
Nie chcę pisać np. o tym, że wiceprzewodnicząca Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Małgorzata Kidawa-Błońska jest do złudzenia, nie tylko fizycznie, podobna do siostry Mildred Ratched ze słynnego filmu Miloša Formana „Lot nad kukułczym gniazdem”. I nie pytajcie mnie dlaczego o tym więcej nie napiszę ani słowa. Nie i już.
Nie napiszę ani słowa (prawie) o tym, że szeregowiec Tusk chce wejść w kamasze generała Jaruzelskiego i w związku z demonstracjami 11 listopada uruchomić Żandarmerię Wojskową niczym szef WRON 13 grudnia 1981 roku.
Nie chce mi się pisać o pseudoprawicowych cwaniakach, którzy dziś rozbijają obóz niepodległościowy i chcąc – nie chcąc (?) stali się pomocnikami PO.
Nie poświęcę atramentu, ani nawet klawiatury komputera na komentowanie medialnych bejsbolistów, którzy dzień po dniu, godzina po godzinie, kopią poniżej pasa, a jakże, ekspertów z Zespołu Macierewicza. Pierwsi różnią się od drugich jakby byli z innych nacji. A różnią się m. in. tym, że ci pierwsi za ten medialny lincz biorą niezłą kasę, a ci drudzy wyjaśniają tragedię pod Smoleńskiem za darmo.
Nie mam najmniejszej ani woli, ani ochoty nawet pisnąć o tych, którzy dzielą polski Kościół na „postępowych” księży – tych, którzy wojują z hierarchią i Ciemnogród – czyli resztę. Za bardzo mi to pachnie komuną, „księżmi-patriotami”, czasami Stalina, Bieruta, Bermana, Różańskiego, Minca.
Ani choćby mru-mru o muzyku (?) Czesławie Mozilu. Bo o ludziach (?), którzy kpią ze Smoleńska 2010 gadać mi się nie chce.
Zero mówienia o Bronisławie Komorowskim, który właśnie wystąpił w ONZ w Nowym Jorku. W godnym dla siebie skądinąd towarzystwie: przed nim wystąpił prezydent znikającego z mapy świata, bo zalewanego przez ocean państwa Kiribati − pan Anote Tongu, a po nim król Suazi Mswati III − dopiero co ożenił się ze swoją 14 żoną (pozostałe żyją i też są żonami). Wybranka ma 18 lat i niedawno została Miss Suazi. Nic nie powiem, bo nie zajmuję się dziwolągami.
Nic też nie napiszę o Angeli Merkel. Bo nie lubię śpiewać w chórze, który chwali ją w Polsce za to, że tyle zrobiła dla Niemiec − bo przecież czyniła to też kosztem naszego kraju. I dlatego, że nie lubię lizusów i merdania ogonem przed obcymi.
Ani się nawet nie zająknę o panu Tomaszu Lisie. Bo nie przepadam za tymi, którzy używają kastetu, obojętnie czy czynią to w mediach, takich jak własny tygodnik, czy własny program TV, a więc w "realu".
Ani nie szepnę o Baracku Husseinie Obamie, który zauważył, że pan Komorowski nie ma już wąsów, ale nie zauważył, że podczas jego obecności w Białym Domu oddał całą Europę Środkowo-Wschodnią w pacht Rosji. Bo nie lubię kpić z politycznych ślepców.
Nic też o ministrze obrony Tomaszu Siemioniaku, który do współpracy z MON zaprosił stowarzyszenie emerytowanych generałów, w którym bryluje gen. Józef Szewczyk, naczelny prokurator wojskowy... w stanie wojennym. Bo nie chce mi się poświęcać czasu i uwagi ani temu panu, który w 1981 roku interweniował, by podwyższyć wyroki dla przywódców strajku w KWK „Wujek”, ani temu panu, którego dziś – i jego kolegów − honoruje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167747-o-czym-ani-slowa-nie-chce-mi-sie-pisac-o-pseudoprawicowych-cwaniakach-ktorzy-dzis-rozbijaja-oboz-niepodleglosciowy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.