Kaja Godek: Nie da się na chłodno podejść do sprawy zabijania dzieci. Ten temat zawsze będzie budził emocje

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.stopaborcji.pl
fot.stopaborcji.pl

"Nie można o zabijaniu ludzi mówić w sposób spokojny, wyprany z emocji" -  mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Kaja Godek, pełnomocnik Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop Aborcji", która w ubiegłym tygodniu referowała obywatelski projekt ustawy zakazujący aborcji dzieci niepełnosprawnych.

Kaja Godek przyznaje, że czuje się rozczarowana wynikiem sejmowej batalii.

Zależało nam na tym, by projekt nie został odrzucony w pierwszym czytaniu. Po cichu liczyliśmy na to, że zostanie przyjęty i skierowany do prac w komisjach. (...) Niestety, stało się inaczej. Posłowie nie chcą się tym tematem zajmować, nie obchodzi ich to, że dzieci w Polsce są zabijane. To przykre

- wyjaśnia.  Przedstawicielka wnioskodawców przyznaje, że debata nad projektem ustawy była emocjonalna, ale jak twierdzi to zachowanie zupełnie naturalne.

To jest taki temat, który będzie budził emocje, bo taka jest jego natura. Nie wyobrażam sobie byśmy siedzieli na spokojnie i zastanawiali się nad tym czy możemy zabijać ludzi, czy jednak nie. I to wszystko na poziomie wypranej z emocji dyskusji akademickiej. Nie wyobrażam sobie tego w takim wydaniu. Po prostu nie da się na chłodno do tego podejść

- wyjaśnia. Godek tłumaczy też dlaczego podczas sejmowej debaty nie używała eufemistycznych określeń, ale mówiła wprost o zabijaniu dzieci.

Jeżeli mamy organizm żywy, a na końcu procesu organizm martwy, to rozmawiamy o zabijaniu. Jeśli mówimy o tym co jest u mamy w brzuchu, to mówimy o dziecku - to wiedza z zakresu biologii, ale obecna także w aktach prawnych

-podkreśla.

Nie od dziś wiadomo, że zwolennicy aborcji wolą używać eufemizmów i chcą, by dyskusja toczyła się w taki sposób byśmy nigdy nie stanęli twarzą w twarz z prawdą. Trzeba sobie jednak pewne sprawy mówić jasno i otwarcie

- mówi Kaja Godek.

Jej zdaniem posłowie, odrzucając projek ustawy, nie zdali egzaminu z człowieczeństwa.

Silniejsi decydują o słabszych. Zdrowi o chorych. To zostało udowodniono w piątek w czasie dyskusji i głosowania: ci, którzy są silniejsi i chronieni przez prawo zdecydowali, że ci słabsi nie będą mieli podstawowego prawa człowieka jakim jest prawo do życia. Tym, którzy głosowali to prawo przysługuje. Trafne są tu słowa Regana, który stwierdził, że ci wszyscy którzy są za aborcją już się urodzili.

- uważa rozmówczyni "Rzeczpospolitej". Jej zdaniem obecny kompromis ws. aborcji oznacza, że państwo dzieli dzieci na lepsze i gorsze. Tym, które uważa za gorsze odmawia prawa do życia. Kaja Godek opowiedziała też o swoich osobistych doświadczeniach związanych z prowadzeniem ciąży, m.in o tym, jak dowiedziała się, że jej syn urodzi się z zespołem Downa.

To wyszło przy okazji jakiegoś badania przesiewowego, na które poszłam zupełnie nieświadoma, że wykrywa ono ewentualny zespół Downa. Dostałam informację, że z dzieckiem dzieje się coś podejrzanego, ale nie wiemy co. Weszłam do gabinetu rozanielona, że za moment obejrzę swoje dziecko na monitorze, a wyszłam kompletnie zdruzgotana. Zaproponowano nam później, że będziemy szukali rozwiązania.

Jak opowiada Godek - tym rozwiązaniem miała być aborcja.

Nie zrobił tego jeden lekarz, ale kilku, bo ja krążyłam po różnych lekarzach. Najgorsze było to, że każdy z nich podchodził do tego najzupełniej naturalnie i mówił o zakończeniu ciąży

- opowiada. Jak przyznaje- aborcja była jedyną propozycją "pomocy" jaką jej zaoferowano.

Sens rozmowy sprowadzał się do tego, że jak nie chcecie usunąć, to nie nasza sprawa tylko wasza, dziękujemy za wizytę

W rozmowie z dziennikiem Kaja Godek odpiera zarzut, że na swoim wystąpieniu w Sejmie usiłowała zbić kapitał polityczny.

Postawiono mi bardzo poważny zarzut, który jest dla mnie upokarzający. Jeśli ktoś chciał mnie obrazić, to mu się udało. Ja wiem gdzie jest moje miejsce, nie należę do żadnej partii politycznej i nie mam takich planów.

- zapewnia.  Obiecuje też, że nadal będzie zabiegać o zmianę prawa.

Nie możemy zlekceważyć prawie pół miliona Polaków, którzy podpisali projekt. Nie możemy im powiedzieć, że skoro posłowie odrzucili ten projekt, to już nic nie da się zrobić i odpuszczamy. Moim zdaniem to Sejm oderwał się od społeczeństwa i teraz trzeba robić wszystko, by się opamiętał. Nie wolno nam tolerować zabijania drugiego człowieka

- mówi Kaja Godek.

ansa/ Rzeczpospolita

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych