Jerzy Bahr, były ambasador Polski w Moskwie wspomina swoje zdziwienie, gdy dowiedział się, że w kwietniu 2010 r. odbędą się dwie uroczystości upamiętniające 70. Rocznice zbrodni katyńskiej. W rozmowie z Wirtualną Polską mówi:
Byłem przestraszony tym, że trzeba to będzie równolegle jakoś sklejać. Na tyle znałem gospodarzy, że wiedziałem, iż jest to coś, czego oni tak łatwo nie zaakceptują, a jeżeli zaakceptują, to w swój właściwy sposób.
Cóż to znaczy? O ile przygotowania do wizyty premiera przebiegły „względnie sprawnie”, z przyjazdem prezydenta od początku były problemy:
Jeśli chodzi o 10 kwietnia, to musieliśmy jakoś "prawą ręką za lewe ucho ciągnąć". Ze strony rosyjskiej nie było gotowości do potraktowania obu ceremonii równolegle jako czegoś równie znaczącego i bez przerwy nam o tym przypominano. Dawano nam do zrozumienia, że np. MSZ zajmuje się jedną wizytą - 7 kwietnia. W sprawie wizyty prezydenta 10 kwietnia umywano ręce. W końcu coś tam wywalczyliśmy, ale przy zdecydowanej niechęci gospodarzy. Jako placówka zrobiliśmy wszystko, co się dało. Tak ważną wizytę zupełnie inaczej przygotowuje się, gdy się czuje spolegliwość partnera, w inny sposób natomiast, gdy czujemy, że jest opór materii. A tego drugiego po rosyjskiej stronie było bardzo dużo.
Co ciekawe, słowa Bahra potwierdzają, że to w Polsce zapadła decyzja o rozdzieleniu wizyt:
Jedno jest pewne, gospodarze na pewno byli zdziwieni dwiema uroczystościami i podejrzewam, że dość dokładnie się temu przyglądają do dziś.
Były ambasador tak wspomina poranek 10 kwietnia:
Moje wrażenie było takie, że dzień jest ponury. Było dość ciemnawo, więc to wszystko, całe to otoczenie, nie wyglądało optymistycznie. Natomiast nie było mgły, albo była bardzo słaba. W bardzo krótkim czasie zrobiło się kompletnie biało. Pamiętam, że w tym najbardziej dramatycznym momencie, gdy zdecydowaliśmy się pojechać za strażą pożarną, to poruszaliśmy się właśnie w takiej bardzo głębokiej mgle.
(…) Minął termin przylotu, a harmonogram pobytu delegacji prezydenckiej był bardzo napięty. W pewnej chwili Rosjanie się nagle jakby zakołysali. Można powiedzieć, że przysiedli z wrażenia. Jeśli naraz coś dziwnego dzieje się z całą grupą to znaczy, że coś się stało. Normalnie ludzie się tak nie zachowują. Nagle pojawiła się też straż pożarna, która we mgle, przecinając boisko, mknęła w stronę, gdzie miał lądować samolot. To było coś nienormalnego. Nikt nie jeździ po pasie, na którym za chwilę ma się odbyć lądowanie. Podjąłem decyzję, że jedziemy za tym wozem strażackim.
Bahr przyznaje, że tuż po katastrofie rządowego tupolewa nie oglądał dokładnie miejsca tragedii:
Zrelacjonowałem to, co widziałem, po czym okazało się, że nie widziałem tego, co było najważniejsze. Byłem przerażony tym, co dostrzegłem. Potem okazało się, że główne miejsce katastrofy znajdowało się dopiero za usypanym z ziemi wałem. Tam znajdowały się szczątki z kołami, ale zobaczyłem je dopiero wieczorem z premierem Tuskiem. Uważam, że w takim wypadku najważniejsze jest to, by zadziałały właściwe służby. Rosjanie zadziałali natychmiast. Ja natomiast w tym pierwszym momencie nie bardzo wiedziałem, do kogo się mam zwrócić, co mam robić. Najbliżsi Polacy byli na tym "cmentarzu". Równocześnie już szedł sygnał - mój kierowca wzywał BOR-owców tych, którzy czekali w miejscu, gdzie miała się odbyć uroczystość.
Jak zatem widać, BOR-u – wbrew wielokrotnym zapewnieniom Mariana Janickiego – na lotnisku nie było.
O zachowaniu „zwykłych” Rosjan po katastrofie ambasador mówi:
Byli wstrząśnięci. Składali wieńce, wpisywali się do księgi kondolencyjnej. Moim zdaniem, jednym z elementów tego gigantycznego załgania, który dzisiaj towarzyszy całej tej sprawie jest to, że się nie mówi o tych ludziach (Rosjanach), że się o nich zapomniało.
(…) Mam przed oczami obraz ambasady w czasach, gdy stosunki między naszymi krajami były najgorsze. Wtedy od czasu do czasu pojawiali się wynajęci przez rosyjskie władze demonstranci, występujący przeciwko Polsce. Kilkunastu ludzi zebranych razem po to, żeby telewizja mogła ich "złapać" i dać to później w wiadomościach. I to jest jak gdyby jeden obraz na zewnątrz ambasady. Drugi obraz, to te same mury, ta sama ambasada, te same zasieki, otaczane nagle setkami, jeśli nie tysiącami, kwiatów i ludzi, którzy je przynoszą. Widać, że to nie jest ustawione, tylko to jest reakcja ludzi. I właśnie w sensie takiego typowo rosyjskiego paradoksu podchodzi do mnie jeden z najwyższych urzędników państwowych. Po wpisaniu się do księgi kondolencyjnej bierze mnie pod rękę i zapewnia, że to, co się dzieje, nie jest przez nich zorganizowane, że oni nie przysłali specjalnie tych ludzi, żeby pokazać nam współczucie. Oczywiście, dla Europejczyka wychowanego w naszej kulturze jest to sytuacja abstrakcyjna, ale z punktu widzenia mentalnego bardzo rosyjska.
Jerzy Bahr docenia takie zdarzenia jak pojawienie się Władimira Putina 1 września 2009 r. na Westerplatte czy pokazanie filmu „Katyń” w rosyjskiej telewizji. Jego zdaniem stosunki polsko-rosyjskie „są normalne”.
Zapytany, co zmieniła katastrofa smoleńska, odpowiada:
Lata, które minęły od niej uwidoczniły na tle polskich dramatów i rozdźwięków, że partner umie grać. Oczywiście to dotyczy różnych rzeczy np. nieoddany wrak . W tym sensie to ma pewne znaczenie, ale piłeczka jest i po naszej stronie. Tak długo, jak będziemy katastrofę traktować jako coś, co rozdziera, dzieli nasze społeczeństwo, to przynajmniej niektórzy z "tamtej strony" mogą być tym zainteresowani. Nie mówię tego pod kątem, iż to jest oficjalna linia polityczna Rosji. Ale to coś takiego, czym można zadziałać, jeżeli sam partner tak się podstawia.
To z jednej strony słuszne podejście, ale z drugiej – złudne. Nie można bowiem zapominać o wielokrotnych prowokacjach rosyjskich (z wrakiem, przeciekami do internetu zdjęć ofiar czy skandalicznego prowadzenia śledztwa i traktowania rodzin smoleńskich), które były obliczone na upokarzanie i dzielenie Polaków.
Z drugiej strony nie można na siłę wyciszać emocji związanych z narodową tragedią tylko ze względu na interesy rosyjskie. Samopoczucie i strategia Kremla jest naprawdę mało istotna wobec prawdy – tak deficytowej w tej sprawie.
wp.pl, znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167613-jerzy-bahr-przyznaje-ze-to-w-polsce-rozdzielono-katynskie-wizyty-gospodarze-na-pewno-byli-zdziwieni-dwiema-uroczystosciami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.