Czy jeśli PiS nie zdobędzie bezwzględnej większości, to nie będzie rządził? Lista możliwych koalicjantów nie jest wcale taka krótka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Jarosław Kaczyński mówi, że celem Prawa i Sprawiedliwości przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi jest osiągnięcie wyniku pozwalającego na samodzielne rządy. Rzecz by się chciało – kto by tego nie chciał? Prezes PiS na pewno jednak zdaje sobie sprawę, że jest to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Dodajmy, że na dzień dzisiejszy mało prawdopodobny.

Bo choć niemal wszyscy komentatorzy sceny politycznej twierdzą, że tej partii przypadnie pierwsze miejsce, to wynik w granicach 40% może nie wystarczyć do samodzielnego rządzenia. Tym bardziej, gdyby zmieniono metodę liczenia głosów z d'Hondta na Sainte-Laguë. Ta ostatnia obowiązywała podczas wyborów 2001 r. Ze swojej natury promuje ona ugrupowania, które otrzymały słabszy wynik: wtedy AWS ustalając tę metodę na czas wyborów chciał się ratować (plan się nie powiódł, bo AWS nie przekroczył progu wyborczego). Dlatego też SLD nie było w stanie samodzielnie rządzić. Tak samo może zdarzyć się i tym razem.

Politycy PiS mówią czasami, że nie są pewni, czy warto w ogóle rządzić Polską w sytuacji, gdy PiS nie zdobędzie bezwzględnej większości. Znany jest również bon mot o braku zdolności koalicyjnej tej partii. Wybory jednak wiele rzeczy weryfikują: na zwycięzcę zawsze patrzy się łaskawszym okiem. Dowodem na to jest chociażby sytuacja w Elblągu, gdzie choć PiS wygrywając nie zdobył samodzielnej większości (zdaniem polityków tej partii z winy Solidarnej Polski), to jednak zdołał dogadać się z innymi podmiotami w miejskiej radzie.

Warto zastanowić się, jakie są możliwości konfiguracji koalicyjnych po wyborach 2015 r. oraz temu, jakie są wady i zalety poszczególnych rozwiązań.

Wariant I:

PiS + PSL

Polskie Stronnictwo Ludowe przez ogromną część okresu wolnej Polski i na pewno działacze tej partii nie byliby zmartwieni, gdyby zaproponowano im to po raz kolejny. Prawo i Sprawiedliwość zarzuca często politykom PSL-u, że nie są twardym koalicjantem Platformy. Gdyby tym dwom partiom przyszło rządzić wspólnie, to raczej zarzut o zbyt miękką postawę wobec większego koalicjanta by już ze strony partii Jarosława Kaczyńskiego nie padał. Politycy PiS niekiedy dają do zrozumienia, że PSL-owi „już wystarczy” tego ciągłego zasiadania w rządzie. Dlatego choć taka koalicja byłaby zapewne do przyjęcia dla obu tych formacji, to PiS nie powinien się ograniczać tylko do rozmów z Polskim Stronnictwem Ludowym.

Wariant II:

PiS + SLD

Konfiguracja na pierwszy rzut oka egzotyczna, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: ideały w zakresie kwestii socjalnych te dwie partie mają zbliżone. Leszek Miller ciągle powtarza, że Sojusz Lewicy Demokratycznej wejdzie w koalicję tylko wtedy, gdy będzie mógł realizować swój program. Jeśli jest to dla niego rzeczywiście kryterium rozstrzygające, to nie powinien się wahać, a i Jarosław Kaczyński na stworzenie takiej szerokiej koalicji mógłby przystać. Musiałoby zostać spełnionych kilka warunków. Po pierwsze, prezes PiS musiałby powtórzyć to, co zrobił w kampanii prezydenckiej w 2010 r.: wyraźnie powiedzieć, że traktuje SLD jak lewicę, a nie jak postkomunę. Ktoś mógłby pomyśleć, że taka postawa zrazi część elektoratu PiS. Być może jednak warto zaryzykować. Niosłoby to też dodatkową korzyść, z punktu widzenia PiS: wepchnąłby on w ostrą retorykę Ruch Narodowy. Poza tym nie ukrywajmy: żelazny elektorat i tak zagłosuje na PiS. Po drugie, Leszek Miller musiałby przestać odwoływać się do kwestii śmierci Barbary Blidy, co często robi. Wydaje się, że prezes SLD na dzień dzisiejszy bardziej by się skłaniał ku koalicji z PO (lub tym, co pozostanie po wyborach z PO), ale nie może nie dostrzegać bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie kwestii związków zawodowych. O ile PiS współpracuje z Solidarnością, o tyle SLD wspiera (z wzajemnością) OPZZ. Nie jest wykluczone, że związkowcy wybiją Sojuszowi z głowy koalicję z partią, przeciwko której działaniom tak konsekwentnie protestowali. Dlatego absolutnie takiej koalicji nie można wykluczyć.

Wariant III:

PiS + SP

Jeśli Solidarna Polska wejdzie do Sejmu, to stanie się niejako naturalnym koalicjantem PiS. Nie jest jednak pewne, czy Jarosław Kaczyński w ogóle chciałby podejmować z byłymi działaczami swojej partii jakąkolwiek rozmowę. Niewykluczone, że prezes PiS przy formowaniu rządu w ogóle pominąłby SP, natomiast gdyby partia Ziobry zagłosuje przeciwko wotum zaufania dla nowego gabinetu mógłby powiedzieć: „Patrzcie, oni nie chcą zmiany po złych rządach Platformy” licząc, że zdyskredytuje ich w oczach wyborców zmęczonych Tuskiem i jego ekipą. I miałby dużo racji.

Wariant IV:

PiS + KNP

Janusz Korwin-Mikke niedawno napisał na łamach jednego z tygodników, że mógłby stworzyć koalicję z PiS, gdyby zostały zrealizowane postulaty z jego programu. W innych wypowiedziach prezes Kongresu Nowej Prawicy utrzymuje:

Oni tak bardzo chcą władzy, że my do nich przyjdziemy i powiemy: jak nie spełnicie naszych postulatów, to pójdziemy do tych drugich. Tamci też chcą władzy i się zgodzą

Czyli uważa, że będzie trzymał zwycięzcę wyborów w szachu. Trzeba powiedzieć, że to dość odważna deklaracja. Niewykluczone, że Jarosław Kaczyński wolałby  nie tworzyć rządu niż tworzyć go z formacją tak odległą ideowo od PiS – i na przykład grać na przedterminowe wybory. Zaznaczyć trzeba, że mało prawdopodobne, by KNP w ogóle sforsował próg wyborczy.

* * *

Powyższe warianty zostały uporządkowane w kolejności od najbardziej do najmniej prawdopodobnego, w opinii autora. Nie uwzględniłem tu wariantów w rodzaju PiS + Republikanie czy PiS + Partia Gowina, gdyż na razie nie wiadomo, w jakiej konfiguracji te byty polityczne będą startować w wyborach.

Podsumowując, wcale nie jest prawdziwe twierdzenie, że PiS po wygranych wyborach, jeśli nie zdobędzie bezwzględnej większości, to nie ma szans rządzić. Ma, i to spore. Natomiast działacze tej partii muszą pamiętać, że przez czas pozostały do wyborów nie powinni (nadmiernie) zrażać do siebie potencjalnych koalicjantów i mówić rzeczy, które mogłyby przyszłą współpracę uniemożliwić.

 

Szymon Huptyś

 

 

---------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------

Warto kupić tę książkę!

"Alfabet Braci Kaczyńskich"

autorzy:Jarosław Kaczyński, Michał Karnowski, Piotr Zaremba, Lech Kaczyński.

"Alfabet Braci Kaczyńskich"to pasjonująca opowieść o życiu dwóch niezwykłych postaci: odważnych i mądrych polityków, kochających się braci i synów. W przypadku Prezydenta - także kochającego męża i ojca. Ta książka to historia ich prywatnego i publicznego życia, przesiąkniętego codziennym patriotyzmem, poświęceniem Polsce.

Alfabet Braci Kaczyńskich

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych