Ostatnie ataki na wybranych ekspertów Zespołu Parlamentarnego, a także próby zdyskredytowania jego szefa, Antoniego Macierewicza, pokazują że strona rządowa zaplanowała ostateczne odzyskanie inicjatywy w sprawie Smoleńska.
Większość analityków skupia się na doraźnych korzyściach wizerunkowych jakie zaplanowano dla Zespołu Laska, a także próbom uniknięcia otwartej konfrontacji przez ekspertów KBWLLP. Cele te są zrozumiałe, nawet jeśli przyjmiemy że doktor Lasek ma kilka tysięcy stron nieopublikowanych dokumentów, mogących stanowić „asy w rękawie” Komisji, a które, jak to określił kiedyś pułkownik Grochowski, „objęto szczególną ochroną”. W mojej ocenie operacja ma jednak mieć znacznie szerszy zasięg niż doraźny, a cała sprawa Smoleńska ma wreszcie zostać skutecznie i bezapelacyjnie zamieciona pod dywan.
W związku ze skandalicznym prowadzeniem badania katastrofy przez Komisję Millera, ukierunkowany głównie na wskazanie opinii publicznej wewnętrznych sprzeczności i pospolitych kłamstw w oficjalnej narracji, a jednocześnie-w związku z brakiem dostępu do podstawowych dowodów, które znajdują się w Rosji- maksymalnie ograniczony w kwestii definiowania zamkniętych scenariuszy przebiegu katastrofy przekaz ekspertów ZP na takiej publicznej debacie zdominowałby ją i dotarł do świadomości społecznej. Tak ukierunkowana i prowadzona przez naukowców skupionych wokół Antoniego Macierewicza z wyjątkową dyscypliną intelektualną debata nie mogłaby się zakończyć propagandowym zwycięstwem Laska, ponieważ jego ludzie wyprodukowali zbyt dużo widocznych gołym okiem absurdów, aby przekonać osoby na co dzień niezainteresowane Smoleńskiem do swojej wersji wydarzeń. Oczywiście, umiejętne wykorzystanie przez stronę rządową asymetrii w dostępie do dowodów stanowiłoby w niektórych kwestiach niewątpliwy merytoryczny problem dla ekspertów Zespołu Parlamentarnego, którzy na każdym kroku w swojej publicznej działalności natrafiają się na blokadę informacyjną, ale mimo wszystko nie sądzę, aby zapobiegło to kompromitacji oficjalnych „wyjaśniaczy” katastrofy, którzy bardziej markują wiedzę o zdarzeniu które mieli przebadać, niż ją posiadają.
Wydaje się, że sama debata nie ma jednak takiego znaczenia, jak powszechnie się jej przypisuje. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że władza dopuści do publicznej debaty, w której wezmą udział dwie strony, i nad którą nie ma pełnej kontroli.
Przypadkowa zbieżność dat
Należy przypomnieć, że na początku września 2013 roku prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Michał Kleiber poinformował, że skierował do Antoniego Macierewicza i Macieja Laska list z propozycją zorganizowania debaty ekspertów na temat katastrofy smoleńskiej. To kolejny ruch Kleibera, który od kwietnia nosił się z zamiarem zaproponowania obu stronom szczegółowych ram merytorycznej dyskusji.
Oczywiście nie mam żadnych podstaw, aby nie wierzyć w dobrą wolę profesora Kleibera, ale nie od rzeczy będzie przypomnieć, że to właśnie we wrześniu mija termin zgłaszania referatów na II Konferencję Smoleńską, planowaną na październik, a organizowaną przez profesora Piotra Witakowskiego. W konferencji tej udział wezmą także osoby związane z Zespołem Antoniego Macierewicza. Doktor Maciej Lasek nie wyraził jednak zainteresowania uczestnictwem w niej.
Już pierwsza konferencja, która odbyła się w październiku 2012 roku była sukcesem- nie tylko zgromadziła ponad 100 naukowców, ale wystąpiły na niej także osoby, które w sposób oczywisty nigdy się z Zespołem Parlamentarnym nie identyfikowały. Nie ulega więc wątpliwości, że Witakowskiemu udało się dotrzeć do grona naukowców, którzy, mimo różnych poglądów na możliwe przyczyny katastrofy, jednak potrafili wydać wspólne, końcowe stanowisko. Wystąpiono do świata nauki o intensyfikację badań nad tragedią. To samo w sobie było osiągnięciem. II Konferencja ma dotyczyć większej ilości dyscyplin naukowych niż pierwsza.
Jakiekolwiek szczytne motywy nie kierowały profesorem Kleiberem, to najpierw informacje o planowanej przez niego debacie, a później odpowiedzi obu zaproszonych stron przykryły medialnie II Konferencję Smoleńską. Później doszło do prowokacji- i było już tylko gorzej. Inicjatywa profesora była bowiem katalizatorem, który uruchomił cały aparat państwowy – od ministrów rządu Donalda Tuska po usłużne media- w celu skompromitowania przeciwników oficjalnej wersji zdarzeń przy wykorzystaniu metod działania, właściwych państwom totalitarnym. Doktor Maciej Lasek szybko zaś próbował wprowadzić prezesa PAN „na kurs i ścieżkę”, niedwuznacznie sugerując, kogo widzi w roli recenzenta zgłoszonych na konferencję prac.
Rola prokuratury
Udział co najmniej jednego z referentów śledztwa smoleńskiego, jak również kpt. Marcina Maksjana w przekazaniu Agnieszce Kublik z „Gazety Wyborczej” informacji o zeznaniach profesorów: Jacka Rońdy, Jana Obrębskiego i Wiesława Biniendy, wydaje się nie ulegać wątpliwości, pomimo że śledczy oficjalnie temu zaprzeczyli. Wypowiedź Maksjana, zamieszczona w paszkwilu Agnieszki Kublik, nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości, że miał on wiedzę o tych zeznaniach. Musiał zatem posiadać zgodę jednego z prokuratorów prowadzących śledztwo na jej przekazanie mediom. Późniejsze odtajnienie całości zeznań naukowców było już wyłącznie rozpaczliwą obroną konkretnych prokuratorów i nieudolną próbą zasłonięcia się pełną jawnością.
W ciągu ostatniego roku prokuratura przeszła długą drogę w celu zamknięcia śledztwa „na siłę”, chociaż pozbawiona jest wielu dowodów. Narzuca mi się w tym miejscy smutna analogia z KBWLLP: to samo, co zdarzyło się Komisji Millera pomiędzy wytworzeniem na jesieni 2010 roku konkretnych i merytorycznych Uwag do projektu raportu MAK, a opublikowaniem pół roku później skandalicznego, pełnego błędów, napisanego bez żadnych dowodów wymienionych w „Uwagach”- i częściowo fałszującego rzeczywistość Raportu Millera- musiało spotkać w ostatnim roku także wojskowych śledczych.
Prokuratura Wojskowa nigdy- głównie z powodu własnych błędów, bezduszności dla rodzin ofiar i arogancji- nie miała dobrej prasy. Światełko w tunelu pojawiło się przed I Konferencją Smoleńską, kiedy śledczy zdecydowali o udostępnieniu naukowcom biorącym w niej udział ekspertyzy firmy ATM. Niedostateczny poziom merytoryczny ekspertyzy ujawnił, jak mizernym materiałem dysponuje prokuratura, prowadząca najważniejsze w Polsce śledztwo.
Niestety, tragifarsa w odcinkach z wynikami badań materiałów wybuchowych jasno pokazała, że do ekipy śledczych prowadzących sprawę Smoleńska nie można mieć zaufania. Ujawnienie zeznań naukowców współpracujących z Zespołem Parlamentarnym- samo w sobie bezprecedensowe- jest ostatecznym dowodem na uwikłanie prokuratury w czysto polityczną grę po stronie władzy i świadectwem, że Antoni Macierewicz miał rację, konsekwentnie żądając odsunięcia wojskowych śledczych od sprawy. Powodów przekazania informacji „Gazecie Wyborczej” możemy się tylko domyślać, podobnie jak związku tych działań z niedawną wizytą w Rosji Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta, który w rozmowie z szefem Komitetu Śledczego FR, Aleksandrem Bastrykinem, zadeklarował, że strona polska zrobi wszystko, aby śledztwo zostało zakończone, tym bardziej, że po stronie polskiej „istnieją pewne rezerwy”. Trudno odebrać to inaczej jak chęć szybkiego zamknięcia sprawy ogłoszeniem winy załogi (i być może kontrolerów)- tym bardziej, że Rosjanie zadeklarowali, iż swoje śledztwo przedłużają do 10 grudnia, a Bastrykin zwrócił się do prokuratorów prowadzących śledztwo rosyjskie o „zintensyfikowanie postępowania”.
Jak ujawniła jedna z osób luźno związanych z Zespołem Laska, jego członkowie już od jakiegoś czasu bywali w prokuraturze, gdzie przekazywano im informacje- sam Lasek przyznał, że otrzymał od śledczych tę samą ekspertyzę ATM, która rok temu została udostępniona naukowcom przed Konferencją Smoleńską, a także ekspertyzę rozmów w kokpicie opracowaną przez Instytut Ekspertyz Sądowych- dokument, o którym niezależni badacze mogą tylko marzyć. Taka kooperacja, w sytuacji gdy śledczy nie odpowiadają na pytania drugiej strony, a rodziny ofiar mają ciągłe proceduralne problemy- nie wygląda najlepiej. Trudno sobie wreszcie wyobrazić, by po ujawnieniu całości zeznań naukowców, w tym także luźniej sformułowanych odpowiedzi na pytania śledczych, ktoś jeszcze miał ochotę na powiedzenie w ich obecności choćby jednego słowa więcej, niż jest to absolutnie niezbędne. Prokuratorzy pokazali, że wszystko, co przesłuchiwany świadek powie- zostanie bez wahania wykorzystane przeciwko niemu, jeśli takie będzie polityczne zapotrzebowanie.
Ostrzeżenie numer jeden
18 września, już po odtajnieniu zeznań trzech profesorów, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Barbara Kudrycka, zagrzmiała na Twitterze: „publicznie ogłaszane eksperckie analizy naukowców na tematy wykraczające poza ich naukowe kompetencje to naruszenie Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego. I dlatego wypowiedzi „ekspertów” Macierewicza to prawdziwy atak na powagę polskiej nauki.”
Na odpowiedź na twitterowe dictum nie trzeba było długo czekać. Rektorzy: Politechniki Warszawskiej, prof. Jan Szmidt, i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej- prof. Tadeusz Słomka- bezbłędnie odnaleźli się w nowej, potencjalnie groźnej rzeczywistości. We wspólnym oświadczeniu uprzedzili ewentualne niewygodne pytania, podkreślając, że profesorowie: Rońda i Obrębski „nie prowadzą badań związanych z tematyką katastrof lotniczych”. Rektorzy zadbali, aby obu uczelni nie łączyć z pracami obu ekspertów dla Zespołu Parlamentarnego (którzy zresztą nigdy nie sugerowali, że wypowiadają się w imieniu innym niż swoje własne). Odpowiednio nagłośnione oświadczenie stanowi czytelny, choć podprogowy przekaz dla świata nauki.
Ostrzeżenie numer dwa
Wszyscy zainteresowani sprawą Smoleńska powinni zainteresować się kuriozalną wypowiedzią Romana Giertycha, która z niewiadomych względów nie odbiła się tak szerokim echem, jak na to zasługuje. Rytualnie pohukujący na ministra Macierewicza mecenas wyjawił bowiem, że z jednego z komputerów ekspertów Zespołu Parlamentarnego były rozsyłane… wulgarne i antysemickie e-maile, o czym on, Giertych, wie z jednej ze spraw, które prowadzi w ramach swoich zawodowych obowiązków.
Pomijając absurdalność takiego zarzutu trzeba sobie uświadomić, że ktoś, kto mecenasowi tę informację przekazał, raczej ma dostęp do komputera, o którym mowa. A zatem przynajmniej jeden z ekspertów jest inwigilowany. Metody- zarówno inwigilacji, jak i kontrolowanego przecieku - pochodzą zaś z wiecznie żywego arsenału sukcesorów Służby Bezpieczeństwa i WSI. Nie ma w tym momencie znaczenia, kto jest rezonatorem, i czy jest świadomy po co mówi to, co mówi.
Oczywiście, skoro już uzyskało się dostęp do interesującego komputera, to w razie konieczności jest możliwa prowokacja i spreparowanie takiego e-maila, który spowoduje, że odpowiedni minister niezwłocznie „pójdzie” po krnąbrnego eksperta, a Zespół Parlamentarny będzie miał koszmarny problem wizerunkowy. Na razie powinni się zatem bać trzej profesorowie (ponieważ żadne konkretne nazwisko w informacji Giertycha nie padło, co samo w sobie jest charakterystyczne, a jednocześnie uniemożliwia naukowcom podjęcie odpowiednich kroków prawnych), a także wszyscy, którzy z Zespołem współpracują, bo skoro już udało się odkryć w szeregach naukowców jednego wulgarnego antysemitę, to możliwości na przyszłość są praktycznie nieograniczone.
Komu to służy?
Zespół dr.inż. Laska pozornie pozostaje poza całą medialną burzą, którą rozpętała Agnieszka Kublik, a następnie dołączyła się do niej Prokuratura Wojskowa, i głównie zajmuje się robieniem uników przed konfrontacją z ekspertami Macierewicza. Szukając prawdziwych animatorów ostatnich wydarzeń należy jednak mieć w tyle głowy zdanie, które sam doktor Lasek napisał wieczorem tego właśnie dnia, gdy paszkwil „Gazety Wyborczej” ujrzał światło dzienne: „To jeszcze nie koniec ;-)”.
I w ten sposób trafiliśmy w okolice Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, na którego polecenie działa Zespół dr.inż. Laska.
Co może stać się dalej?
Zarówno Antoni Macierewicz, jak i współpracujący z nim eksperci poddani są największej ofensywie propagandowej od początku tragedii smoleńskiej. Strona rządowa ujawniła część arsenału którym dysponuje: inwigilacja, preparowanie oskarżeń o wydumane przewinienia, usłużna prokuratura, kontrolowane przecieki, zaprzyjaźnione media, naciski ze strony odpowiedniego ministerstwa i wiernopoddańcze gesty władz uczelni. Te działania będą intensywnie i konsekwentnie prowadzone wobec wszystkich, którzy wydadzą się rządzącym z jakichś powodów niewygodni.
Każdy, nawet drobny błąd, każda nieudokumentowana merytorycznie wypowiedź ekspertów zostaną wyolbrzymione i powtórzone dziesiątki razy. Wszystko, co powiedzą, jeśli tylko będzie wątpliwe, zostanie wykorzystane przeciwko nim.
Zespół Laska, oprócz stawiania w mediach zasłony dymnej i skupiania na sobie ich uwagi, dezawuuje samych ekspertów Zespołu, konsekwentnie tworząc przekaz, że nie ma z kim rozmawiać, powtarzany aż do znudzenia przez kolejne rezonatory, i będzie robić to nadal. Tym samym nie tylko unika konfrontacji, ale i umniejsza znaczenie zbliżającej się II Konferencji Smoleńskiej, nad którą władza nie ma żadnej kontroli.
Jeśli prawdą jest, że prokuratura chce szybko zamknąć śledztwo, to może się to stać w okolicach kolejnej rocznicy tragedii – najlepiej, jeśli nie chce się sprowokować „wariantu siłowego” (co zresztą wcale nie jest pewne)- tuż po niej. Wrześniowa wypowiedź Macieja Laska, że przygotowania do konferencji, którą podjął się zorganizować profesor Kleiber, powinny potrwać około pół roku, potwierdza, iż cała operacja zamknięcia śledztwa może zostać poprzedzona konferencją naukową pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk, w której eksperci KBWLLP, jako jedyni w kraju namaszczeni fachowcy od badania katastrof lotniczych, będą konferować sami ze sobą i przekonywać widzów o winie pilotów. Jeśli prezes PAN okaże się niewystarczająco asertywny, to skompromitowani nagonką medialną, zarzutami o antysemityzm i kolejnymi prowokacjami „pseudoeksperci” Zespołu Parlamentarnego, nie zostaną w ogóle dopuszczeni do debaty przez wskazanych przez dr. Laska recenzentów, jako niespełniający wymagań organizatora konferencji nie-fachowcy od katastrof lotniczych. Nad wszystkim dyskretnie czuwać będzie zaś Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Kiedy już pod auspicjami PAN zostanie wbity milion gwoździ w milion desek i ogłoszona wina pilotów oraz kontrolerów, prokuratura z czystym sumieniem zakończy śledztwo, wskazując na tych samych winnych. Dzięki temu nikt nie będzie musiał sobie więcej zawracać głowy trotylem, wrakiem i brakiem sekcji zwłok ofiar. Jeśli zaś nakreślony powyżej korzystny dla władzy scenariusz nie da się zrealizować w całości, to wykonane zostaną jego możliwe fragmenty. Nie należy się jednak spodziewać, że propagandowa ofensywa ucichnie, niezależnie od tego, co opozycja zrobi i powie w sprawie Smoleńska. Będzie wprost przeciwnie. Ta sprawa zbyt długo psuje rządzącym krew, aby ciągnąć ją w nieskończoność- szczególnie w perspektywie nadchodzących wyborów.
Co robić?
Zespół dr.inż.Laska powstał, aby tłumaczyć oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej. Jest instytucją podlegającą rygorom prawa, w tym Ustawy o informacji publicznej, i ma obowiązek odpowiadania na pytania. Oczywiście muszą one być zadawane tak, aby nie udało mu się zasłonić „szczególną ochroną” materiałów, którymi dysponuje Zespół. Należy dążyć do tego, aby jak największa ilość danych dostępnych tylko byłym członkom KBWLLP stała się własnością publiczną, danymi, na których mogą pracować niezależni naukowcy (lub które mogą oni z pełną świadomością odrzucić jako nieprzydatne).
Zbliża się naprawdę ostatni moment na uniemożliwienie prokuraturze dopchnięcie śledztwa smoleńskiego „butem”. Konieczna jest jeszcze ściślejsza współpraca między rodzinami ofiar a osobami, które są w stanie wytworzyć poprawne merytorycznie wnioski dowodowe. Takie wnioski strony postępowania mają pełne prawo nie tylko złożyć, ale i w miarę możliwości kontrolować ich realizację.
Po bezprecedensowym ujawnieniu zeznań świadków jest okazja, aby środowisko naukowe (choćby z okazji II Konferencji Smoleńskiej), przy poparciu rodzin ofiar, wykorzystało wszystkie możliwości, aby zmusić prokuraturę do ujawnienia całości materiałów śledztwa, z wyłączeniem tych z kancelarii tajnej. Jeśli zaś prezesowi Polskiej Akademii Nauk rzeczywiście zależy na wyjaśnieniu okoliczności tragedii i rzetelnej debacie o Smoleńsku (a nie ma żadnych powodów, aby w to nie wierzyć), to powinien przynajmniej patronować tej akcji. Postulaty środowiska naukowego powinny uzyskać odpowiedni do wagi sprawy medialny rozgłos i wsparcie PAN.
Trudno bowiem wyobrazić sobie zbliżenie się do wyjaśnienia przyczyn tragedii smoleńskiej bez szerokiego dostępu do dowodów i materiału źródłowego. Nic zaś nie zbliża nas do prawdy, jak niezależne badania prowadzone przez jak największą liczbę niezależnych naukowców, cieszących się- oprócz wybitnych osiągnięć zawodowych- życzliwością prezesa Polskiej Akademii Nauk, któremu wszak zależy na rzetelnym wyjaśnieniu wszystkich okoliczności największej tragedii, jaka spotkała Polskę po 1945 roku. Jest to szczególnie potrzebne w sytuacji, gdy Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego pozwala sobie na prawie otwarte stygmatyzowanie naukowców zajmujących się Smoleńskiem.
Najbliższe miesiące pokażą, jak zakończy się inicjatywa profesora Michała Kleibera, i jaką rzeczywistą rolę spełni w planowanej przez władzę pacyfikacji nastrojów niezadowolonych z oficjalnego wyjaśnienia tragedii, połączonej z monopolizacją, a następnie wygaszeniem smoleńskiego przekazu.
Niniejszy tekst stanowi wyłącznie wyrażenie poglądów autora.
--------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę:"Lech Kaczyński"
autorzy:Sławomir Cenckiewicz, Chmielecki Adam, Kowalski Janusz, Piekarska Anna K.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167009-dopychanie-smolenska-kolanem-doktor-maciej-lasek-szybko-probowal-wprowadzic-prezesa-pan-na-kurs-i-sciezke