Niemcy mają i okręgi jednomandatowe, i reprezentację proporcjonalną. Wynalazek z niemieckich wyborów federalnych przyjmuje się na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii

Budynek Bundestagu. Fot. PAP/EPA
Budynek Bundestagu. Fot. PAP/EPA

Unikalna w świecie ordynacja obowiązuje w dzisiejszych wyborach do Bundestagu. Niemcy są sławne z dobrych wynalazków raczej technicznych niż politycznych. Ale niemieckim pomysłem jest połączenie zalet jednomandatowych okręgów wyborczych – systemu większościowego– z zaletami proporcjonalności. Wynalazek „ordynacji mieszanej” przyjął się już między innymi na Węgrzech. Lecz tylko częściowo. Ani Węgrzy, ani nikt inny nie odważył się zastosować wersji pełnej, zrywającej ze starą tradycją stałej liczebności parlamentu. Bundestag złożony z ilu posłów wybiorą dziś Niemcy? Z góry nie wiadomo.

Wybierając Bundestag, każdy niemiecki wyborca oddaje dwa głosy: pierwszy na kandydata w jednomandatowym okręgu wyborczym – JOW – a drugi na regionalną listę partii politycznej (lub koalicji, stowarzyszenia albo grupy obywateli). Kandydat wygrywający zwykłą większością w okręgu jednomandatowym zostaje posłem niezależnie od tego, czy jego partia (koalicja, stowarzyszenie, grupa) osiąga próg wyborczy w skali państwa – wysoki próg 5 procent, podobny jak do polskiego Sejmu. Poseł w ten sposób wybrany musi zachowywać mocny związek z wyborcami w okręgu i dbać o lokalne sprawy. Istnieje 299 okręgów jednomandatowych do Bundestagu, liczących średnio po 270 tysięcy mieszkańców. Są dużo mniejsze i zapewniają bliższą więź wybranego z wybierającymi, niż okręgi do Senatu RP.

Kolejnych 299 lub więcej kandydatów wchodzi do Bundestagu z list regionalnych. Regionami są landy, zatem posłowie tak wybrani mają mocną motywację do dbania o interesy landów obok spraw ogólnopaństwowych. Z list regionalnych każdej partii (koalicji, stowarzyszenia, grupy) dobieranych jest tylu posłów, aby łączny procent jej mandatów w Bundestagu – wliczając zdobyte w okręgach jednomandatowych – odpowiadał procentowi głosów zdobytych przez listy w skali całego państwa. Gdy na przykład listy partii liberalnej zdobywają 10 procent głosów w całych Niemczech, partia dostaje około 10 procent mandatów w całym Bundestagu. Jeśli wprowadziła już tylu posłów z okręgów jednomandatowych, że stanowią 4 procent izby, kolejne 6 procent – dopełnienie do 10 procent – wchodzi z list. Dla maksymalnej reprezentatywności partie (koalicje, stowarzyszenia, grupy), które wygrywają w przynajmniej 3 okręgach jednomandatowych, są zwolnione z progu wyborczego. Poparcie wykazane ponadlokalnie otwiera prostą drogę do polityki federalnej.

Jak duży będzie Bundestag od jutra? Zależnie od szczegółowych różnic między wynikami głosowań w okręgach jednomandatowych a w skali państwa, dobranie 299 kandydatów z list może, ale nie musi wystarczyć. Cała izba może, ale nie musi liczyć 598 posłów. Teoretyczne maksimum wynosi aż 800.

Izby niższe parlamentów narodowych największych państw zachodnich poza Niemcami są wybierane w prostym systemie większościowym. Tylko JOW istnieją w wyborach do amerykańskiej Izby Reprezentantów, francuskiego Zgromadzenia Narodowego i brytyjskiej Izby Gmin. Świetnie wiąże to parlamentarzystów z obywatelami, ale jednocześnie rodzi niebezpieczeństwo, że partia polityczna mająca największe, ale nierówno rozłożone geograficznie poparcie obywateli, nie dostaje większości mandatów. Albo że partia popierana przez dużą część wyborców – na przykład 15 procent, lecz rozproszone po całym państwie –nie dostaje ani jednego mandatu i jest spychana poza politykę parlamentarną, na ulicę lub do podziemia.

Zwolennicy JOW krytykują niemiecki system za „zgniły kompromis”. Zwłaszcza za obecność list, na które wpisani kandydaci zostają posłami dzięki poparciu nie wyborców, lecz kierownictw lub wodzów partyjnych. Zwolennicy proporcjonalności głoszą, że nie ma innej metody poszanowania woli narodu i jednocześnie zapewnienia reprezentacji mniejszościom. Chwalą listy między innymi za ułatwienie wprowadzania do parlamentu ekspertów i przedstawicieli ważnych grup społecznych, cennych dla polityki państwowej mimo braku poparcia lokalnego.

W niektórych krajach Europy i świata zwycięża pogląd, że „ordynacja mieszana” ma sumę zalet, nie wad systemu większościowego i systemu proporcjonalnego. W Europie według ordynacji podobnej, jak do Bundestagu, wybierane jest jednoizbowe Zgromadzenie Narodowe Węgier. Również – trzy ważne jednoizbowe zgromadzenia regionalne w Wielkiej Brytanii: Parlament Szkocki, Zgromadzenie Narodowe Walii i Zgromadzenie Londynu(Wielkiego Londynu o ponad 8 milionach mieszkańców). Wszędzie tam wprowadzono JOW obok list, ale pełna proporcjonalność nie jest gwarantowana, bo liczba posłów pozostaje niezmienna. Dlatego koalicja Fidesz – Węgierskiej Unii Obywatelskiej z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową mogła otrzymać konstytucyjną większość 68% mandatów w Zgromadzeniu Narodowym na podstawie tylko absolutnej większości 53% głosów wyborców. Wiele innych krajów używa pozornie podobnego systemu „głosowania równoległego”: część parlamentu wybierana jest w JOW, inna część z list, ale zupełnie osobno, nie zapewniając nawet tylko przybliżonej proporcjonalności sumy mandatów.

Tylko Niemcy poszły na całość. Każdy wyborca ma własnego lokalnego posła, z którym może umówić się na rozmowę przy kawie, a zarazem niezakłócona jest wola wszystkich wyborców jako całości, kto ma rządzić i stanowić prawo. Cena nawet 202 dodatkowych stanowisk pracy dla posłów jest umiarkowana przy tak wielkich korzyściach. Niemcy wynalazły parlament o napędzie hybrydowym. Dla jednych to mercedes światowego rynku demokratycznej polityki, dla innych tylko volkswagen, ale na pewno innowacyjny. Warto i z Polski przyjrzeć się eksperymentom wyborczym już nie tylko Niemców, także Węgrów i Brytyjczyków. To dobre marki.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.