Już niemal dwa lata funkcjonuje na naszej scenie politycznej partia Zbigniewa Ziobry i Jacka Kurskiego. Od początku uważałem, iż wymarsz z „Prawa i Sprawiedliwości” był dla secesjonistów dużym błędem politycznym, ale z drugiej strony starałem się ze spokojem, a nawet – choć to trudne – pewnym zrozumieniem postrzegać działanie liderów nowej partii.
Nie chcę więc teraz analizować szans SP na przetrwanie, zastanawiać się nad strategią partii, czy - jak twierdzą złośliwi - brakiem strategii. Było to przedmiotem licznych publikacji autorów dużo większego formatu niż ja i kolejne rozważania w tym zakresie nie miałyby w sobie nic odkrywczego.
Nie chcę też wchodzić w dyskusję na temat wyborów uzupełniających do Senatu, jakie miały miejsce ostatnio na Podkarpaciu. Nie wiem, czy kandydat SP o znajomo brzmiącym nazwisku Ziobro był ofiarą brudnej, czy nawet bezprawnej kampanii, czy też nie. Jeżeli tak, to i on sam i partia mają prawo się bronić. Chciałbym tylko, by ewentualne oskarżenia kierowali pod adresem tych, którzy realnie dopuścili się czynów niegodziwych, czy wręcz bezprawnych. Jak na razie idzie im to nie najlepiej, bo w sprawie przynależności Kazimierza Ziobry do PZPR kandydat SP kłamał, czy jak lubią mówić politycy, mijał się z prawdą. Ale, przyznam szczerze, nie mój to problem i nie specjalnie mnie to zajmuje.
Za to niezwykle dla mnie ważna jest sprawa wyjaśnienia wszystkich okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Moim zdaniem jest to jedna z najważniejszych powinności państwa polskiego, będąca funkcją stanu naszej suwerenności, ale też zobowiązaniem wobec wszystkich ofiar. Dlatego też tak wielkim rozczarowaniem są działania podejmowane w tej sprawie przez organy państwa. Właściwie jest to pasmo kolejnych bolesnych ciosów, jakie otrzymujemy od instytucji państwa, wspieranych przez media stojące wiernie u boku rządu i Platformy Obywatelskiej. I kto wie czy dziś sprawa katastrofy nie byłaby dawno zamknięta i podsumowana krótkim werdyktem sformułowanym przez generał KGB Tatianę Anodinę: błąd pilotów naciskanych przez „głównego pasażera”. Ale determinacja niektórych dziennikarzy (myślę tu przede wszystkim o pracownikach „Gazety Polskiej”, „Naszego Dziennika”, dawnej „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” i wszystkich mediów konserwatywnych, jakie powstały od tamtego czasu) i blogerów uratowała nadzieję na prawdę. Bardzo szybko kluczową rolę w walce o prawdę zaczęli odgrywać politycy PiS i nieliczni na początku naukowcy, którzy mieli odwagę głośno pytać i kwestionować oficjalne ustalenia. Pamiętamy: jeszcze w 2010 r. powstał Zespół Parlamentarny pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. To był pewien przełom, bo od tego czasu jakiekolwiek kłamstwo, czy choćby niekompetencja rządzących lub prokuratury, nie mogły już nie spotkać się z reakcją.
Co może najważniejsze, Zespół ten mógł tyle osiągnąć dzięki aktywnej pomocy polskich naukowców, profesorów: Biniendy, Szuladzińskiego, Obrębskiego, Rońdy i innych. Ich determinacja i odwaga spowodowały, że z czasem dołączyli do nich kolejni, dziś jest już ich ponad stu. Bez wynagrodzenia, wbrew środowiskowej i medialnej presji, czasem bardzo brutalnej, potrafili głośno zadawać pytania i przedstawiać argumenty poparte naukową wiedzą, które podawały w wątpliwość oficjalne „ustalenia”. Podkreślę jeszcze raz, to wymagało odwagi. Posłowie mają zagwarantowane bezpieczeństwo socjalne, ale naukowcy, szczególnie ci, którzy swoją karierę realizują w Polsce, mają bardzo dużo do stracenia. Dlatego też uważam, że jesteśmy winni im najwyższy szacunek.
Szczególnie w takich momentach, jak teraz, kiedy „Gazeta Wyborcza” piórem Agnieszki Kublik zamieściła na „jedynce” tekst, stanowiący bezprecedensowy – nawet, jak na „standardy” ostatnich trzech lat – atak na trzech ekspertów współpracujących z Zespołem posła Macierewicza (profesorów: Biniendę, Obrębskiego i Rońdę). I znów, nie chcę tu dokonywać analizy tej niegodziwej manipulacji i zastanawiać się dlaczego ten artykuł się ukazał, bo jest wystarczająco dużo tekstów w tej sprawie, także na portalu wPolityce.pl. Jedno co warto podkreślić, to że w tej operacji odbierania wiarygodności wymienionym naukowcom musieli brać udział przedstawiciele Naczelnej Prokuratury Wojskowej, co tylko potwierdza, z jaką presją muszą borykać się eksperci współpracujący z Zespołem. A o skuteczności tej kampanii skierowanej przeciw naukowcom niech świadczy tylko fakt, iż wczoraj wieczorem w Telewizji Republika, profesor Jacek Rońda nie mógł nawet podać nazwy uczelni, w jakiej pracuje!
Ale teraz chciałbym wyjaśnić, skąd w moim tekście wzmianka o posłach „Solidarnej Polski”. Mianowicie dziś rano (czwartek 19 września) słuchałem w Radiu dla Ciebie wywiadu z Andrzejem Derą, posłem SP. W pewnym momencie rozmowa została skierowana przez prowadzącego na temat publikacji „GW” o ekspertach Zespołu posła Macierewicza. Przyznam, liczyłem na to, że Pan poseł nie będzie się kierował partyjnym partykularyzmem i dramatyczną koniecznością odróżniania się od PiS, i weźmie w obronę profesorów. Przecież do pewnego momentu sam, wraz z kolegami z obecnej partii, działali w Zespole i nieraz głośno domagali się prawdy o przyczynach katastrofy. Nieraz też powoływali się na ustalenia ekspertów współpracujących z Zespołem. Ponadto w Smoleńsku zginęli także i ich przyjaciele i sami też definiowali, jako swój obowiązek działanie na rzecz wyjaśnienia przyczyn katastrofy. A wreszcie nakazywałaby to zwykła przyzwoitość i solidarność z ludźmi, którym tak brutalnie odbiera się godność.
Gorzko się pomyliłem. Poseł Dera skwapliwie skorzystał z okazji, by jeszcze dokopać profesorom. To było przygnębiające. I jeszcze świadomość, że politycy SP ochoczo spijają prasowe wypociny autorstwa kobiety, o której byli dziennikarze GW mówili jako o „cynglu” lub „osoby od mokrej dziennikarskiej roboty”. A dodatkowo smuci mnie podejrzenie, że Pan poseł zrobił to wyłącznie z dość prostacko rozumianej zemsty na tym „strasznym Kaczorze”. Tyle tylko, że akurat ta głupota nie może być traktowana, jako okoliczność łagodząca.
Myślę, że teraz nasz dzielny parlamentarzysta doczeka się zaproszenia do redaktor Moniki Olejnik, a może do redaktora Żakowskiego. Prawicowiec, który poza rytualnym jazgotem na Jarosława Kaczyńskiego pośmieje się z ekspertów Macierewicza będzie przez najbliższe chwile pożądanym towarem dla TVN24 czy innych, podobnych redakcji.
A ja mam tylko prośbę do Pań posłanek i Panów posłów z „Solidarnej Polski” – starajcie się już nie opowiadać w mediach czy choćby na spotkaniach z wyborcami, jak zależy wam na wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Obłuda wtedy będzie mniej widoczna, co generalnie powinno wam nieco ułatwić życie. Obnoście się ze swoim oburzeniem, jak to PiS was brutalnie niszczy, opowiadajcie o swoim programie dla Polski, którego wprawdzie po dwóch latach waszego istnienia wciąż trudno się doszukać, bądźcie „aktywni i widoczni”, ale o Smoleńsku może już nie perorujcie.
Ja ze swej strony deklaruję już o was nie wspominać, a kiedy nie dostaniecie się do Sejmu, to postaram się nawet wypić na tę okoliczność jakiś toast…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166798-krotka-refleksja-o-politykach-solidarnej-polski-i-ekspertach-zajmujacych-sie-katastrofa-smolenska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.