Mariusz Kamiński: "Należy wyjaśnić, jaki był udział prokuratorów w tej sprawie". Czy wojskowi śledczy współpracują z GW, aby ośmieszyć ekspertów?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. KBWLLP
fot. KBWLLP

Sprawa jest zadziwiająca, to po raz kolejny pokazuje dziwne działania prokuratury wojskowej w związku ze śledztwem smoleńskim - mówi w rozmowie z Polskim Radiem Mariusz Kamiński, wiceprezes PiS, były szef CBA.

CZYTAJ TAKŻE: KOMPROMITACJA „Wyborczej”. Do jakiej dziury schowa się teraz redaktor Kublik? Prokuratura ujawnia protokoły z zeznań

Ewidentnie chodziło o zdyskredytowanie grupy ekspertów pracujących społecznie z zespołem smoleńskim kierowanym przez Antoniego Macierewicza. W tym kontekście należy podejść do tego niezwykle krytycznie. Bo rolą prokuratury nie jest dyskredytowanie ekspertów pracujących społecznie i patrzących prokuraturze na ręce, wytykających wielokrotnie błędy i manipulacje w prowadzonym śledztwie. Takie drastyczne błędy, można by mnożyć przykłady tego, co przez te trzy lata robiła prokuratura wojskowa, całej tej nieporadności

- mówi Kamiński. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że zdyskredytowanie ekspertów było głównym celem Gazety Wyborczej.

Tam tylko skoncentrowano się na kilku fragmentach, które miały dyskredytować i ośmieszać ekspertów. Każdy chyba zdrowo myślący człowiek nie wyobraża sobie sytuacji, kiedy przychodzi poważny profesor Politechniki Warszawskiej i przedstawia się jako modelarz, że jego znajomość spraw związanych z katastrofą smoleńską polega na tym, że jak był małym dzieckiem, sklejał modele samolotów

- mówi wiceprezes PiS, który jest przekonany, że to prokuratura przekazała dziennikarce Gazety Wyborczej te materiały.

Gazeta Wyborcza napisała, że prof. Binienda miał się zwrócić do prokuratorów o przekazanie pewnych danych, które mogłyby mu pomóc w dalszych pracach. Tego nie ma w protokołach z przesłuchań. Więc jeśli to jest prawda, to świadczyłoby to dobitnie o współpracy prokuratorów przy tworzeniu tego artykułu

- zwraca uwagę Kamiński.

Poza tym proszę zwrócić uwagę, jak szybko zapadła decyzja o upublicznieniu tych protokołów. Zazwyczaj takie sprawy nie są tak szybko podejmowane w prokuraturze, jeśli prokuratura jest zaskakiwana publikacją. To wymaga decyzji, konsultacji z przełożonymi, także moim zdaniem należy wyjaśnić, jaki był udział prokuratorów w tej sprawie

- wyjaśnia Kamiński, zwracając uwagę na jeszcze jeden aspekt, o którym czytelnik może nie wiedzieć.

Protokół z przesłuchania nie jest stenogramem z przesłuchania. Jest zapisem prokuratorskim, oczywiście autoryzowanym poprzez złożenie podpisu przez osobę przesłuchiwaną. To prokurator eksponuje, co jest istotnego z punktu widzenia śledztwa w zeznaniach składanych przed nim przez świadka. Te protokoły są podpisane, bo uważam, że bardzo łatwo jest w trakcie przesłuchania wypuścić osobę niedoświadczona na wspomnienia z dzieciństwa, a potem skwapliwie to zaprotokołować. To są słowa, które oczywiście padły w trakcie rozmowy, ale one nie wnoszą nic do śledztwa i nie musiały być w protokole uwzględnione. Myślę, że prokurator już konstruując przesłuchanie, już miał na celu zdyskredytowanie osób, które patrzą mu na ręce

- podsumował Mariusz Kamiński

źródło: PR3/Wuj

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych