Decyzją radnych PO na referendum w Warszawie nie będzie komisji wyborczych w szpitalach i domach opieki. Bezczelność i panika w partii Tuska sięga zenitu

PAP/Leszek Szymański
PAP/Leszek Szymański

Partia trzymająca władzę nie tylko nawołuje do bojkotu referendum, w którym warszawiacy zadecydują o przyszłości koleżanki partyjnej Donalda Tuska. Partia władzy stawia realne przeszkody tym, którzy chcieliby zagłosować za obecną prezydent stolicy lub przeciwko niej.

Jak pisze „Super Express” ostatnim pomysłem warszawskich radnych PO jest rezygnacja z utworzenia komisji wyborczych w domach pomocy społecznej i szpitalach. Powstawały one zwyczajowo zawsze na wybory i referenda, ale nie tym razem. Radni PO zagłosowali przeciwko zajęciu się tą sprawą od strony uporządkowania kwestii prawnych i tym samym w ogóle zdjęto z porządku obrad Rady sprawę powołania 37 specjalnych komisji wyborczych.

Dlaczego? Powód wydaje się być oczywisty. Schorowanym, starszym ludziom trudniej będzie się pofatygować w niedzielę referendalną do najbliższego lokalu wyborczego. Ci, którzy mają duże problemy z poruszaniem się i nie będą mogli liczyć na pomoc innych, zwyczajnie zrezygnują z głosowania.

W naszym domu jest dużo osób niepełnosprawnych. Gdyby komisja była na miejscu, na pewno więcej osób by poszło głosować. A tak wybiorą się na referendum tylko pojedyncze, zdeterminowane osoby

- mówi „Super Expressowi” 75-letnia Anna Rogowska, pensjonariuszka Domu Opieki Społecznej przy ul. Syreny.

Piotr Guział, burmistrz Ursynowa i szef Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, jeden z inicjatorów referendum, nie ma wątpliwości jak oceniać posunięcie PO.

Maszynka do głosowania Platformy Obywatelskiej jest bezwzględna. Ci ludzie nie patrzą na argumenty, a jedynie realizują interes swojej partii, a w tym przypadku polega on na zbiciu frekwencji. To zamach na demokrację ciąg dalszy

- powiedział Piotr Guział portalowi wPolityce.pl.

W tej swojej desperackiej walce przeciwko jednemu z narzędzi demokracji jaką jest referendum, Platforma zrezygnowała nawet z głosów swojego „tradycyjnego elektoratu”. Specjalne komisje wyborcze miały być bowiem utworzone także w aresztach śledczych i więzieniu.

Czyżby towarzysze partyjni Donalda Tuska z Rady Warszawy uznali, że nie warto dla tych głosów wyborców z zakładów penitencjarnych ryzykować podsunięcia urny wyborczej „niepewnym ideologicznie” osobom starszym i chorym, na co dzień obserwującym skuteczność PO podczas sprawowania rządów.

Slaw/ "Super Express"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.