Czy to już koniec Warszawskiej Opery Kameralnej? Dyrektor Jerzy Lach zdaje się potwierdzać najgorsze przypuszczenia wielbicieli tej instytucji.
Przypomnijmy WOK - na artystycznej mapie Warszawy był zawsze miejscem szczególnym. Dla wielbicieli Mozarta - wręcz kultowym. To tu od ponad 20 lat można było obejrzeć cały dorobek genialnego kompozytora. I rok w rok - na Festiwal Mozartowski - bilety - choć nie tanie - rozchodziły się jak świeże bułeczki.
Klasyczny pałacyk w centrum Warszawy ale równocześnie nieco na uboczu kontrastował z pysznym gmaszyskiem Teatru Wielkiego. Tu zamiast elektrycznych brzęczyków widzów na salę wzywał portier dzwonkiem w ręku. Tu w antraktach podawano darmową kawę w prześlicznym serwisie z różyczkami. Ale co najważniejsze to tu można było obejrzeć Don Giovanniego, Czarodziejski Flet czy Wesele Figara w wysokiej klasy obsadzie i inscenizacji, która nie wywracała dzieła do góry nogami. Efekty specjalne nie zagłuszały muzyki. Artyści nie epatowali golizną i nie "dopisywali" operom nieistniejących podtekstów. WOK był taką małą enklawą sztuki konserwatywnej. Co w natłoku modernistycznych eksperymentów - choćby Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - stanowiło cudowny oddech. Przez lata też ten mały szczególny teatr, szczęśliwie leżał na marginesie rozgrywek personalnych, które co rusz targały Operą Narodową. Zajmował się sztuką, a nie polityką.
Tymczasem w Kameralnej panował spokój. Jej twórca Stefan Sutkowski - prowadził instytucję konsekwentnie i z sukcesami. Teatr był wizytówką muzycznej Warszawy.
Niestety w końcu i ta enklawa sztuki wpadła w oko politykom. Urząd wojewódzki kierowany przez Adama Struzika nasłał do opery kontrolerów, którzy potraktowali ją niczym fabrykę guzików. Dyrekcji postawiono masę idiotycznych zarzutów - m.in. że artyści nie pracują 8 godzin dziennie. Teatrowi przycięto dotacje, tak że organizacja kolejnego festiwalu wydawała się wręcz niemożliwa.
Bój o Warszawską Operę Kameralną trwał wiele miesięcy. Zespół prosił, by nadzór nad instytucją przejął bezpośrednio minister Zdrojewski. Petycję podpisały tysiące warszawiaków. Ale ani prośby, ani demonstracje z odśpiewaniem Requiem pod ministerstwem kultury nie zdały się na nic. Dyrektor Sutkowski musiał odejść. Ogłoszono konkurs. I tak się dziwnie złożyło, że wygrał go Jerzy Lach. p.o. dyrektora i były szef departamentu kultury w Mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim. A wygrać go po prostu musiał, gdyż zgłoszenia wszystkich 10 jego kontrkandydatów - reżyserów i artystów - odrzucono z przyczyn formalnych.
Trzeba jednak przyznać, że pierwsze kroki nowego dyrektora były dość ostrożne. Festiwalu Mozartowskiego nie odwołano. Mimo, że okrojony odbył się w kształcie nadanym mu jeszcze przez Stefana Sutkowskiego.
Choć kilka symptomów nowego porządku dało się zauważyć. Np. z operowego bufetu zniknął zabytkowy serwis do kawy. Pojawiło się za to darmowe piwo. Oraz baner Polskiego Cukru. Ale muzycznie i artystycznie - wciąż był to dawny WOK. Prawdziwą nadzieją mogła napawać inscenizacja Don Giovanniego przeniesiona z dużym rozmachem w plener na dziedziniec Pałacu w Wilanowie.
Zbierając laury za przygotowanie tego wydarzenia dyrektor zapowiedział, że w nowym sezonie będzie więcej nowości.
I oto na łamach Gazety Wyborczej - zdradził kulisy tych zamierzeń. Jedną z planowanych premier ma być opera o transseksualizmie. Opera której libretto napisze red. Pacewicz z Gazety Wyborczej. Opera, której jedną z głównych bohaterek będzie prawdopodobnie transseksualistka Anna Grodzka. Jednym słowem pieniądze, których brakowało na wystawienie pełnego dorobku Mozarta, czy na utrzymanie chóru - znajdą się na ten przedziwny operowo-genderowy "eksperyment".
Ciekawe, czy urząd marszałkowski i tym razem przyśle wnikliwą kontrolę, która będzie sprawdzać czy próby rozpoczynają się punktualnie. I ile wejściówek otrzymają krytycy? W tym ci z Czerskiej?
Jeśli tak ma wyglądać "nowe" w Kameralnej - to zapewne oznaczać będzie nie nowy początek, ale początek końca. Być może nawet znajdzie się publiczność - wszak nic nie napędza koniunktury tak jak skandal. Tylko na pewno nie będzie to publiczność dotychczasowa. Wielbiciele eksperymentów - mają już Trelińskiego w Wielkim. Konserwatystom - pozostaną chyba już tylko stare nagrania i drogie podróże - do Wiednia...
-------------------------------------------------------------
-------------------------------------------------------------
Tylko w naszym sklepie wSklepiku.pl do nabycia: kubek lemingowy wPolityce.pl!
Najgorętszy gadżet sezonu. Idealny dla wszystkich miłośników lemingozy. Kubek o głębokim wnętrzu.
Musisz go mieć!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166312-zmierzch-warszawskiej-opery-kameralnej-grodzka-zamiast-mozarta-trudno-o-wieksza-ironie