"Sam chciałeś, Grzegorzu Dyndało!". Podczas szczytu G20 w St. Petersburgu delegacja brytyjska usłyszała od rzecznika prasowego Władimira Putina:
Wielka Brytania? To mała wyspa, z którą nikt się nie liczy.
Downing Street zareagowała telefonem z prośbą, by strona rosyjska "zastanowiła się nad tym, co zostało powiedziane", na co Kreml oczywiście zaprzeczył, że taka uwaga w ogóle padła. Następna konfrontacja zachodnioeuropejskiego i rosyjskiego modelu uprawiania polityki międzynarodowej. Inne priorytety – w pierwszym przypadku wartości demokratyczne, odwrót od imperializmu, w drugim rosnący w siłę imperializm - inne agendy, stosowane narzędzia, inny stosunek do prawdy. Niewiele punktów stycznych.
Wielu Brytyjczyków czuło się mocno zakłopotanych, słuchając odpowiedzi "grzecznego ucznia z Eton", Davida Camerona na tę publiczną zniewagę.
Wielka Brytania – powiedział premier – to być może mała wyspa, ale mam wiele argumentów na to, że trudno byłoby znaleźć kraj z tak wspaniałą historią i większym duchem oporu niż nasz. To ta mała wyspa pomogła oczyścić Europę z faszyzmu i zachowała się dzielnie przez cały okres trwania wojny
– kontynuował.
Dalej było o tym, że "pomogła zlikwidować niewolnictwo", wynalazła "wszystko, co warto było wynalezienia", ma najwspanialszą sztukę i muzykę – tu padł przykład Beatlesów i Elgara. Jak słusznie zauważył Daily Mail, Cameron przypominał Hugh Granta w komedii „To właśnie miłość”, gdzie fikcyjny brytyjski premier, wymieniając osiągnięcia Wielkiej Brytanii, powiedział „no i lewa stopa Davida Beckhama”. Groteskowy był także późniejszy komentarz Camerona. Przyjął do wiadomości, że "Rosja absolutnie zaprzeczyła, iż taka uwaga padła", i dodał koncyliacyjnie "a z pewnością nie padła w mojej obecności". Na domiar wszystkiego minister skarbu, młodszy kolega Camerona z Oksfordu, George Osborne, ciągle powtarzał, że to Wielka Brytania, a nie Rosja układała agendę G20 na temat pomocy humanitarnej dla Syrii, ekonomii i reform podatkowych. No oczywiście, że nie Rosja! Rosja nie udziela pomocy humanitarnej, jeśli nie widzi w tym swojego interesu, i nie chodzi tu o interes moralny.
Tydzień temu, po przegranej przez Camerona w Izbie Gmin głosowania na temat podjęcia lub nie podjęcia akcji militarnej przeciw reżimowi Asada, pisałam o jednej z przyczyn, dla której Cameron - miast zachować się jak lady Thatcher po napaści argentyńskiej junty wojskowej na Falklandy - zwrócił się po decyzję do Izby Gmin. A zaraz potem Barack Obama do amerykańskiego Kongresu. Obaj są już produktami rewolucji kontrkulturowej, która przez ostatnie 40 lat przeorała wszystkie segmenty życia państwa i obywateli – od stosunku bioetyki, systemu podatkowego, państwa opiekuńczego, mniejszości etnicznych i seksualnych, aż po rozmiary pomocy humanitarnej dla państw rozwijających się. I teraz najwyraźniej dochodzi do resetu polityki międzynarodowej, tymczasem USA i Wielkiej Brytanii. Bo oto na naszych oczach powstaje nowy projekt stosunków międzynarodowych, opartych na innych niż dotąd zasadach. A bezsilność niegdysiejszych potęg i ich reakcja na upokarzające uwagi Rosji, nie wróży nic tu dobrego.
Już po przegranej Camerona w Izbie Gmin, brytyjska prasa konserwatywna przypuściła na premiera frontalny atak, który trwa do dziś. Zarówno poważne dzienniki jak "The Daily Telegraph" jak i tabloidy jak "Daily Mail", zarzucają Cameronowi, że obawiając się, iż "liberalna BBC będzie kręciła nosem", "wyniósł do piwnicy stare, dobre wartości konserwatywne". Ze "z trudem przechodzi mu przez usta słowo patriotyzm", w ustawach bioetycznych lub obyczajowych głosuje razem z laburzystami, "na stałe zaadoptował program Labour Party i Liberalnych Demokratów" i że sparaliżowany lękiem przed konsolidacją lewicy i wyborami powszechnymi w 2015 roku, łamie kolejne obietnice wyborcze. Patrz: interesujący artykuł Melanie Phillips w "Daily Mail" pt. "Oto dowód, że zasady konserwatywne mogą wygrywać wybory", w którym publicystka przeciwstawia "nowoczesnemu współczującemu konserwatyście" Cameronowi - "prawdziwego konserwatystę" Tony Abbotta. Abbott, nowy premier Australii, były oksfordczyk i entuzjasta polityki lady Thatcher, zwyciężył swojego konkurenta – lewicowego liberała właśnie nie ukrywając swoich zasad konserwatywnych. Zapowiedział obniżkę podatków, jest przeciwny małżeństwom gejowskim, twierdzi, że teoria globalnego ocieplenia klimatu to nonsens, zamierza zredukować roczną kwotę emigrantów przybywających do Australii i nie zwiększać budżetu na pomoc krajom Trzeciego Świata. Pełna temperamentu publicystka przeciwstawia dzielnego konserwatystę Tony Abbotta - który nie ulękł się krytyki australijskich mediów liberalnych, które nie szczędziły mu epitetów jak "szalony mnich" (miał zostać księdzem), "kalka Putina" i "męski szowinista" – Cameronowi, który "wpada w panikę, kiedy bonzowie BBC zmarszczą brwi".
Czy słucha mnie pan, panie Cameron?
– rozpoczyna swoją płomienną orację publicystka "Daily Maila".
Być może David Cameron nigdy nie przeczyta publicystki Melanie Phillips z "Daily Maila", choć powinien. Bo jeśli przypomnimy, że dzienny nakład tabloidu, to 3 mln egzemplarzy, a zwykle numer dociera do dwóch – trzech czytelników, lepiej, żeby przeczytał. Wiadomo, że dziś nie tylko przez brytyjski elektorat konserwatywny, ale sama partię oraz rząd Davida Camerona, biegnie prawdziwa Rift Valley. A w aktualnym rządzie koalicyjnym mamy nie tylko cameronistów, lecz także thatcherystów, "jastrzębi" jak William Hague. Jest to polityk, który został nie tylko ukształtowany, ale i wypromowany, niejako namaszczony przez premier Thatcher. Wczoraj w programie Andrew Marra w BBC Hague powiedział:
Pozycja Wielkiej Brytanii w świecie po przegranym głosowaniu w Izbie Gmin, może się pogorszyć.
Dodał, iż sam jest pewny, "że użycie broni chemicznej przez reżim syryjski winno się spotkać z akcją militarną", a "gdyby amerykański Kongres także zagłosował przeciw uderzeniu na reżim Asada, należałoby wszcząć alarm". Swoje wystąpienie zakończył informacją, że wprawdzie rząd nie planuje kolejnego głosowania w Izbie Gmin, lecz jeśli okoliczności dramatycznie się zmienią, możliwa jest rewizja planów. Media już spekulują, jak miałoby to wyglądać. Wydaje się jednak, że szansa na zmianę polityki zagranicznej rządu Davida Camerona nadejdzie dopiero w maju 2015 roku. Wtedy Brytyjczycy będą mogli wybierać – Labour Party jest wciąż w rozsypce – czy chcą głosować na "modern compassionate conservatism" czy "real conservatism".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166124-david-cameron-i-tony-abbott-nowoczesny-i-wspolczujacy-konserwatysta-kontra-prawdziwy-konserwatysta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.