NASZ WYWIAD. Poboży: Warszawskie referendum najważniejszym polem starcia PiS i PO w tym roku. Deklarowana frekwencja będzie rosła

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Leszek Szymański
fot. PAP/Leszek Szymański

Chociaż zaraz po ogłoszeniu daty referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, temat ten spadł z czołówek gazet, to jednak sama pani prezydent co rusz wychodzi z kolejną inicjatywą, która ma na celu przekonać warszawiaków do pozostania w domu 13 października. O ocenę sytuacji, na 5 tygodni przed najważniejszym w tym roku politycznym głosowaniem pytamy Błażeja Pobożego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego i redaktora naczelnego portalu "Polityka Warszawska".


wPolityce.pl: - Hanna Gronkiewicz-Waltz zaoferowała warszawiakom płacącym podatki w stolicy kolejną kartę, tym razem młodego warszawiaka, dzięki której rodziny będą płacić mniej za bilet do zoo lub na obiekt sportowy. Czy ta jej nadzwyczajna ostatnio aktywność może okazać się skuteczna w tłumieniu oburzenia na nią warszawiaków i wpłynąć na frekwencję, a dokładnie jej brak w dniu referendum?

Błażej Poboży: - Na pewno działania o charakterze promocyjno-wizerunkowym, podejmowanie przez panią prezydent mają przyczynić się, zdaniem jej strategów do odbudowy jej pozytywnego wizerunku, zwłaszcza wśród elektoratu Platformy Obywatelskiej. Jednak w mojej ocenie dzieje się to na zbyt krótko przed referendum, wobec czego intencje wszystkich tego typu aktywności są dość łatwe do odczytania przez potencjalnych wyborców. Dodatkowo, we właściwej ocenie tych posunięć pomagają komentatorzy i analitycy sceny politycznej. Jednym słowem kontekst referendalny wszystkich tych aktywności jest bardzo czytelny.


Czy jednak wprowadzając tego typu karty, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie strzela sobie sama w stopę? Wszak te ułatwienia będą bić w tzw. "słoiki" - zazwyczaj "świeżych" warszawiaków, którzy tu już pracują, mieszkają i nawet głosują, ale w dużej części jeszcze tu nie płacą podatków - a ta grupa, jak się wydaje, byłą dotąd silną ostoją Platformy Obywatelskiej? I taka Gazeta Wyborcza nie zostawia na tych propozycjach suchej nitki...

- Mieszamy kilka elementów. Po pierwsze, ja nie jestem przekonany, że elektorat Platformy Obywatelskiej, to jest - posługując się pana metaforą - elektorat tzw. "słoikowy". Warszawa owszem, była, mówię tu w czasie przeszłym, jednym z bastionów Platformy Obywatelskiej.

Drugą kwestią jest, czy elektorat Platformy Obywatelskiej odwrócił się od Hanny Gronkiewicz-Waltz. Oczywiście, że się odwrócił - pokazują to kolejne sondaże, tak, jak odwrócił się w różnych miejscach Polski. Odwraca się też od Hanny Gronkiewicz-Waltz i od Platformy Obywatelskiej także w Warszawie. Trzeba byłoby tu jednak posiłkować się jakimiś badaniami, na jakie poparcie w tej chwili mogłaby Hanna Gronkiewicz-Waltz liczyć w Warszawie.

Natomiast, jak już powiedziałem, wszystkie te działania podejmowane przez Hannę Gronkiewicz-Waltz właśnie teraz, być może dlatego są odbierane negatywnie także przez jej zwolenników lub osoby niezdecydowane, że ten kontekst referendalny jest bardzo czytelny. Przypomnę, że przez półtorej kadencji nie można było wprowadzić pewnych rozwiązań, ba - jeszcze w lutym tego roku stołeczny Ratusz deklarował, że nie jest możliwe wprowadzenie rozwiązań podobnych do karty warszawiaka, a tu nagle okazuje się, że na miesiąc przed referendum znalazło się 12 mln złotych, żeby takie rozwiązanie wprowadzić.


A nie odnosi Pan wrażenia, że od dobrych dwóch tygodni to odwoływana pani prezydent prowadzi jakąkolwiek kampanię? Zapadła jakaś dziwna cisza, zarówno w mediach jak i co bardziej zaskakujące wśród warszawskich polityków, którzy deklarowali jej odwołanie. Czy wszyscy pogodzili się już z tym, że po wezwaniach premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, frekwencja będzie jednak zbyt niska, żeby referendum było ważne?

- Nie, absolutnie tak nie myślę. Myślę, że działają tutaj prostsze mechanizmy. Temat referendum i tak przebił się do głównych mediów w sposób wyjątkowy. Uważam, że działa tu następujący mechanizm - zarówno w mediach, jak i sami politycy - aktorzy tej sceny - przerzucają swoje zainteresowania na poszczególne pola bitwy. Nic dziwnego, że w ostatnich dniach koncentrowali swoją uwagę na Podkarpaciu. Jestem jednak absolutnie przekonany, że najbliższe dwa, trzy tygodnie to będzie powrót zainteresowania sprawą referendum w Warszawie. Na pewno nie sądzę, żeby ktokolwiek pogodził się już teraz, na tym etapie, z brakiem frekwencji w referendum.

Jestem też spokojny o powrót w najbliższym czasie tematu referendalnego także do głównych mediów. To jest kluczowa sprawa, zarówno z punktu widzenia warszawiaków, jak i tych, którzy koncentrują się na sprawach Warszawy. Jest to istotny temat również z punktu widzenia ogólnopolskiej rozgrywki między dwoma najważniejszymi partiami politycznymi w Polsce, czyli między Platformą i PiS-em. Jest to kolejne i chyba najważniejsze pole starcia między tymi partiami.
Dlatego jestem spokojny, że temat referendum, co najmniej na 2 tygodnie przed referendum będzie dominował także w mediach ogólnopolskich.


Jednak kolejne sondaże wskazują, że ogromne, deklarowane w czerwcu poparcie dla głosowania w referendum zmalało z 60 kilku procent o blisko połowę i w ostatnim badaniu, sprzed dwóch tygodni było już na granicy ważności referendum, czyli 29 procent...?

- Wydaje mi się, że  było 36 procent...


Zgoda, ale to i tak prawie dwa razy mniej niż podczas zbierania podpisów i jeśli ten trend by się utrzymał, to referendum byłoby nieważne?

- To prawda, ale pamiętajmy też, że jeszcze żadne z tych badań nie pokazało, że te deklaracje frekwencji są niższe niż niezbędne, żeby referendum było ważne. To, że spada deklarowane poparcie dla głosowania, należałoby przede wszystkim odnieść do konkretnych badań i ich metodologii - jak były ono przeprowadzane, na jakiej próbie, gdzie, kiedy, w którym momencie. Druga kwestia może być związana z tym, o czym pan mówił - skoro po złożeniu podpisów mniej się mówi o referendum, to w jakiejś mierze ten temat przez ankietowanych też jest wypierany.

Jednak, jeśli, jak powiedziałem, główne media, po odpuszczeniu sprawy wyborów uzupełniających na Podkarpaciu, na powrót się nim zainteresują, to również ten temat znów zacznie interesować warszawiaków. Dlatego uważam, że odsetek osób deklarujących udział w referendum raczej nie będzie się już zmniejszał, a nawet będzie rósł.


A nie uważa Pan, że to oburzenie warszawiaków na Hannę Gronkiewicz-Waltz wypaliło się i ta niechęć nie jest już tak silna, jak parę miesięcy temu. Co powinien zrobić PiS, żeby znów podnieść temperaturę sporu, bo jak się wydaje, to będzie przede wszystkim starcie tych dwóch ugrupowań?

- I tak i nie. Jeśli jednak pan pyta o Prawo i Sprawiedliwość, to faktycznie powinno zaangażować się w jakąś akcję profrekwencyjną. Jeśli PiS chce, żeby ten konflikt był rzeczywiście kolejną areną sporu między nim i Platformą, to wsparciu inicjatywy WWS-u, po złożeniu ogromnej liczby podpisów, które być może przeważyły, że do tego referendum w ogóle dojdzie, musi teraz zaangażować się mocno w działalność na rzecz zwiększenia frekwencji.

Paradoksem jest, że w tej chwili jedynymi ugrupowaniami, które taką akcję profrekwencyjną prowadzą, są tylko WWS - bardzo słabo przebijający się medialnie - i jedna z mniejszych formacji, czyli Republikanie Przemysława Wiplera. A PiS faktycznie, prowadzi w tej chwili taką taktykę na wyczekanie. Ale ja to znów odnoszę do kontekstu podkarpackiego, gdzie teraz zostały rzucone wszystkie siły i trzymając się tej wojskowej metafory, zostaną następnie przerzucone do Warszawy.


A czy decydującym czynnikiem, który może zniechęcić warszawiaków, żeby pójść do urn wyborczych nie okaże się świadomość, że odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz kompletnie nic nie zmieni? Nawet jeśli nie zostanie ona powołana na komisarza stolicy, jak grozi Tusk, to ewentualny nowy prezydent i tak byłby dosłownie ubezwłasnowolniony przez starą Radę Warszawę, której, z niezrozumiałych przynajmniej dla mnie powodów, Piotr Guział nie chciał odwołać razem z Hanną Gronkiewicz-Waltz...

- Jeżeli byśmy założyli, że przeciętny wyborca jest w stanie przeprowadzić podobną analizę polityczną, jaką pan przedstawił, (a ja poczyniłem bardzo podobną, w takim tekście pt. "Kłamstwa referendalne" na portalu "Polityka Warszawska", wskazując, że jest to pewien paradoks, że odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz będzie oznaczać albo wprowadzenie komisarza, albo nawet wybory i konieczność współpracy nowego prezydenta z platformianą Radą Warszawy), to gdyby tak było, to może faktycznie poczułby się zniechęcony.

Myślę jednak, że specyfika referendum w sprawie odwołania konkretnego urzędnika, do tego tak znanego, jest podobna do specyfiki wyborów jednoosobowego organu jakim jest prezydent. To sprawia, że ta frekwencja przy umiejętnych akcjach na rzecz jej zwiększania powinna wzrosnąć.

Oczywiście nie chcę tu niczego wyrokować, bo sytuacja w polityce jest na tyle dynamiczna, że wszystko może jeszcze się zdarzyć. Jednak, jak mówiłem - najbliższe dwa tygodnie powinny być kluczowe.


not. kim

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych