Prof. Ryszard Bugaj: "Przekreślona została elementarna wiarygodność państwa". NASZ WYWIAD

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

wPolityce.pl: Premier Tusk ogłosił, że obligacyjna część składki OFE będzie przesunięta do ZUS, natomiast inwestowanie w akcje ma być dobrowolne. Co to oznacza dla Polaków?

Prof. Ryszard Bugaj: Byłem zawsze przeciwnikiem systemu OFE. Decyzja rządu to jest właściwie jego likwidacja. Pozostaje zasada, zresztą okropna, że świadczenia są całkowicie proporcjonalne do wysokości zgromadzonego kapitału. To oznacza, że ludzie zamożni wyjmują z niego znacznie więcej niż biedni. To jest redystrybucja (w obrębie obydwu filarów) na rzecz najzamożniejszych grup. Mam o tyle mieszane uczucia, że przyczyną, dla której dokonuje się zmian, nie są zasadnicze wady tego systemu, ale sytuacja budżetu państwa. Potencjalnie były też inne drogi dla poprawienia bilansu Funduszy Ubezpieczeniowych, np. jest bardzo niski limit dochodu oskładkowanego – wielu managerów nie płaci składki już w kwietniu czy w marcu i dostają potem ogromną podwyżkę z tego tytułu (do końca roku). Mamy też bardzo niskie obciążenie składką osób samozatrudnionych. Wprawdzie niektórzy, szczególnie ci na których wymusza się samozatrudnienie i mają niskie dochody, płacą sporą składkę, ale duzi przedsiębiorcy płacą symboliczną składkę. Oni teoretycznie będą mieli w przyszłości bardzo niskie świadczenia może się nawet okazać, że niższe od minimalnych i wtedy trzeba będzie dopłacać z budżetu.

W sumie mamy do czynienia z likwidacja II-go filaru i z tym z czym sympatyzuję. Z drugiej strony nie robi się całej masy rzeczy, które powinny być zrobione. Według mnie najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie ludziom wyboru, w dość szerokich granicach: od jednego punktu procentowego składki do pięciu punktów. Zapewne nie zdecydowano się na takie rozwiązanie, bo bano się, że wiele osób pozostanie. Przekreślona została elementarna wiarygodność państwa. Była wprowadzona reforma, którą przedstawiono jako trwałą zmianę, więc - moim zdaniem - wycofanie się z niej powinno być pozostawione dobrowolnym decyzjom ludzi.

Czy takie wypośrodkowane rozwiązanie było najbezpieczniejsze dla rządu?

Całkowita likwidacja II-go filaru niesie potencjalnie daleko idące następstwa. Tu jest niesłychanie wiele subtelności, np. czy te indywidualne środki zgromadzone w OFE można identyfikować jako prywatne środki tych ludzi? Rostowski mówił osobom, które protestowały, że konfiskowane są ich prywatne pieniądze: „to niech pan pójdzie i je odbierze”. To są środki, do których ubezpieczony ma prawo jak osiągnie wiek emerytalny i można je odbierać tylko w cząstkach. Nie wiadomo ile tego w punkcie startu de facto będzie – jeżeli jest kryzys, to może się okazać, że niewiele. Myślę, że ta kwestia będzie przewijać się w sporach prawnych, np. w Trybunale Konstytucyjnym.

Donald Tusk powiedział w Krynicy, że kryzys się kończy, natomiast dzisiaj Jarosław Kaczyński - że koniec kryzysu będzie można ogłosić, jak odczują to polskie rodziny. Jak to z tym kryzysem jest?

Nie jestem pewien czy kryzys się kończy w takim sensie, w jakim rozumie to Tusk. Premier łączy to określenie z poprawiającą się stopą wzrostu. Od 2008 roku, przynajmniej trzy razy były takie sytuacje, kiedy się „poprawiało”. Pojawiały się potem takie komentarze, że już jest z górki, a potem było znowu w dół. Nie neguję tego, że w tej chwili troszkę poprawia się sytuacja i są przesłanki do optymistycznych prognoz – jednak to są tylko prognozy, do których ja bym nie przywiązywał większego znaczenia. Przypisywałbym im prawdopodobieństwo w granicach 50 proc. Poza tym jest też sprawa tego jak rozumiemy kryzys. Donald Tusk zapewne stawia znak równości pomiędzy słowem kryzys i recesja, a to – według mnie – jest niedopuszczalne. Kryzys, w znaczeniu negatywnych perturbacji gospodarczych, przezwyciężymy wtedy, jeżeli oddalimy się znacząco od 50-procentowej normy ostrożnościowej. Kiedy nasz dług publiczny spadnie do poziomu 50 proc., to wtedy prawdopodobnie będziemy mieli „z górki”. Jednak jak długo tego realnie (a nie przez księgowe manipulacje) nie osiągniemy, to sytuacja pozostanie zła. Natomiast Jarosław Kaczyński mówi o kryzysie w znaczeniu potocznym, tak jak to ludzie identyfikują ze względu na swoją sytuację gospodarstwa domowego.

Mówił pan profesor o tym długu publicznym. W czasie Forum Ekonomicznego, podczas wywiadu z red. Janke, Jarosław Kaczyński zaproponował, żeby np. przebudować administrację finansową, wprowadzić podatek dla dużych sieci bankowych czy postawić na innowacyjność. Czy to są słuszne propozycje?

Sympatyzuję z ideą podatku bankowego. Od usług bankowych nie ma VAT-u. Jakiś rodzaj podatku obrotowego od usług bankowych czy od aktywów uważałbym za pomysł dobry i warty wsparcia. Jeśli chodzi o sieci handlowe, to one są – wszystko na to wskazuje – w fazie ostrej konkurencji między sobą. Przy bardzo niskiej rentowności oni będą mieli tendencję do przerzucania tego podatku na klientów, nawet jeżeli to będzie podatek dochodowy. W warunkach gospodarki konkurencyjnej takiej tendencji może nie być wtedy, kiedy rentowność jest dość wysoka. A w tym przypadku nie ma tej sytuacji.

Rozmawiała Magdalena Czarnecka

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych